Artykuły

Poszukując melodii Bergmana

Kto widział film, będzie wychodził z teatru rozczarowany - o "Sonacie jesiennej" w rez. Eweliny Piettrowiak w Teatrze Ateneum w Warszawie pisze Dominik Ferenc z Nowej Siły Krytycznej.

Ingmar Bergman uważany jest za jednego z najwybitniejszych reżyserów filmowych, ale mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że w cieniu jego filmowej twórczości żył teatr. Bergman zawsze uderzał w tematy poruszające problemy egzystencjalne, dotykające sfery religii czy filozofii. Prowadził specyficzny dialog z Bogiem, zafascynowany był faszyzmem. Jak każdy wielki artysta nie bał się poruszać tematów kontrowersyjnych i budzić tych kontrowersji własną osobą. Zawsze otoczony pięknymi kobietami, które później stawały się jego muzami i które stanowiły nieodłączny element jego filmów i spektakli, były sposobem na ukazanie tego, jak postrzega życie. Twórczość Bergmana jest o tym, czego zobaczyć nie można. Jego film "Jesienna sonata" to dogłębna analiza konfliktu między matką i córką. Na deskach Teatru Ateneum możemy podziwiać inscenizację scenariusza Bergmana w reżyserii Eweliny Pietrowiak.

Sceniczna wersja "Jesiennej sonaty" nie odbiega od filmowego pierwowzoru i nie widać zbytniego wysiłku w stworzeniu czegoś nowego. W pamięci mamy kreacje Liv Ullmann i Ingrid Bergman. Film miał klimat teatralny, ale Bergman przecież lubił "teatralne efekty". "Sonata jesienna" - tak brzmi tytuł przedstawienia, jest przerysowaniem filmu wielkiego mistrza kina. Kwestie wypowiadane przez aktorów niewiele różnią się od tych, które były w filmie. Aktorzy nie wnoszą do gry nic od siebie, naśladują zachowania i sposoby mówienia z filmu Bergmana. Kto widział film, będzie wychodził z teatru rozczarowany. Konstrukcja przedstawienia jest identyczna jak ta w filmie - jednak wyszło to na dobre przedstawieniu. Klamrę stanowią wypowiedzi Wiktora (Krzysztof Gosztyła). Może nie należy porównywać spektaklu i filmu? Wybór należy do nas.

Siedem lat trwała rozłąka matki i córki. Córka Ewa (Dorota Landowska) decyduje się na napisanie listu do matki (Charlotta - Ewa Wiśniewska), w którym zaprasza ją do odwiedzin. Niespodziewanie matka godzi się na odwiedzenie córki. Charlotta to doceniona na całym świecie pianistka, przybywając do domu córki zachowuje się jak gwiazda. Oczywiście córka i jej mąż Wiktor starają się "rozpieszczać" swojego gościa. Jednak w tej adoracji ukryty jest ogromny żal do kobiety, matki, która pozostawiła córkę samą sobie, ofiarowała jej tylko kalectwo uczuć. W pierwszej scenie padają słowa: "trzeba nauczyć się żyć, ja ćwiczę to codziennie". To pewnego rodzaju świadectwo, że tak naprawdę zrozumiemy życie w chorobie, bądź też na łożu śmierci. Matka i córka postrzegają lata spędzone razem zupełnie inaczej. Charlotcie wydaje się, że jest ciepłą i kochającą matką, że robi wszystko dla dobra własnego dziecka - nawet zamknie je w szpitalu psychiatrycznym. Postępowanie matki jest oderwane od jakiegokolwiek wzorca, jej pozorna opieka to swoista ucieczka od problemu, najłatwiejsze wyjście z życiowej traumy. Nie potrafi spojrzeć w oczy swojej drugiej cierpiącej córki Heleny (Katarzyna Łochowska), brzydzi się nią, nie wie, co ma jej powiedzieć. Najgorsze jest jednak to, że nie potrafi przyznać się do winy. Interpretacja życia według niej to pieniądze i sława, brak więzi rodzinnych. Ewa nosi krzyż, który przekazała jej własna matka. Córka bardzo kochała matkę, będąc dzieckiem chciała spędzać z nią dużo czasu, a została odtrącona. Bok przebiła jej włócznia słów używanych przez matkę, octem okazało się nazwanie córki chłopcem. Życie w cieniu matki sprawia, że własne staje się pozbawione sensu i niedoskonałe. Potrzeba tragedii, by zrozumieć niezrozumiałe.

Bergman posługiwał się poetyką snu, w przedstawieniu tego snu nie widać. W inscenizacji nie ma psychologicznego dramatu. Reżyserka nie wyciągnęła z aktorów emocji, które zawsze towarzyszyły twórczości Ingmara Bergmana, w przedstawieniu brak jest również motywacji i oryginalności stylu. Bergmana nie można naśladować! Artyzm wielkiego mistrza nie polegał na łatwości przekazu, jego twórczość to wieczne poszukiwanie, czasem pozostawianie uchylonych drzwi, za którymi można "odsłonić uczucia i myśli".

Wysyłając list do matki uważajmy, by najbliższa osoba - w przypadku przedstawienia mąż Wiktor, nie przeczytała go i nie potargała. Czasem w tych porwanych kawałkach papieru można odnaleźć słowa przebaczenia, ale czasem ta druga osoba nie dowie się, że chcemy by wszystko było dobrze. Jak później poskładać skrawki papieru w jedną białą kartkę i zapisywać ją ponownie?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji