Artykuły

Lekko, przyjemnie, zabawnie

Lekkość spektaklu, jego farsowy charakter i odrobina "dorosłych", odważniejszych obyczajowo scen, z pewnością zapewnią mu publiczność. I dobrze, bo nie ma nic złego w tym, że teatr przygotowuje przedstawienie komediowe - o "Weselu Figara" w reż. Włodzimierza Nurkowskiego w Teatrze Groteska w Krakowie pisze Hubert Michalak z Nowej Siły Krytycznej.

Kto nie ryzykuje, ten traci - ta zasada, jak się wydaje, przyświecała twórcom najnowszej premiery Teatru Groteska. Ryzyko było spore: lalkarze mieli zagrać w żywym planie utwór, który w Polsce grany był dotąd jedynie w teatrach muzycznych i operach. Trudne, a dla nie wprawionych gardeł może i karkołomne partie wokalne w połączeniu z bardzo dynamiczną akcją i intensywnym scenicznym "dzianiem się", to ogromne wyzwanie dla osób, pracujących dotąd na kompletnie innym materiale. Czy ryzyko się opłaciło?

Włodzimierz Nurkowski, reżyser spektaklu, zdecydował, by historia Figara i jego ukochanej Zuzanny rozgrywała się w żywym planie, niemal bez użycia lalek. Te, które pojawiają się w trakcie przedstawienia (kilka kukieł i umieszczone na metalowej konstrukcji drobne owady), są właściwie niepotrzebne i trudno znaleźć dla nich jakieś uzasadnienie. Pozbycie się ich nadałoby spektaklowi większą jednorodność, jednak dopóki są - wprowadzają pewien zgrzyt estetyczny. Dominująca rola żywego planu odbiera lalkom wszelką siłę wyrazu i przyćmiewa je do tego stopnia, że prędko zapomina się o ich istnieniu. Takie mieszanie porządków dwukrotnie jeszcze i na różnych planach pojawia się w przedstawieniu - i ani razu nie wychodzi mu na dobre.

Najmocniej razi jednak muzyka. Częściowo grana jest na żywo (przez Sławomira Zubrzyckiego), ale niektóre fragmenty są puszczane z płyty. Mało tego - z płyty również kilkakrotnie słychać partie wokalne, śpiewane przez zawodowych śpiewaków operowych. Trudno znaleźć wytłumaczenie dla tego wymieszania. Wprowadza ono fałsz, nieczystość, nie jest w żaden sposób ujęte w ramy formalne, przeszkadza w odbiorze.

Drugi element dezorganizujący spektakl to wyświetlane projekcje. Na samym początku przeczytać możemy pełen skład obsady, w trakcie spektaklu - słowa arii. Aktorzy nie ogrywają w żaden sposób wyświetlanego tekstu, nie organizuje on również widowiska - choć mógłby, upodabniając je np. do filmu. Żadna z tych projekcji nie znajduje, niestety, wyjaśnienia czy choćby usprawiedliwienia.

Przedstawienie jest rodzajem gry z konwencją. Aktorzy starają się grać lekko, "zapominając" o tym, jaki sposób gry narzuca forma operowa. Partie wokalne łączone są z dynamicznym ruchem scenicznym, spektakl rzadko zwalnia tempo. Zwinnie poruszający się wśród ażurowych elementów scenografii wykonawcy anektują dla siebie całą przestrzeń sceniczną. Nie sposób jednak nie dostrzec, jak wiele pracy musiało kosztować zarzucenie konwencji gatunkowej na rzecz farsowego sposobu grania. Drobiazgowo wypracowane, niekiedy bardzo skomplikowane układy ruchowe są rodzajem ostentacyjnego porzucenia operowej statyczności. Nacisk na pracę formalną sprawia, że aktorzy niekiedy "gubią" swoje postaci. Skupienie na odtworzeniu struktury ruchu czy partii wokalnej absorbuje ich do tego stopnia, że postać znika gdzieś, by powrócić po przejściu danego, trudniejszego fragmentu przedstawienia.

Zdecydowanie najlepiej odnalazł się w tym typie pracy scenicznej Paweł Mróz. Figaro w jego wykonaniu kumuluje w sobie mnóstwo energii, aktor nie poddaje się rozproszeniu, nie gubi rytmu, jest precyzyjny w działaniach scenicznych i wpisuje się znakomicie w wypracowaną konwencję. Warta zauważenia jest też rola Małgorzaty Hachlowskiej. Jej Marcelina, monstrualnie pogrubiona, upudrowana i uszminkowana, z początku jawi się jako istota (słowo postać jest tu zdecydowanie mało precyzyjne) groteskowa, odpychający relikt formy operowej. W toku przedstawienia jednak coraz mocniej przekonuje do siebie widza. Aktorka buduje postać, wobec której jest zdystansowana, co służy spektaklowi, który przecież cały pozbawiony jest tonu serio.

Zabawna jest Hrabina w wykonaniu Olgi Przeklasy, drapieżna i nieco wulgarna w roli Cherubino Maja Kubacka. Wszyscy aktorzy zaś zasługują na uznanie za odwagę, z jaką rzucili się w ten projekt. I choć pierwsze pokazy "Wesela Figara" obciążone były jeszcze pewnym skrępowaniem (nie wszystko zostało czysto wyśpiewane, nadal dostrzec można było zmaganie się z formą sceniczną), gdy spektakl się rozegra i aktorzy poczują w nim swobodnie, oglądanie ich będzie zapewne wielką przyjemnością.

Lekkość spektaklu, jego farsowy charakter i odrobina "dorosłych", odważniejszych obyczajowo scen, z pewnością zapewnią mu publiczność. I dobrze, bo nie ma nic złego w tym, że teatr przygotowuje przedstawienie komediowe. Nie jest ono wolne od niedoskonałości, ale wynagradza to płynąca ze sceny energia, radość wykonawców i przekuwanie skostniałej formy operowej w nową jakość.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji