Artykuły

Lublin. Rita Gombrowicz nie tylko o Gombrowiczu

- Jest bardzo wiele osób, które przyczyniły się do obecności Witolda Gombrowicza w literaturze i teatrze, ale z mojego punktu widzenia najważniejsi są bez wątpienia: Konstanty Jeleński, Francois Bondy, Jorge Lavelli i Dominique de Roux - mówi Rita Gombrowicz.

"Grzegorz Józefczuk: Pamiętam listopad przed trzema laty. Wieczór w Kazimierzu Dolnym i widok niezwykły: przez Rynek idzie Rita Gombrowicz w towarzystwie (lubelskiej) teatralnej awangardy - Janusza Opryńskiego, Witka Mazurkiewicza, Włodzimierza Staniewskiego, Leszka Mądzika oraz biznesu - Janusza Palikota (i Karoliny Rozwód). To było już po Ferdydurke Provisorium i Kompanii Teatr, tak znakomicie przyjętej w Polsce i nie tylko. Czy już wtedy urabiali i kusili, aby najważniejszy teatralny akcent obchodów stulecia urodzin Gombrowicza - w postaci festiwalu - zaistniał właśnie w Lublinie?

Rita Gombrowicz: Już w listopadzie 2001 roku kilkoro Polaków myślało o świętowaniu setnej rocznicy urodzin Witolda Gombrowicza. Ja miałam wielkie i niewątpliwie nie bardzo realne projekty, wśród nich bal maskowy rodem z Operetki, podczas którego każdy uczestnik mógłby przebrać się za postać z twórczości Gombrowicza. Temu wszystkiemu miały towarzyszyć śpiew, muzyka i szampan. Kiedy spotkałam Janusza Palikota - pełnego wyobraźni i energii wielkiego admiratora Gombrowicza - oraz rozentuzjazmowaną ekipę ferdydurkistów, a wśród nich Janusza Opryńskiego, w tym samym czasie zakrzyknęliśmy: dlaczego by nie zrobić festiwalu w Lublinie? To była inspiracja, której towarzyszyła wielka euforia i która zrodziła się w szczęśliwych okolicznościach na pięknym Rynku Starego Miasta w Lublinie. Jestem szczęśliwa, że ten projekt staje się rzeczywistością i bardzo dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do jego realizacji. Lublinianie nie będą mieli mi za złe, jeśli wyrażę również swoje uznanie dla Radomia, który jako pierwszy w 1993 roku, w okresie, kiedy dyrektorem Teatru Powszechnego był Wojciech Kępczyński, stworzył Międzynarodowy Festiwal Gombrowiczowski i który wiernie kontynuuje tę tradycję w rodzinnej kołysce Gombrowiczów.

Pani wrażenia po pierwszym obejrzeniu lubelskiej Ferdydurke, w Polsce komplementowanej za stworzenie nowego języka teatralnego dla Gombrowicza. Zapał i siła aktorów? Szukanie własnej drogi do Gombrowicza?

- Spektakl Ferdydurke odniósł sukces z wielu powodów. Po pierwsze, dzięki jakości adaptacji, która ma jasną i zwięzłą strukturę, w której potrafiono poświęcić aspekty filozoficzne i literackie dla uwypuklenia aspektu teatralnego. Po drugie, dzięki lekkości i mobilności spektaklu - fakt, że występuje tylko czterech aktorów i wykorzystane jest minimum dekoracji, pozwala na wystawianie go w Polsce i za granicą. I w końcu dzięki reżyserom, którzy potrafili poprowadzić tych wspaniałych aktorów. Scena, w której rozpacza zakochany w pensjonarce Józio, jest jedną z tych, których się nie zapomina, ponieważ to rozpacza wielki aktor. Widziałam ten spektakl po angielsku w Nowym Jorku. Dowiedziałam się, że aktorzy nauczyli się tekstu ze słuchu. Oto nieprawdopodobne przedstawienie!

Czy przed 30 laty, kiedy toczyła Pani bitwy z cenzurą w Polsce o ingerencje w książki Witolda Gombrowicza, myślała Pani wtedy o wygranej, o wielkiej wygranej, bo taką wygraną jest Rok Gombrowiczowski w Polsce ogłoszony przez polski parlament?

- W okresie cenzury (jak szybko o niej zapominamy!) nigdy nie przewidziałabym, że zakończy się ona jeszcze za mojego życia. Ta walka z cenzurą była częścią spadku, jaki zostawił wraz ze swoją twórczością. Poznałam Witolda na emigracji, kiedy jego utwory wydawała Kultura. Po jego śmierci na pewno najpiękniejszym dniem mojego życia był ten listopadowy dzień w 1989 r. , kiedy padł berliński mur. Szczerze mówiąc, Gombrowicz to przewidział. Na kilka miesięcy przed jego śmiercią zapytałam go, jak widział przyszłość swojej twórczości w Polsce. Odpowiedział, że jeżeli reżim komunistyczny upadłby za 20 lat, stałby się wtedy pisarzem number one. To było jego sformułowanie.

Kiedy ogłoszono Rok Gombrowiczowski, w Gazecie Wyborczej ukazała się duża rozmowa red. Adama Michnika z arcybiskupem lubelskim Józefem Życińskim, który reprezentuje kościół oświecony i otwarty na dyskusję - rozmowa o Gombrowiczu. Co sam Gombrowicz powiedziałby, dowiedziawszy się, że dostojny hierarcha kościelny uznaje, iż Gombrowiczowskie ośmieszanie jest potrzebne, ale...?

- Myślę, że bardzo doceniłby wypowiedź, ale z daleka. Trzymał się z daleka od wszelkiej władzy.

Cofnijmy się w przeszłość. Kogo wymieniłaby Pani jako osoby najważniejsze z grona tych, które dały jej duchowe - i nie tylko - oparcie i wsparcie u początku pracy na rzecz obecności Gombrowicza w literaturze i teatrze polskim (i światowym)?

- Najważniejsze osoby, które dały mi wsparcie duchowe, to Konstanty Jeleński, Czesław Miłosz, Józef Czapski i Jerzy Giedroyc. Osobami, które najbardziej pomogły mi osobiście, są Maria i Bohdan Paczowscy. Jest bardzo wiele osób, które przyczyniły się do obecności Witolda Gombrowicza w literaturze i teatrze, ale z mojego punktu widzenia najważniejsi są bez wątpienia: Konstanty Jeleński, Francois Bondy, Jorge Lavelli i Dominique de Roux. Przepraszam, jeśli o kimś zapomniałam. Są Argentyńczycy, jak Alejandro Russovich i Mariano Betelu i ci wszyscy wspaniali Polacy z Buenos Aires, którzy od 1973 roku pomagali mi w napisaniu książki Gombrowicz w Argentynie. Jestem również bardzo wdzięczna wszystkim tłumaczom i przyjaciołom z Polski, którzy cierpliwie od 35 lat tłumaczą dla mnie wszystko, co dotyczy Gombrowicza.

Kiedy Gombrowicz, którego znała Pani przecież zaledwie pięć lat, odszedł i zostawił Panią jako strażniczkę swej spuścizny, to jakby zastawił na Panią pułapkę... Może czuł, że kiedy poznaliście się, dla Pani liczył się nie tyle ów sławny doktorat, lecz poznanie ludzi? Ale też zastawił pułapkę na siebie: oddał się w Pani ręce...

- Bez odpowiedzi. Byłaby za długa.

Kuszące pytanie - co to znaczy: kochać Gombrowicza?

- Witold mówił, że miłość to zielony most nad niebieską przepaścią. Nigdy nie dowiemy się, czy kiedykolwiek zaryzykował swoje życie dla miłości. Ale ja mogę powiedzieć, że od 40 lat przechodzę przez zielony most nad niebieską przepaścią.

Na wystawie fotografii Bohdana Paczowskiego jest zdjęcie Gombrowicza z kotem Autostopem. Ale to nie kot, a pies Psina zadomowił się w biografii Gombrowiczów. Kot był gorszy?

- Witold, Psina i ja byliśmy w samochodzie na wzgórzach w okolicach Vence, kiedy nagle na środku drogi spostrzegliśmy małego miauczącego kotka. Zabraliśmy go ze sobą. Był z nami przez całą zimę. Psina był w nim szaleńczo zakochany. Pewnego wiosennego dnia Witold powiedział mi, że ten kot musi koniecznie żyć życiem kota i że powinnam go wynieść do ogrodu. Miałam go na rękach, kiedy wyrwał się i uciekł. Nigdy więcej go nie zobaczyliśmy. To był zew wolności.

Co można jeszcze (więcej) zrobić dla Gombrowicza?

- Dobre wydania jego książek we wszystkich możliwych językach.

Kim jest Rita Gombrowicz?

- Kobietą jubileuszu stulecia.

Dziękuję Karolinie Rozwód za pośrednictwo - także językowe - w kontaktach z panią Ritą Gombrowicz. Rozmowę tłumaczyła Karolina Rozwód".

Na zdjęciu Rita Gombrowicz

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji