Artykuły

Teatralne tortury

Miało być zabawnie. Taki przynajmniej wniosek nasuwał tytuł sztuki irlandzkiego dramaturga Endy'ego Walsha. Tymczasem historia nie była w ogóle śmieszna, a poziom przedstawienia przyprawiał raczej o łzy rozpaczy. Tak nędznie skrojonego spektaklu dawno już w Teatrze Wybrzeże nie widziałam - o "Farsie z Walworth" w reż. Adama Orzechowskiego w Teatrze Wybrzeże pisze Anna Bielecka-Mateja z Nowej Siły Krytycznej.

Gdzie leżał błąd? Może już w doborze repertuaru. Nieznany dotąd tekst głośnego współczesnego dramaturga z kraju świętego Patryka, który został specjalnie przetłumaczony przez Małgorzatę Semil, okazał się opowieścią wyjątkowo zagmatwaną. Historia rodziny irlandzkich emigrantów mieszkających w Londynie kryje w sobie niezwykłą tajemnicę morderstwa, które stało się przyczyną ich wyjazdu do Anglii. Chociaż od tego czasu minęło już wiele lat, bohaterowie - ojciec Dennis i jego dwaj synowie Blake i Seane - zamknięci w mieszkaniu na piętnastym piętrze wieżowca torturują siebie nawzajem odgrywaniem tamtych scen. Z ich teatralnego azylu może wyjść na zewnątrz tylko Seane (Piotr Chys), aby kupić niezbędne rekwizyty do odegrania sztuki - kurę, tostowy chleb i ser cheddar. Pewnego dnia myli siatkę w Tesco i zamiast pożądanych produktów przynosi coś innego. Obnaża przez to cały zawiły system relacji i stosunków panujących w tej rodzinie. To ojciec (Krzysztof Matuszewski) schizofrenicznie zmusza synów do wcielania się w role postaci z przeszłości. Dzieci jak nieme marionetki poddają się tym odgórnych zarządzeniom. Dopiero pojawienie się kasjerki z hipermarketu (Karolina Piechota) wytrąca ich z obezwładniającego amoku, choć bez trupów z finale się nie obędzie.

Szkicowy rys tej fabuły wydaje się dość klarowny, jednak scenariusz wcale nie zakłada tak prostego przedstawienia. I nie jest to bynajmniej próba zawieszenia widza w próżni niewiedzy, zmuszenia go do zgłębiania tajemnicy i poszukiwania winnych zbrodni sprzed lat. Na scenie panuje taki chaos, że jedyną racjonalną reakcją może być zmęczenie i znudzenie. Aktorzy biegają po scenie, zamieniają się rolami, przebierają stroje i peruki (zwłaszcza Grzegorz Falkowski jako Blake), wykonują równoczesne rytmiczne tupnięcia i mnożą w nieskończoność irracjonalne gesty i ruchy, które doprawdy trudno pojąć i zrozumieć. Odtworzenie tego galimatiasu wymagało rzecz jasna od nich dużego wysiłku, sprawności fizycznej i dyscypliny, bo kolejność zmian przybierała czasem zawrotne tempo, ale przecież nie to jest miarą dobrego aktorstwa. Zresztą gdyby teatr w rzeczywistości wyglądał jak ten nieudolny cyrk przy Walworth Road w Londynie, a kreacje postaci były tak przejaskrawione, widownia świeciłaby pustkami. Trudno więc wyróżnić kogokolwiek, bo kryterium stanowiłaby szybka i nienaturalna umiejętność zmieniania min, póz i wyrazów twarzy. A to przecież marny wyznacznik.

Trudno nawet stwierdzić, jakie było przesłanie tego spektaklu. Bo jeśli śmiech - to wyjątkowo gorzki, jeśli kryminalna historia rodem z powieści Agaty Christie - to opowiedziana dość chaotycznie, bez napięcia i emocji, jeśli próba skontrastowania arkadyjskiej Irlandii z trudną rzeczywistością ubogiej londyńskiej dzielnicy - to stosunkowo powierzchowna i dostrzegalna tylko dzięki powracającej, odtwarzanej z magnetofonu lokalnej muzyce i scenografii Magdaleny Gajewskiej, która w tle ustawiła długi pas ekranu wyświetlającego przelatujące na błękitnym niebie białe kłęby chmur. Tylko, że do tej krainy szczęśliwości nikt z bohaterów nie powróci. Wszyscy są zbyt przesiąknięci odgrywaną przez siebie historią, którą każdego dnia budują na nowo. Sami już stracili poczucie prawdy, mimowolnie wpisali się w bieg historii i przylgnęli do zimnych ścian mieszkania w wieżowcu. Seane boi się z niego wydostać nawet wtedy, gdy ma ku temu sposobność.

Pojęcie prawdy, choć cichym echem przebija się przez treść sztuki, nie jest jej dominantą kompozycyjną. Trudno zresztą znaleźć jakikolwiek element, który pretendowałby do tego miana. Orzechowski zrobił spektakl tak, jakby sam nie był pewien, o czym ma traktować i co chce przez niego przekazać. De facto skazał aktorów na sceniczne tortury, a i widz niczego ponad to nie miał szansy doświadczyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji