Artykuły

Przyjdź! Zobacz! Zapomnij!

Nad spektaklem unosi się ciężki duch rosyjskiej władzy - autorytarnej i aroganckiej, dla której jedna Rosja więcej znaczy od Rosjanina - o "Nordost" w reż Grażyny Kani w Teatrze Polskim w Bydgoszczy pisze Borough of Islington z Nowej Siły Krytycznej.

Na deskach Teatru Polskiego możemy podziwiać kolejną opowieść o współczesnym terroryzmie. Po "Motortown" i gościnnych pokazach "Urlike Marii Stuart" przyszedł czas na "Nordost" - niebanalną historię trzech kobiet wepchniętych w tryby tragedii, jaka wydarzyła się 23 X 2002 r. Wtedy to czeczeńskie komando przeprowadziło szturm na moskiewski teatr na Dubrowce, w którym znajdowały się 922 osoby. Próba odbicia zakładników przez rosyjskie służby specjalne pochłonęła ok. 160 ofiar, w tym 40 terrorystów.

Sztuka Buchsteinera ukazuje różne perspektywy tragedii. Wsłuchujemy się w splecione delikatnie trzy monologi, połączone ze sobą wykrzyknikami misternie utkanymi z uczuć i emocji, które balansują na granicy ciszy i huraganu. Mamy niewiele czasu na zaczerpnięcie powietrza, wystarczy jeden krzyk, jedno słowo, rozkaz, aby wyrwać z fotela. Atak na teatr na Dubrowce widzimy oczyma Zury - czeczeńskiej terrorystki (Dominika Biernat), Tamary - łotewskiej lekarki (Anita Sokołowska) i Olgi - rosyjskiej księgowej (znakomita Beata Bandurska). Trzy kobiety, trzy krzesła, trzy mikrofony. Minimalizm posunięty do granic. Kobiety samotne, porzucone i zaniedbane. Wdowy. Ich słowa są niczym szrapnele, pociski miotane w naszym kierunku. Trzy, dwa, jeden. Czekamy na wybuch, ale on nie następuje. My, pozostający z dala od wojny i terroru doświadczamy tylko strachu i bezsilności. W duchu cieszymy się, że nadejdzie koniec spektaklu, że nie będziemy musieli wysłuchiwać tych anormalnych historii o ludziach duszących się własnymi językami, o dzieciach zabieranych matkom, o państwie narażającym własnych obywateli.

"Nordost" jest dokumentalnym zapisem tragedii sprzed 5 lat. Świetnie napisany tekst, idealnie rozłożony na trzy postacie, pozwala rejestrować najmniejsze szczegóły. Efekt realizmu jest dodatkowo wzmocniony przez użycie multimediów. Wypowiedzi kobiet o tym, co nie dotyczy bezpośrednio ataku na teatr, oglądamy na telewizorach. Dopiero ze sceny, "na żywo", padają kwestie, które nawiązują do 23 X 2002 r. Prosty podział zastosowany przez Grażynę Kanię ma swój efekt. Czujemy się, jakbyśmy i my uczestniczyli w moskiewskiej tragedii. Zostajemy uwięzieni. My, a między nami tekst, te gryzące słowa, wypowiadane w niesamowitym tempie na trzy.

Monologi kobiet to trzy głosy traktujące o społecznych konsekwencjach wojny i terroryzmu. W "Nordost" ukazane zostaje najprostsze w świecie domino, przyczynowo-skutkowy ciąg, który ma swój początek w 1999 r., kiedy to zaczyna się II wojna czeczeńska. Pierwszy przewrócony klocek to mąż Zury, zabity w Groznym przez rosyjskiego snajpera. Po tej tragedii kobieta zostaje tzw. "czarną wdową", szachidką, członkinią oddziału terrorystek-samobójczyń, które będą stanowić połowę ze szturmujących teatr na Dubrowce. W jej oczach atak jest usprawiedliwiony. "Moi rodacy też byli niewinni." - mówi Zura po tym, jak ginie jeden z rosyjskich zakładników. Domino przewraca się klocek po klocku. Tamara jest z kolei żoną Nikołaja - byłego żołnierza, który spędził w Czeczenii 16 miesięcy. Jest lekarką pogotowia. Mówi, że już dawno owdowiała. Nikołaj cierpi na powojenny szok urazowy. Olga, wzorowa żona i mama, kończy swój monolog słowami: "Staram się zrozumieć te terrorystki. Gdybym to ja straciła rodzinę, także założyłabym pas z ładunkiem wybuchowym. Wysadziła się". Koło zostaje zamknięte. Ostatnie domino upada, krwawy proces dobiega końca, ale nie oznacza to wcale, że "Nordost" zawiera ostateczną receptę, prostą odpowiedź na zło. Wręcz przeciwnie, spektakl rodzi jedynie współczucie, ponieważ wiemy, że wystarczy tylko jeden islamski fundamentalista, tylko jeden zwyrodniały rosyjski żołnierz, aby klocki zostały ułożone na nowo, a wtedy inna Zura, inne Tamary i Olgi będą miażdżone przez bezlitosną maszynerię historii.

Nad spektaklem unosi się ciężki duch rosyjskiej władzy - autorytarnej i aroganckiej, dla której jedna Rosja więcej znaczy od Rosjanina. Postać Szakrasowa - koordynatora akcji odbicia zakładników - ma w sobie coś, co jest wspólnym mianownikiem dla tego co radzieckie, carskie i rosyjskie. Mam tu na myśli występującą u rządzących cechę, która kształtuje relacje z rządzonymi, wpływa na język władzy, akcent słów, grymas twarzy. Cechę tę posiada władza obserwująca obywateli z góry, traktująca swój kraj jak narzędzie mające zapewnić dobrobyt kaście uprzywilejowanych, jak folwark, na którym można położyć łapę.

"Nordost" odcina pępowinę, która łączyła nas z szeroko pojętym bezpieczeństwem, która dawała poczucie tego, że znamy swoich wrogów, która jaskrawo nakreślała miejsca naszego spokoju. Doświadczamy terroryzmu, który nie jest wymysłem szaleńców, lecz skomplikowaną reakcją, kulturowo-cywilizacyjną szaradą. Potęguje to tylko nasze przerażenie. Przez półtorej godziny uczestniczymy w lekcji, której temat brzmi: "Nic już nie będzie takie samo". WTC, Londyn, Irak, Madryt, Moskwa, Biesłan Czy domino zostało już puszczone w ruch?

PS. Powyższą skromną recenzję dedykuję pamięci Anny Politkowskiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji