Artykuły

O dwóch takich, co stworzyli operę narodową

"Henryk VI na łowach" w reż. Krzysztofa Kolbergera w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Pisze Bożena Szal-Truszkowska w Ziemi Kaliskiej.

Nasze kalendarze pełne są rozmaitych rocznic i wydarzeń, skłaniających do spojrzenia za siebie, powrotu do przeszłości i tradycji - zwłaszcza na polu kultury. Rok 2007 pod tym względem też był dość bogaty. Ogłoszony m.in. "Rokiem Wyspiańskiego" (co mocno wyeksponowała Miejska Biblioteka w Kaliszu), "Rokiem Szymanowskiego" (jego muzyka wypełniła "Chanterelle Festival") czy "Rokiem Conrada" (w Kaliszu bez echa), przyniósł również co najmniej kilka ważnych i inspirujących rocznic - w tym także związanych z Wielkopolską.

Dwie z tych rocznic: 250-lecie urodzin Wojciecha Bogusławskiego i 150-lecie śmierci Karola Kurpińskiego dostrzegł w porę i twórczo wykorzystał dyrektor opery poznańskiej Sławomir Piertas, wystawiając w ostatnich dniach grudnia (premiera 30 XII) ich wspólne dzieło "Henryka VI na łowach". Spektakl, który tradycyjnie zalicza się do kanonu naszych "narodowych oper".

Dwaj wielcy Wielkopolanie

Wojciecha Bogusławskiego kaliszanom szczególnie rekomendować nie trzeba. "Ojciec sceny narodowej" nieprzypadkowo patronuje od lat teatrowi nad Prosną. To przecież dzięki niemu i jego zespołowi, systematycznie goszczącemu w Kaliszu i zawsze entuzjastycznie tu przyjmowanemu przez blisko ćwierć wieku (od 1800 do 1824 roku); a także dzięki pierwszym gmachom teatralnym, jakie właśnie Bogusławski tutaj wznosił - narodziła się kaliska tradycja teatralna. Tradycja, licząca sobie już ponad 200 lat.

Poznań, gdzie w tym czasie rozwijał się głównie teatr niemiecki, może nam tylko pozazdrościć takich rodowodów. Chwała za to poznaniakom, że przypomnieli o wielkopolskich korzeniach wielkiego Wojciecha, który urodził się w Glinnie - już nie istniejącej miejscowości w gminie Suchy Las. I tam też wiosną ubr. odbyła się stosowna sesja naukowa, a Bogusławskiego uwieczniono stosowną tablicą.

Karol Kurpiński, choć wywodził się także z pobliskich stron - z Włoszakowic pod Lesznem - bliższych związków z Kaliszem raczej nie miał. Miał za to tyle szczęścia, że jako zdolny muzyk-samouk spodobał się Bogusławskiemu, który zaangażował go w Teatrze Narodowym. Przez 30 lat Kurpiński komponował głównie opery dla tego zespołu, szkolił muzyków i śpiewaków, dyrygował teatralną orkiestrą itd. Jak napisano o nim w pośmiertnym wspomnieniu, dźwigał na swoich barkach brzemię i losy opery polskiej. A spektakle z jego muzyką ("Krakowiacy i górale", "Wesele w Ojcowie", "Zamek na Czorsztynie" i inne) wielokrotnie gościły także na kaliskiej scenie.

Rozpolitykowany kabaret

Operowa wersja "Henryka VI na łowach" tak naprawdę narodziła poza świadomością jej dwóch autorów. Jej sprawcą był znakomity polski dyrygent Zygmunt Latoszewski, który połączył znakomitą muzykę Kurpińskiego do opery "Pałac Lucyfera" z tekstem komedii Bogusławskiego "Henryk VI na łowach". Opracowanie tekstu powierzył Wojciechowi Młynarskiemu, muzyki Jerzemu Dobrzańskiemu, a reżyserię Kazimierzowi Dejmkowi. I tak w 1972 roku na scenie opery łódzkiej narodził się spektakl niezwykły - bogaty, barwny, dynamiczny - ale przede wszystkim wierny tradycji, choć współcześnie brzmiący.

Dyrektor Pietras, który sięgnął po tę właśnie wersję "Henryka VI", reżyserię poznańskiego widowiska powierzył Krzysztofowi Kolbergerowi, który zrobił z niego... rozpolitykowany kabaret. Spektakl otwiera dwóch bliźniaczo podobnych do siebie chłopców, bawiących się piłką przypominającą księżyc w pełni Dalej jest jeszcze gorzej. Dwór królewski pokazano tu jako skrzyżowanie nowoczesnego au-

dytorium ze studiem telewizyjnym; a las jako mroczne podziemia, gdzie leśnicy jeżdżą terenowym autkiem z napisem "ABW Lasu". Po scenie pałęta się jakaś królewska ekipa telewizyjna, ale są też ukryte kamery itd. Oczywiście trudno mieć reżyserowi za złe polityczne aluzje (Bogusławski też je uwielbiał!) czy też samą koncepcję pokazania świata stechnicyzowanego, inwigilowanego i podporządkowanego mediom, ale niestety odbiera to spektaklowi całą urodę. Zdaje się jednak, że główną winę ponosi tu scenograf, który tak zabudował scenę jakimiś monstrualnymi konstrukcjami że dla artystów zabrakło przestrzeni Jak na razie publiczność przyjmuje ów kabaret-koszmarek owacyjne. Polityczne aluzyjki mają jednak krótki żywot. Czy spektakl się wybroni gdy zapomnimy już o niefortunnej IV RP?

... a zasługa upada

Mimo tych wszystkich zastrzeżeń, chyba warto wybrać się na spektakl w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Tym bardziej, że kaliszanie trochę zapomnieli o rocznicy Bogusławskiego. Półamatorskie widowisko pokazane podczas Kaliskich Spotkań Teatralnych i powołanie enigmatycznego komitetu budowy pomnika Bogusławskiego, który od 9 miesięcy nie zdradza żadnych oznak działania - trudno uznać ze godne uhonorowanie patrona naszej sceny. To już chyba więcej sensu miała nieduża wystawa poświęcona Bogusławskiemu w jednej z kaliskich bibliotek czy też wykład Magdaleny Piotrowskiej na temat jego rozlicznych... romansów, wygłoszony na Uniwersytecie Trzeciego Wieku.

Święte słowa napisał wielki Wojciech w "Henryku VI na łowach":

W świątynie, w miasta, we dwory

wszędzie niesłuszność się

wkrada,

intryga idzie do góry

a zasługa upada...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji