Artykuły

Targi Nowej Dramaturgii. Dzień drugi

Jak powiedzieć smutną prawdę nie popadając w tanią egzaltację, ton martyrologiczny albo gadżetowe pustosłowie? Drugi dzień Targów Nowej Dramaturgii dał odpowiedź na te pytania. Inną kwestią jest, czy była zadowalająca. Pisze Ewa Hevelke z Nowej Siły Krytycznej.

"Lament" na podstawie dramatu Krzysztofa Bizio, prezentowany jest oryginalnie przy warszawskim Placu Konstytucji. W Radomiu przestrzeń pełna gwaru ulicznego zastąpiona została przez dworcową poczekalnię. Wysiada człowiek z pociągu, wbiega przez odrapane drzwi gierkowskiego budynku i słyszy słowa skargi. Nie tragicznego zawodzenia, raczej pretensji do całego świata, do siebie samego, do okoliczności. Trzy kobiety - córka, matka i babcia - opowiadają o swoim życiu. O tym, jak nikt ich nie rozumie, bo rodzice to jest zupełnie inna planeta, albo jak nikt ich nie rozumie, bo pracodawcy są ślepi, podobnie jak drań mąż z kochanką, w końcu jak nikt ich nie rozumie, bo znajomi są głusi i nie chcą korzystać z niezawodnego systemu trafiana szóstki w Totolotka. Ale to nie jest takie proste. Odrzucone dziecko ludzi, którzy egoistycznie skupiali się na swoich problemach, musi samo radzić sobie ze światem. Rodzice z kolei, zapomnieli o dziecku, bo stracili źródło dochodu, a wraz z nim cały system porządkowania życia. To praca dawała pewność siebie, a pensja stanowiła o wartości. Jeśli się ją straciło - straciło się siebie. Jest jeszcze staruszka babcia, katalizator konfliktów, zbiór doświadczeń, z których możemy czerpać - dobry duch, chociaż czasem głupio, starczo uparty.

Teatr Polonia w swoim ciepło-feministycznym stylu dał komentarz brutalnej rzeczywistości, brawurowo wykrzyczany przez aktorki (Olgę Sarzyńską, Marię Seweryn, Bogusław Schubert). Przygodni widzowie reagowali na tę publiczną spowiedź zniecierpliwieniem, wzruszeniem ramion, pokiwaniem głową "na tak" albo "na nie". Ale wszyscy z zaciekawieniem podchodzili. Przecież o to chodzi - by zwrócić uwagę na to, co inni mają do powiedzenia.

Z rzeczywistości tu i teraz wyrwał widzów spektakl "Kochałam Bogdana W." z krakowskiej Łaźni Nowej. Po wczorajszej, zanurzonej w teraźniejszości "Wlotce.pl", Paweł Kamza przedstawił obraz niedalekiej przeszłości. Historia zamordowanego przez SB w 1982 r. dwudziestoletniego Bogdana Włosika stała się pretekstem do pokazania świata, którego młodzież siedząca na widowni nie pamięta. Ciągłe donosy, inwigilacja, przesłuchania, prześladowania wrogów systemu, zostały zderzone z marzeniami o "Drugiej Japonii", paszportach, dyplomach magistra i majstra. Czymś dzisiaj na wyciągnięcie ręki, dostępnym w piętnaście minut - albo "zwrot kosztów!". Jedni byli biali, drudzy czarni, a ich zderzenie sprawiło, że na scenie mieliśmy szarość - kolor tamtych czasów. Marzena (Magdalena Bogdańska) unurzała się we współpracy, ale z drugiej strony esbek (Tomasz Radawiec) odsłonił swoją twarz człowieka, który po prostu chce żyć. Niewiele mu do tego życia potrzeba, oprócz jedzenia i żony. Jedynie Bogdan (Mateusz Janicki) był nieskalany jak jego ideały. A właśnie nieskazitelność jest najtrudniejszym przeciwnikiem. Historia bohatera Nowej Huty, gdzie Włosik został zamordowany, jest dokumentem, ale bez wyraźnego przełożenia na dzisiaj. Pewnie dlatego w ramach uzupełnienia, po spektaklu został pokazany film dokumentalny o tamtej Nowej Hucie, o tamtych ludziach. Żeby widzowie zobaczyli jak ten świat kiedyś wyglądał.

Jak wygląda świat dzisiejszych dwudziesto- i trzydziestolatków mówił ostatni spektakl wieczoru - "Wyrzeczenie" w reż. Jarosława Tochowicza z miejscowego Teatru im. Kochanowskiego. Dramat Janusza Kamińskiego precyzyjnie pokazuje, na czym polega dorastanie w XXI wieku w Polsce. Jest to proces wyrzekania się kolejnych ideałów, odmawiania sobie praw, chodzenia na kompromis. Filozof piszący doktorat zarabia po 50 złotych od recenzji. Po skończeniu studiów orientuje się, że świat nie wygląda jak Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego. Jest większy, głupszy, bardziej tandetny. Żyją w nim ludzie. Na przykład żona w ciąży i dziecko. A ty człowieku, jako dojrzały, dyplomowany mężczyzna musisz sprostać czasom i kodom kulturowym. Musisz zarobić na dom, zapewnić rodzinie bezpieczeństwo. A bezpieczeństwo to lodówka, pralka, samochód, mieszkanie. A potem coraz bardziej "wypasione" meble, bo wzrasta twój status społeczny. Nie jest już ważne, co kiedyś powiedział Heidegger, tylko co teraz mówi twoja małżonka. A mówi, że chce wrócić na studia. Kiedyś zrezygnowała ze swoich aspiracji dla ciebie. Zajęła się dziećmi i domem, którego ty wcale nie chciałeś. A ty się niczego nie wyrzekłeś, ty pracujesz jak pracowałeś. Wszystko ci się udaje, rozwijasz się. Od czasów gazety zaszedłeś już bardzo daleko - do własnej audycji radiowej i kręcenia reklamówek. Dlatego ciągle nie ma cię w domu. Więc pewnie go nie potrzebujesz. Wolisz swoją pracę. W takim razie możesz się wyprowadzić. Do widzenia w sądzie na sprawie rozwodowej.

Spektakl jest zmontowany z dwu równoczesnych monologów. Kobieta (Joanna Jędrejek) z plastikowej laski z tipsami zmienia się w pewną siebie, ale zapłakaną. On (fantastyczny Maciej Adamczyk - na zdjęciu) z idealisty, któremu nie potrzeba nic oprócz skromnej stabilizacji, staje się coraz bardziej odrażający dla samego siebie. Wiedział od początku, że żyjąc w dzisiejszych czasach pcha się w jakieś "gówno po uszy". Obok ciągłych pretensji do siebie, ma tylko jedną do rodziców - nie nauczyli go pływać.

"Wyrzeczenie" nie patyczkuje się z widzem. Nie krzyczy jak "Lament", nie dystansuje jak "Kochałam Bogdana W.", ale przeprowadza logiczny wywód. Dzisiejszym językiem, prostymi zdaniami, trafia do widzów. Śmieją się, bo On jest inteligentny i błyskotliwy. Ale z czego tu się śmiać, skoro w zasadzie wszyscy siedzimy w takich samych okolicznościach przyrody.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji