Artykuły

Pusta przestrzeń

O "Królu Edypie" Sofoklesa w reż. Gustawa Holoubka w Teatrze Ateneum pisze Roman Pawłowski.

Przedstawienie wystawione na jubileusz 75-lecia warszawskiego Teatru Ateneum jest dowodem na to, że nawet muzea mogą być ciekawe.

Stałych bywalców Ateneum pierwsze minuty "Króla Edypa" w reżyserii Gustawa Holoubka mogą zaszokować. Miejsce sceny zajęła pusta platforma nachylona ku widowni. Nie ma na niej ani jednego mebla, ani pół zastawki. Żadnych butaforii, do jakiej przyzwyczaił nas w przeszłości etatowy scenograf tego teatru Marcin Stajewski. Funkcję dekoracji pełnią snopy światła, które rozcinają ciemne niebo nad Tebami.

Co się stało? Przecież Ateneum to bastion teatralnej tradycji, tu jeszcze niedawno aktor nie mógł odwrócić się tyłem do widowni, a teraz taka rewolucja! Czyżby dotarły tam wreszcie reformy Petera Brooka i Jerzego Grotowskiego, zwolenników pustej przestrzeni w teatrze? Niezależnie od motywów tej decyzji trzeba przyznać, że jest trafna. Przecież tragedia Edypa polega na odrzuceniu wszystkich zasłon! Edyp oczyszcza swoje życie z kłamstwa na tej samej zasadzie, na jakiej scenograf redukuje dekoracje do pustej platformy. Po to, aby dotrzeć do bolesnej prawdy o sobie samym.

Tragedia rozpoznania prawdy wymaga nieskłamanego aktorstwa, jeśli ma nas poruszyć. Takie jest aktorstwo Piotra Fronczewskiego, który zrzucił z siebie maskę telewizyjnej gwiazdy. Wyłoniła się spod niej twarz starszego mężczyzny, który ściga się ze swym przeznaczeniem. Fronczewski dobrze zrozumiał charakter Edypa. Ktoś, kto morduje człowieka, bo zastąpił mu drogę na rozstajach, nie może być zrównoważony. Jego Edyp to wulkan, nikt nie wie, kiedy wybuchnie. Gdy wpada w gniew, rzuca się na swoich rozmówców, dusi Tejrezjasza, zamierza się na Kreona. Dopiero prawda o tragicznej winie łamie w nim mężczyznę i przygina do ziemi.

Z pełnym pasji aktorstwem Fronczewskiego współgrają role Jana Kociniaka i Mariana Kociniaka jako Posłańca i Pasterza. Pierwszy gra prostaczka, który swoim dobrym nastrojem i żartami potęguje grozę, drugi jest przerażonym posłańcem prawdy - wyznając ją, płacze wraz z Edypem.

W pozostałych rolach zwycięża konwencja: Krzysztof Gosztyła jako Tejrezjasz świetnie udaje ślepego, ale to za mało, aby stworzyć postać religijnego fanatyka. Z kolei Teresa Budzisz-Krzyżanowska (Jokasta) mogła znaleźć mniej oczywiste sposoby wyrażania bólu niż martwe spojrzenie i jęki. Ale nie zmienia to faktu, że na scenie uważanej powszechnie za martwą powstało żywe przedstawienie mówiące nowoczesnym językiem o sprawach wiecznych. Czy to mało?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji