Artykuły

Dziady

18 lutego o godzinie 19.15 w krakowskim Starym Teatrze odbyła się premiera "DZIADÓW" Adama Mickiewicza w in­scenizacji Konrada Swinarskiego. Po raz pierwszy w scenicznej historii tego arcydramatu romantycznego widzowie nie oglądają go, lecz biorą w nim udział na zasadzie uczestnictwa w obrzędzie.

Co Konrada Swinarskiego, inscenizatora dysponującego ogromną świadomością inte­lektualną i teatralną, zafrapowało w "DZIADACH", skoro sięgnął po nie właśnie teraz, w roku 1973? Na to pytanie wybitny reżyser odpowiedział dwukrotnie. W programie, wykładając swoją koncepcję współczesnego widzenia tego utworu, i poprzez inscenizację. Wypowiedź Swinarskiego wydaje mi się na tyle ważna i znacząca, że należałoby ją przynajmniej w dużym skrócie tu przypomnieć.

Otóż "DZIADY" według niego to utwór traktujący o problemie ja, kosmos i społeczeństwo. Pojęcie ko smosu rozumie on bardzo szeroko; mieści się w nim "Bóg", "życie", a także dążenie człowieka do doskonałości, po drodze pełnej klęsk. Twierdzi, że "proces przemiany rea­lizacji idei osobistej w ideę społeczną, ukazany przez Mickiewicza, ma charakter uniwersalny. Podnosi ja­ko problem stosunek ludu do poli­tycznych spraw, o które idzie w III części DZIADÓW (...) Wielkość Mickiewicza w III części polega dla mnie - mówi dalej - na posta­wieniu problemu i braku jedno­znacznych odpowiedzi".

Swinarskiego nurtuje czy to, co dzie­je się z Konradem jest zrozumiałe dla ludu? Podkreśla też bardzo mocno, że bogactwo "DZIADÓW" zasadza się na wieloznaczności i niedopowiedzeniach. I chyba najważniejsze stwierdzenie Swi­narskiego, które przyjdzie zacytować: DZIADY jest to utwór zrodzony z nie­nawiści, przeciwko niewoli. Ale jeżeli identyfikuje się to pojęcie tylko z nie­wolą, wynikającą z danego układu po­litycznego - wówczas zadaje się kłam samej idei utworu Mickiewicza. Inter­pretując go w taki sposób postępowalibyśmy wbrew podstawowej zasadzie światopoglądu romantycznego.

Jaki więc kształt inscenizacyjny uzyskało takie widzenie dzieła Mic­kiewicza? Po raz pierwszy, co war­to od razu podkreślić, właśnie Swinarskiemu udało się scalić w sposób naturalny wszystkie części "DZIA­DÓW" w jeden dramat-obrzęd. A wi­dzowie zaraz po wejściu do teatru, zostają wciągnięci do uczestnictwa w zbiorowym przeżyciu. Wymiesza­ni w foyer teatru z aktorami i żebrakami (autentycznymi!), przy wtórze śpiewów i muzyki (świetne kompozycje Zygmunta Konieczne­go), zaczynają grać swoje role.

Oczywiście różnie: z przejęciem, onieśmieleniem, zaciekawieniem, z mniejszym lub większym dystan­sem, często z irytacją, a nawet z rozbawieniem i kpiną, która ma -uodpornić ich na "nową iluzję", wymyśloną przez współczesny teatr. Już Guślarz zaczął swoją powinność, pod sufitem przycupnęły uśpione gołębie (żywe!), pojawiają się duchy i zjawy, przeciskając się przez zwarty tłum. Za oknem uka­zuje się Widmo złego pana, by po chwili wtargnąć do wnętrza. W tak zaaranżowanym miejscu gry ucze­stniczymy z ludową gromadą w ob­rzędzie dziadów, spotykamy Gusta­wa, dźwigającego cierpienie i klę­skę, a następnie podążamy do sali teatralnej, gdzie już trwa akcja. Nad rzędami krzeseł ułożono wąską, długą estradę, łączącą balkon ze sceną, którą wypełnia fronton kościoła. Na tej ogromnej przestrze­ni, pośród widzów, rozgrywa się III część "DZIADÓW".

Swinarski wyprowadzając z pu­dła sceny dramat Mickiewicza i umieszczając go wśród widzów - zachował jednak tradycyjny sztafaż XIX-wiecznego teatru. Skrzydlate anioły, diabły w czerni z czerwo­nymi różkami, stylowe kostiumy z epoki... Cały ten operowy świat za­czyna u niego funkcjonować w no­wym wymiarze umowności i estra­dy. W konwencji teatru otwartego, gdzie wszystko jest dozwolone i mo­żliwe, bo pozwalają na to chociaż­by środki techniczne (np. zasada stereofonii) świat ten raptem jawi się nam jak coś bardzo znanego, ni­czym ze snu, który się materializuje. Jest to więc inscenizacja syn-kretyczna, kojarząca w sposób na­prawdę zaskakujący różne, czasa­mi zgoła wykluczające się elemen­ty starego teatru z tym, co jest naj­bardziej typowe we współczesnych poszukiwaniach.

Swinarski wykorzystuje bowiem z ogromną inwencją dokonania swoich poprzedników (z Schillerem włącznie) i to wszystko, co aktual­nie rozgrywa się w teatrze mło­dym, teatrze kontestacji. Nie prze­oczył również Wajdowskich "Biesów" o zadyszanym rytmie, wstrząsanych paroksyzmem kotłujących się idei, myśli i obłędu. Umiejętnie i z wiel­kim efektem wprowadził w scenie egzorcyzmów sprzężenie ciał Kon­rada i Belzebuba. Tak gra się w teatrze studenckim: w zwarciu, w działaniu, całym ciałem, sobą.

Operując wielkimi przestrzeniami mógł chyba, po raz pierwszy, rozegrać scenę Salonu Warszawskiego nie tylko jako wielkie, dramatyczne widowisko, ale pokazać rzeczywi­ście jak przebiegają podziały i jak nabrzmiewają konflikty w społe­czeństwie.

Można więc, chyba bez przesady, powiedzieć, że oglądając krakowskie "DZIADY" jesteśmy świadkami rodzenia się jakiegoś ogromnego, no­wego teatru romantycznego, które­go możliwości inscenizacyjne są po­tężne i oszałamiające. Boję się, że­by nie zabrzmiało to zbyt stereotypowo, ale taki teatr wydaje się speł­niać marzenia Wyspiańskiego (Teatr mój widzę ogromny, wielkie po­wietrzne przestrzenie...) i wizje Mickiewicza (zawarte w Lekcji XVI), który za jedyne miejsce do realizacji dramatu słowiańskiego uważał ówcześnie arenę cyrku, ubo­lewając, że pisarze zacieśnili dra­mat do salonów i buduarów.

A jednak i mimo to inscenizacja Swinarskiego, ze względu na swój synkretyzm, najpewniej nie będzie uznana za odkrywczą. To parado­ksalne, że właśnie inscenizacja roz­bijająca dotychczasowe rygory teatralne, nie wnosi zbyt wiele do utrwalonej wiedzy o arcydramacie Mickiewicza. Jej uniwersalizacja, pozostała jedynie deklaracją re­żyserską. A to dlatego, że roze­grał ten dramat w kategoriach historycznych i społecznych. Nie wydaje mi się np. istotny w tej chwili spór, zainicjowany przez Leona Kruczkowskiego w "Kordianie i Chamie", a przeniesiony w ja­kimś sensie przez Swinarskiego do "DZIADÓW". Konrad, wygłaszający improwizację przy wtórze chrapią­cych uczestników obrzędu dziadów (jeden z nich budzi się i ze sma­kiem pałaszuje jajo), to dość na­chalne i uproszczone widzenie hi­storii i chyba niezbyt lojalne posze­rzanie tekstu Mickiewicza. A mo­tyw z Żeromskiego - gromada wiejska rzuca się na Konrada i ob­dziera go z ubrania - jaką może pełnić w tej chwili funkcję?

Takich pytań można (i trzeba!) stawiać Swinarskiemu więcej. Nie odpowiada on bowiem na wiele wątpliwości, jakie nasuwa współ­czesna inscenizacja dramatu Mic­kiewicza. Przykładowo: czy aktorstwo w teatrze, który uzyskał zupełnie inny charakter - powinno zostać takie same, jak w tradycyj­nym pudle sceny? Oczywiście nie chciałbym, aby moje pytania uło­żyły się w jakiś generalny zarzut, pragnę jedynie zasygnalizować, że spór o "DZIADY" i teatr istnieje na­dal, przebiegając zresztą w różnych kategoriach. Wersja zaś Swinarskie­go tego sporu wcale nie wygasza, lecz chyba zaostrza.

Wydaje mi się, że dopiero w ta­kim kształcie teatralnym "DZIADY" jawią się jako dzieło, które jest w stanie wstrząsnąć sumieniami i roz­palić wyobraźnię. I, co najważniej­sze, zaproponować taki wzorzec postępowania i takie wartości, które są nie do pogardzenia we współ­czesnym świecie. Ale wtedy spór toczyć się musi na płaszczyźnie etycznej i filozoficznej. Trudny i nie zawsze możliwy do przeprowa­dzenia. Łatwiej, nie ukrywajmy, podjąć spór i walkę o nowy kształt teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji