Artykuły

Zapach nafty

Przedstawienie jest przeznaczone dla widowni w określonym wieku i nie jest to przedział 18-30 lat - o spektaklu "Żar" w reż. Edwarda Wojtaszka w Teatrze Narodowym pisze Dominik Ferenc z Nowej Siły Krytycznej.

Na spektakl "Żar" w reżyserii Edwarda Wojtaszka wybrałem się z myślą ogrzania przy cieple tego zapowiadającego się na bardzo kameralne przedstawienia. Dodatkową dawkę ogrzewania miało zapewnić miejsce, w którym spektakl się odbył - sala kominkowa. Okazało się, że jedynym żarem bijącym z tego przedstawienia jest palący się w kominku pamiętnik.

Spektakl został bardzo pozytywnie przyjęty przez krytykę, ale chyba ze względu na trójkę zasłużonych dla teatru i kina aktorów - Zbigniewa Zapasiewicza (Henrik), Ignacego Gogolewskiego (Konrad) i Danutę Szaflarską (Nini). Nie parzy, a nawet nie żarzy to, co dzieje się we foyer. Aktorzy sprawiają wrażenie zmęczonych, wypalonych. Wiem, że występując już tak długo na deskach teatru, ciężko jest o entuzjazm i przekazywanie emocji.

41 lat minęło od ostatniego spotkania dwóch przyjaciół. To, co podzieliło ich lata temu, powraca jako główny temat rozmów, a właściwie monodramu Zapasiewicza. Henrik opowiada o tym, co się wydarzyło, co dotknęło go w przeszłości ze strony najbliższego przyjaciela. Nie wiem, czy założeniem twórców spektaklu miał być żar monologów (naprawdę jest ich pełno) Zbigniewa Zapasiewicza. To "gadane" przedstawienie stoi w miejscu. Akcja mało żarliwie posuwa się do przodu. Ciężko jest sobie wyobrazić to, o czym mówi Henrik. Nie wczuwamy się w jego skórę, opowiada o polowaniu, o straconej miłości, ale to gdzieś przelatuje, unosi się w powietrzu wraz z zapachem nafty. Spektakl jest pretensjonalny - Zapasiewicz bombarduje Gogolewskiego pretensjami, w wypowiadanych przez niego kwestiach zawarty jest żal i żądania wyjaśnienia tego, co ich poróżniło w przeszłości.

"Żar" jest przedstawieniem emfatycznym, przesadnym, a momentami górnolotnym. Przypomina rozmowę dwóch starszych panów siedzących przy kominku, popijających koniak i palących cygara, wspominających dawne czasy. Problem tkwi w tym, że jeden aktor cały czas mówi, a drugi tylko słucha, raz od czasu przejdzie się po saloniku w tę i z powrotem. Henrik wie, że to ich spotkanie jest ostatnim i chce wyjaśnień, chce być tym, który wyciąga rękę do przyjaciela, który zdradził go z jego żoną. Dzisiaj dużo mówi się o lustracji i doprowadzeniu pewnych spraw do końca. Sceniczny dialog jest jakby lustracją. Konrad przytakuje, a w zasadzie nie ma innego wyjścia, zgadza się poprzez milczenie z tym, co zarzuca mu Henrik. Warto podkreślić, że dawne błędy z jednej i drugiej strony nie zniszczyły pięknej przyjaźni. Sala kominkowa Teatru Narodowego pozwala być blisko aktorów, ale nie pozwala czynnie zaangażować szarych komórek w akcję. Sceny, w których pojawia się Szaflarska (tych jest zdecydowanie za mało) dają iskierkę ciepła.

W życiu każdego z nas, zdarzają się takie chwile, że osoby, które uważaliśmy za przyjaciół wcale nimi nie są. Prawdziwa przyjaźń jest właśnie taka jak w spektaklu "Żar", ponad podziałami, męska, silna. Do wszystkiego potrzebne jest zrozumienie, w przyjaźni granice nie istnieją - przyjaźń jest wtedy, gdy mamy odwagę powiedzieć tak jak Henrik: "pragnąłem twojej śmierci". Przedstawienie porusza również wątek samotności. Trzy puste fotele na scenie, każdemu przypisana jest osoba, która może w nim zasiąść. Jedno tylko miejsce już na zawsze będzie puste - to fotel, w którym zasiadała Krisztina, żona Henrika. Grany przez Zapasiewicza Henrik wiedział, że do spotkania z dawno niewidzianym przyjacielem prędzej czy później dojdzie. Przyszedł czas, gdy dwa fotele znalazły swoich właścicieli, właścicieli zmęczonych życiem. "Samotność kryje tyle niebezpieczeństw, co dżungla", to właśnie w chwilach samotności dochodzimy do przeróżnych wniosków, znajdujemy pozorne rozwiązania spraw, a czasem nawet odkrywamy całą prawdę o nas samych, o naszym życiu. Jak w dżungli, tak i w życiu, cały czas natrafiamy na nowy szlak, który prowadzi nas do momentu, w którym nigdy nie chcielibyśmy się znaleźć. Gdy tracimy kogoś bliskiego i nie potrafimy tego zrozumieć, nie jesteśmy w pełni ludźmi. "Żar" jest także ucieczką, ucieczką od problemów (jak w przypadku Konrada), czy ucieczką przed przeszłością. Gdy przychodzi czas zmierzenia się z demonami przeszłości, najlepszym wyjściem staje się wrzucenie w ogień pamiętnika. Gdyby w tym wszystkim, co jest na scenie była żywiołowość, energia, a nie patos, to światło ze świec stałoby się tym pozytywnym żarem, który nie przeszkadza i prowadzi przez półmrok.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji