Artykuły

Gdzieś tam tańczą

Polscy artyści nie mąją raczej szans na zaistnienie na międzynarodowych festiwalach, i to nie z powodu miałkich choreografii czy niedostatecznie sprawnych tancerzy. Brakuje programu ministerialnego wspierającego taniec, stypendiów, kuratorów, menedżerów. Nie ma dobrego (czyt. bogatego) programu promującego polską kulturę, w tym taniec, za granicą. W ogólnym systemie edukacji taniec nie istnieje. Zaczynamy w przedszkolu rytmiką i krakowiaczkiem, potem balet dla dziewczynek - i na tym niestety się kończy - pisze Jadwiga Majewska w Tygodniku Powszechnym.

Kilka dni temu zmarł Maurice Béjart, rewolucyjny choreograf, twórca Baletu XX Wieku, jeden z najwybitniejszych artystów minionego stulecia. Jak wygląda sytuacja teatru tańca w Polsce? "Gdzie się bawią?" - pytają parobcy w "Zabawie" Mrożka, tej parodii "Wesela", której używamy, żeby się pośmiać z Polaków, czyli z tych, którzy nie bawią się z nami. A potańczyłoby się przecie, gdyby było z kim i gdzie... No właśnie, z kim i gdzie? Jeśli zadalibyśmy sobie temat: "polski taniec nowoczesny" - o czym przede wszystkim należałoby napisać? Od czego się odbić? Czy sztuka taneczna w Polsce ma swojego Mickiewicza, swój romantyzm, do którego wszyscy pisarze muszą się odnieść? Czy są uznane autorytety, wobec których młodzi zawsze będą się buntować? Nie ma. Zacznijmy od tego właśnie stwierdzenia - nie ma centrum, zacząć można zatem z każdej strony. Polski taniec nowoczesny wydaje się rozproszoną chmurą. Jego najprostsze elementy za każdym razem muszą być definiowane na nowo, zaś krytycy zmuszeni są dokonywać arbitralnych wyborów, wciąż budując pośpieszne hierarchie wartości. Dlatego najłatwiej chyba opisać polski taniec zaczynając od współczesności, bo właśnie dzisiaj mamy do czynienia z najciekawszym okresem jego rozwoju.

Miejscem najgorętszym na mapie polskiego tańca wydaje się Poznań. Tu jest najbardziej oficjalny, monumentalny i klasyczny Polski Teatr Tańca i najbardziej dynamiczny, nowoczesny i ostentacyjnie symbolizujący zmiany Stary Browar. I jest to właściwie sytuacja normalna, bo tzw. taniec nowoczesny zaczął się właśnie od obrazoburczego gestu wobec klasycznego baletu. Tancerze i choreografowie wyszli z teatru wielkiego do małego, każdy do swojego. Studio w jakimś postfabrycznym lofcie na Manhattanie -przejście symbolicznie pragmatyczne.

Ale tak było gdzie indziej; polski taniec nowoczesny narodził się boleśnie za późno, w zasadzie na początku lat 90. Choć wcześniej istniał przecież Polski Teatr Tańca, założony w 1973 r. przez wybitnego tancerza i choreografa Conrada Drzewieckiego, któremu udało się wyjrzeć na chwilę za szczelnie zasuniętą żelazną kurtynę, aby przenieść na polski grunt estetykę George'a Balanchi ne'a i Maurice'a Bejarta, elementy techniki Marthy Graham i Merce'a Cunninghama. Dzisiaj jego teatr, przejęty w 1988 r. przez Ewę Wycichowską, jest właściwie jedynym uznawanym przez instytucje rządowe i wielkie media teatrem tańca godnym uwagi konsumentów kultury. W 2007 r. każda premiera PTT finansowana była ze środków Ministerstwa Kultury, każda była recenzowana w prasie. Każda - chociaż ostatnio żadnego ze spektakli PTT nie można nazwać wydarzeniem... Czyżby bezpieczeństwo finansowe uśpiło choreograficzny nerw, a bycie urzędowo hołubionym przez recenzentów zniszczyło zdolność do artystycznej samooceny?

Kilka ulic dalej, w Starym Browarze, kwitnie prywata. W ramach założonej przez Grażynę Kulczyk Fundacji Kulturalnej zbudowała swoje imperium Joanna Leśnierowska - teatrolog, krytyk tańca, kuratorka programu tanecznego, a ostatnio coraz częściej niezwykle inteligentna choreografka i tancerka, założycielka wraz z Natalią Draganik zespołu pod nazwą "Towarzystwo Gimnastyczne". W ciągu trzech lat wzniosła niemal dosłownie od fundamentów nowy gmach - schronienie dla nowoczesnego tańca. To tutaj mają miejsce cykle wykładów, warsztatów, wspierające młodych twórców oraz pierwszy w Polsce program rezydencyjny.

Takich warunków polski taniec nie miał nigdy wcześniej. Przez cały rok miłośnicy tańca spotykają się w Starym Browarze na spektaklach europejskich gwiazd. Ostatnio gościli tu: Willi Dorner, Gilles Jobin, Xavier Le Roy, Jeróme Bel, Jonathan Burrows i polscy artyści: Leszek Bzdyl i Kasia Chmielewska, Rafał Dziemidok, Janusz Orlik, Bretoncaffe, Teatr Okazjonalny. Browar jest też producentem lub współproducentem spektakli, w tym bodaj najciekawszego w zeszłym sezonie spektaklu "Flow" [na zdjęciu plakat do spektaklu] w reżyserii Norberta Rakowskiego oraz choreografii Jacka Owczarka i Witolda Jurewicza. Od dwóch lat wraz z Maltą, uznanym festiwalem teatralnym, odbywa się Taneczna Malta, której kuratorka jest również Leśnierowska; jej gościem honorowym w tym roku była matka chrzestna postmodernistycznego tańca amerykańskiego - Yvonne Rainer.

Na drugim krańcu Polski, w Bytomiu, tancerz, aktor i choreograf Jacek Łumiński wykorzystał moment transformacji politycznej i w 1991 r. stworzył Śląski Teatr Tańca. Trwało jeszcze zainteresowanie egzotyczną krainą buntowników w środku Europy, idealny okres na nawiązywanie zagranicznych kontaktów, korzystanie z przyjacielskich zaproszeń i prezentowanie się na świecie. Trzeba przyznać, że Łumiński nie zaprzepaścił szansy, jego zespół jest bodajże najbardziej znanym polskim teatrem tańca na Zachodzie. Do dziś korzysta z zaproszeń i odwdzięcza się tym samym, dzięki czemu wielu zagranicznych artystów stworzyło choreografie dla ŚTT. Ale w Bytomiu wszystko zaczyna się powtarzać, spada ranga zapraszanych zespołów.

Na kolejnym krańcu mapy, na Wybrzeżu, od lat działąją Leszek Bzdyl i Kasia Chmielewska, tancerze, choreografowie, założyciele Teatru Dada von Bzdülöw (1993). Niezwykle aktywni twórczo, znaleźli charakterystyczny dla siebie język ruchowy, ale nie powielają pomysłów w każdym przedstawieniu, wciąż szukają nowego wyrazu. Jako jedni z niewielu polskich tancerzy, obok STT, Tomasza Wygody z zespołem i Lubelskiego Teatru Tańca, występowali kilkakrotnie za Oceanem. Angażują się też w promocję, organizują regularnie Trójmiejską Korporację Tańca; to im właśnie udało się zorganizować kilka lat temu pierwszą (i jak na razie jedyną) Polską Platformę Tańca, czyli sprawdzony na całym świecie sposób prezentacji i promocji sztuki danego kraju. Zaproszeni na taką platformę międzynarodowi kuratorzy, dyrektorzy teatrów, dziennikarze i krytycy mają możliwość w jednym miejscu obejrzeć nowe choreografie, teatry i artystów.

Aby sztuka taneczna miała szansę zostać potraktowana poważnie, musi stać za nią solidne wsparcie intelektualne. Organizowane przez ŚTT Międzynarodowe Konferencje Tańca Współczesnego były pierwszym tego typu przedsięwzięciem na skalę ogólnopolską, potem dołączył PTT ze swoimi warsztatami, które z czasem wzbogacił o wykłady. Promocyjna i edukacyjna wartość tego przedsięwzięcia jest oczywiście nieoceniona, ale widać ostatnio, że Konferencje nie mają już ani takiej siły, ani takiego poziomu jak przed laty. Wynikać to może z coraz wyższych oczekiwań biorących w nich udział widzów i aktywnych uczestników oraz - mimo wszystko - z roku na rok większej znajomości przedmiotu. Trudno zapomnieć, że stara praca Ireny Turskiej wciąż pozostaje jednym z niewielu źródeł wiedzy o tańcu na polskim rynku wydawniczym. Kilka ciekawych pozycji ukazało się w niewielkich wydawnictwach, bez promocji. Jedyne pismo taneczne, "Strefa Tańca", padło po kilku numerach z braku funduszy. Narodził się natomiast portal www.nowytaniec.pl. Są oczywiście festiwale, coraz liczniejsze. W Bytomiu, w Kaliszu, w Lublinie, w Poznaniu, w Warszawie czy we Wrocławiu... Radość z obcowania z artystami zagranicznymi jest niewątpliwa, a konfrontacja niezbędna. Trzeba jednak mieć co porównywać.

Bez korzeni

Tymczasem polskości właśnie, głęboko rozumianej tradycji, brakuje polskim choreografom. Historia polskiego tańca nie jest imponująca. U zarania dałoby się chyba wytropić dwa zasadnicze nurty: ludowy i dworski. Ten pierwszy, przez romantycznych badaczy zaliczony do egzotycznego folkloru, skończył jako całkowicie sztuczny twór, którym władza ludowej ojczyzny chciała prześcignąć populistyczny, broadwayowski musical. Spowodowało to kompromitację całego nurtu w oczach współczesnych artystów, którzy tym samym podcięli pod sobą gałąź, na której siedzą solidnie Irlandczycy, Węgrzy, Skandynawowie. Konia z rzędem choreografowi, który z ludowych inspiracji nie zrobi cepelii ! Znakomity "Krzesany" Drzewieckiego pozostał chlubnym wyjątkiem.

Dworski taniec z kolei, prawdziwy zalążek sztuki tanecznej, zaczął się i zdążył skończyć w ciągu kilkunastu lat panowania Stanisława Augusta. Wraz z rozbiorami taniec stał się sztuką zaborców, w dodatku rosyjskich, którzy swój znakomity balet zaprzęgli w służbę ideologii imperialnej, co praktycznie odcięło nas od możliwych inspiracji. Po drugiej stronie, już w czasach moderny, czyhał estetyżm, mieszczańska rozrywka i brak jakichkolwiek głębszych treści. Dopiero Dwudziestolecie Międzywojenne stwarza warnki do rozwoju tej, nowej dla Polaków, sztuki. Dosyć szybko stajemy się znaczącym, obok Austrii i Niemiec, ośrodkiem tanecznych innowacji. Znakomite zasługi na tym polu miała, zapomniana niesłusznie, Pola Nireńska. Uczennica Mary Wigman, otrzymała w 1934 r. rządowe stypendium artystyczne, podróżowała po całej Europie ze swoimi pokazami. Uczyła w Londynie, zaproszona przez samego Teda Shawna do Ameryki zapisała się w historii amerykańskiego tańca jako solistka i pedagog.

W latach 20. narodziła się też polska pantomima, której twórcy wraz z buntownikami wobec baletowego klasycyzmu zapoczątkują przyszły teatr tańca. Niestety, Bolesław Leśmian pisze zainspirowane rosyjskim symbolizmem scenariusze dla teatru bez słów, a nawet zakłada zespół eksperymentalny w całkowitej izolacji, przy powszechnym braku akceptacji i zrozumienia dla swoich wysiłków. Nawet najbardziej inspirujący zachodnich artystów polski twórca, Jerzy Grotowski, nie stał się źródłem odnowy sztuk performatywnych w Polsce. Jego dziedzictwo wpadło w szpony akademickie lub w hermetyczne kółka strażników ortodoksji. A przecież to właśnie Grotowski odkrył dla polskiego teatru ciało i związał je z wielkim dziedzictwem romantycznej literatury...

Krakowiaczek

Czy zatem naprawdę nie można? Można. Jeden, ale za to znakomity przykład: "Strategia" Leszka Bzdyla, artystycznie twórcze podjęcie polskości w historycznym, społecznym i jednostkowym wymiarze. To niezwykle konsekwentnie zbudowany spektakl, wykorzystujący elementy pantomimy, tańca, konferansjerki, gry z publicznością, tradycyjnego teatru i nowych mediów.

Bo należy podkreślić, że współczesny taniec nie jest "gorszym teatrem". Nowy taniec w rewolucyjnej afektacji wyszedł z teatru, a potem, zwłaszcza w Polsce, zabroniono mu do niego wrócić. Wprawdzie w postkomunistycznym rozgardiaszu znalazł sobie przytulne miejsce w Młodzieżowych Domach Kultury, ale tym samym został gorliwie zakwalifikowany do działalności amatorskiej, by utonąć w powiatowych przeglądach twórczości niepoważnej.

Ale samodzielność twórców nie powinna być ich samobójstwem. W inny sposób (poza platformą tańca) polscy artyści nie mąją raczej szans na zaistnienie na międzynarodowych festiwalach, i to nie z powodu miałkich choreografii czy niedostatecznie sprawnych tancerzy. Brakuje programu ministerialnego wspierającego taniec, stypendiów, kuratorów, menedżerów. Nie ma dobrego (czytaj: bogatego) programu promującego polską kulturę - w tym taniec, za granicą. W ogólnym systemie edukacji coś takiego jak taniec nie istnieje. Zaczynamy w przedszkolu rytmiką i krakowiaczkiem, potem balet dla dziewczynek - i na tym niestety się kończy. W Wielkiej Brytanii największe gwiazdy, jak Richard Alston z zespołem, otrzymująod Ministerstwa Kultury trzy czwarte rocznego budżetu. Odpłacają się zajęciami w szkołach. Każdy uczeń bierze udział w kursie tańca; nie twierdzę, że co drugi z nich zostanie tancerzem, a co dziesiąty choreografem, ale przynajmniej każdy ma szansę zetknąć się z tą dziedziną sztuki. U nas nie ma praktycznie żadnego zaplecza edukacyjnego. Po latach starań udało się wreszcie Jackowi Łumińskiemu utworzyć przy PWST w Krakowie pierwszą w Polsce Wyższą Szkołę Sztuk Performatywnych. Rusza pierwszy rok, trzymajmy kciuki!

Wszakże sedno problemu tkwi gdzie indziej - jest nim niepoważne traktowanie sztuki tańca j ako takiej. Czy stać nas na podniesienie rangi tańca? Nawet jeśli nie mamy jeszcze "Wyspiańskiego sztuki tańca", nie porzucajmy nadziei. Nasz taniec narodził się z opóźnieniem i ma dopiero 15 lat. Jest zatem nastolatkiem, a wiek dojrzewania to trudny okres, kiedy trzeba znaleźć swoją tożsamość.

Na razie - ludzie gdzieś tańczą i muzyka gra, a ciemność otacza rozświetloną chatę na prowincji... Mam nadzieję, że finałowa scena z "Wesela" nie będzie symbolicznym opisem polskiego tańca. Choć, trzeba przyznać, doskonały to zapis choreografii:

Lewą nogę wyciąg w zad,

Zakreśl butem wielki krąg,

Ręce impozałóż tak:

Niech się po dwóch chycą w bok.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji