Artykuły

Długo szedłem pod tę górkę

- W Polsce działa kilka szkół teatralnych. Wypuszczają co roku, lekko licząc, około stu absolwentów. I dla nich pracy nie ma. A to jest naprawdę ważne, żeby taki młody człowiek po szkole teatralnej poszedł do teatru i chociaż przez pięć lat pograł. Żeby zobaczył, na czym ten zawód, naprawdę trudny, polega - mówi warszawski aktor, WIKTOR ZBOROWSKI.

To są ciężkie czasy dla aktorów?

- Myślę, że bardzo ciężkie. W Polsce działa kilka szkół teatralnych. Wypuszczają co roku, lekko licząc, około stu absolwentów. I dla nich pracy nie ma. A to jest naprawdę ważne, żeby taki młody człowiek po szkole teatralnej poszedł do teatru i chociaż przez pięć lat pograł. Żeby zobaczył, na czym ten zawód, naprawdę trudny, polega.

Ale młodym się wydaje, że życie aktora jest takie jak w kolorowych pismach. Sława, pieniądze...

- No tak bardzo wielu młodych chce zostać aktorami po to, żeby zagrać tylko w serialu. To dla nich szczyt możliwości. I kiedy się dostaną do szkoły teatralnej, to się dziwią, że tam się czegoś innego od nich wymaga. Że uczy się ich warsztatu, który pozwoli im przetrwać na scenie. Film czy telewizja nie wymagają takiego panowania nad własnym głosem i ciałem. Tam sobie można mówić pod nosem, cichutko. Ale już w teatrze, najbardziej intymne zwierzenie, musi być słyszalne w ostatnim rzędzie widowni.

Coś jednak musi być pociągającego w tym zawodzie, skoro Pan tyle lat w nim tkwi. Nie prościej być na przykład biznesmenem? Robić pieniądze?

- Dla mnie nie prościej. A co jest w naszym zawodzie pociągające? Mnie w nim pociągało to, co mnie teraz odpycha, czyli nienormowany czas pracy. Dzisiaj to boli, kiedy trzeba pracować praktycznie 365 dni w roku. Ale jak się ma naprawdę sporo dystansu do siebie, to człowiek potrafi od czasu do czasu wyrwać się. I wyjechać na miesięczne wakacje. Chociaż zawsze jest coś za coś. Jak są wakacje, to wtedy najczęściej pojawia się propozycja, którą trzeba odrzucić. Ale ja pilnuję tego, żeby nie oszaleć. Żeby się nie zapracować na śmierć.

I dlatego wkłada Pan dużo serca w łowienie ryb i golfa?

- Już nie łowię intensywnie prawie od dziesięciu lat. Ale w golfa, rzeczywiście, włożyłem ostatnio dużo pracy. Bo to jest bardzo trudny technicznie sport. I trzeba nad nim popracować. Nie uważam się za szczególnie utalentowanego golflstę. Wszystko musiałem strasznie ciężko wypracować. No i tak sobie teraz gram dla przyjemności.

Zapytam prowokacyjnie o wyższość teatru nad filmem. Po co dzisiaj aktorowi teatr? Skoro tam się tak słabo płaci? I popularność żadna.

- Proszę pani, teatr to podstawa pracy aktora. Kogoś, kto nie gra w teatrze, nie można nawet nazwać aktorem. Teatr nie tylko w naszym zawodzie nobilituje. Ale przede wszystkim wymaga ogromnych umiejętności warsztatowych. Pewnie troszkę przesadzam mówiąc, że kogoś, kto nie gra w teatrze nie można nazwać aktorem. Bo taki, na przykład, Jack Nicholson nigdy w teatrze nie grał. A przecież aktorem jest wspaniałym.

I chyba o teatrze nie marzy.

- Może i marzy. Bo kiedy nasi chłopcy przyjechali do Los Angeles z "Nastazją Filipowną", to on przychodził na wszystkie przedstawienia. Więc jakieś tam marzenia o teatrze pewnie ma. A dlaczego w nim nie gra? Nie wiem. Wiem tylko, że dla mnie teatr to źródełko. A zwłaszcza klasyka tak naprawdę z młodego człowieka robi aktora. Bo tam trzeba po prostu umieć mówić, ruszać się. Nie da się za czymś schować. Nie da się oszukać, przemknąć tylko przez scenę.

Na ekranie zadebiutował pan w "Czterdziestolatku".

- Wydaje mi się, że to było jeszcze wcześniej. Byłem na czwartym roku szkoły teatralnej. I Janek Kobuszewski, który jest moim wujkiem, reżyserował w telewizji "Opowiadania szkockie" Broszkiewicza. Zagrałem w nich epizodzik. Byłem policjantem. A potem rozpędzałem się zawodowo bardzo długo. Nie należę do tych aktorów, którzy natychmiast, od pierwszych momentów swojej kariery już błyszczeli. Ja sobie długo szedłem pod tę górkę. I tak naprawdę zaistniałem, mając dopiero 35 lat.

Mówi to Pan bez rozgoryczenia.

- Bez rozgoryczenia, bo nie mam tak naprawdę na co narzekać. Takiemu jak ja jest zawsze trudniej. Jak się ma dwa metry wzrostu... Reżyserzy najczęściej szukają tak zwanych "everymanów".

Kogoś takiego, kto może zagrać każdego. A taki charakterystyczny, jak ja, to najczęściej nadaje się do epizodów.

Pan sobie w ogóle tak żyje chyba dla przyjemności. W teatrze Pan gra dla przyjemności, bez napinania się. Więc jak to się robi?

- Wiem tylko, że ja nie muszę być najlepszym aktorem ani najlepszym golfistą na świecie. Ja po prostu chcę być zadowolony z tego, co robię. Mieć z tego przyjemność. I nie robić tego, czego robić nie chcę. Bo wtedy taka robota mnie strasznie boli. Nawet jeśli jest za przyzwoite pieniądze. Udawało mi się odmawiać nawet w przypadku lukratywnych kontraktów. Bo czegoś mi się nie chciało robić. Ale też wiem, że czasami trzeba się złamać, żeby zwyczajnie przeżyć.

Wujek Jan Kobuszewski przygotowywał pana do zawodu?

- On mi głównie pokazywał cienie tego zawodu. Bo blaski to ja sam widziałem, na jego przykładzie. Dzisiaj jest tak samo. Kiedy młody człowiek mówi mi, że chce być aktorem, ja go najpierw proszę, żeby mi wymienił wszystkich polskich aktorów, których zna. I nawet ci najlepsi już przy dwudziestym nazwisku wysiadają. A wtedy ja mówię - widzisz, a nas jest w kraju prawie sześć tysięcy.

Rozmawiamy już długo, a Pan się jeszcze ani razu nie uśmiechnął.

- Bo ja jestem taki ponury człowiek, który od czasu do czasu potrafi powiedzieć coś zabawnego.

Słyszę za to w Pana głosie taką lekką rezygnację.

- To kwestia rozumienia sytuacji, w której aktualnie się znajduję. Jestem aktorem takim, jakim jestem. I nie będę znowu taki dużo lepszy. Niczego już nie spodziewam się po moim zawodzie. Póki mi jednak sprawia przyjemność, to będę go uprawiał. Jak mi przestanie sprawiać przyjemność, to się zastanowię. Najlepszym przykładem jest Marek Kondrat, który stwierdził w pewnym momencie, że już wystarczy. Że ma dość. A ponieważ znalazł inne odbicie w życiu, to się nim zajął. I to go bawi. Ja go rozumiem, że on już się nie chce obijać po scenach czy po planach filmowych. Jak przyjdzie i na na mnie taki moment, to będę wiedział, co zrobić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji