Artykuły

Groch z kapustą

"Z życia marionetek" w reż. Jana Maciejowskiego w PWSFTViT w Łodzi. Pisze Michał Lenarciński w Polsce Dzienniku Łódzkim.

Studenci IV roku wydziału aktorskiego łódzkiej szkoły filmowej przygotowali na egzamin dyplomowy "Z życia marionetek" Ingmara Bergmana. Reżyserował Jan Maciejowski. Czy można lepiej złożyć hołd zmarłemu niedawno geniuszowi kina, niż wystawiając scenariusz jego autorstwa? Okazuje się, że można. Nie wystawiając tego scenariusza w sposób, jaki zaproponował - czy raczej jakiego nie zaproponował - reżyser.

Ingmar Bergman umieszczał zwykle świat artystycznej fikcji w wyraźnym cudzysłowie, bardzo często posługiwał się figurą ucieczki w świat wyobraźni. Miał wizję świata sterowanego ręką niewidzialnego Boga- reżysera i zacięcie do traktowania ludzkiego życia jako lalkowego theatrum mundi (np."Z życia marionetek").

Film pod tym tytułem Bergman nakręcił podczas pobytu w Niemczech (w latach 1979-1980). Jest to kontynuacja historii Katariny i Petera Egermannów (w Łodzi grają: śliczna Emilia Komarnicka i Szymon Rząca), zwaśnionego, bezdzietnego małżeństwa, które pojawia się w epizodzie we wcześniejszym filmie, w "Scenach z życia małżeńskiego". Scenariusz, po tym jak Peter popełnia straszną zbrodnię, śledzi motywacje bohatera, łącząc sceny policyjnego dochodzenia ze scenami z małżeńskiego życia Egermannów i obrazami onirycznymi. Tekst aż kipi od filozoficznych konotacji i psychologicznych uwikłań. Jest trudny, mroczny, ale nie- pozbawiony błyskotliwości i oddechu. Maciejowski niczego takiego nie zauważył. Odrobił jedynie "pańszczyznę": poukładał scenę za sceną, na ogół nie troszcząc się o ich łączenie. Na to, by pokusić się o ustawienie sytuacji również się nie zdobył, podobnie jak na wyczerpującą analizę tekstu podczas prób stolikowych.

Efekt bardziej niż żałosny: doświadczony reżyser bez-radny wobec tekstu pociąga za sobą Bogu ducha winnych młodych ludzi, którzy chcą uzyskać dyplom ukończenia studiów. Kłopotliwe jest pisać o reżyserze-pedagogu, że nie sprostał wyzwaniu, jakim jest dramat, że nie umiał pomóc swoim studentom zrozumieć o czym mówią, czym żyją grane przez nich postaci, co i kogo powinni zagrać. Skutkiem tego jest spektakl banalny, nudny - co jest szokujące wobec nośności tekstu, i mimo starań, skundlony estetycznie (pretensje do minimalizmu są w dekoracji, ale już nie w adaptacji - dziwne) poprzez rozegranie przed-ostatniej sceny, zupełnie nie wiem po co, w poetyce teatru formistycznego. Groch, kapusta, głowa pusta. Na szczęście studenci będę mieli szansę zabłysnąć w trzech innych dyplomowych przedstawieniach i już trzymam za nich kciuki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji