Artykuły

Król przypadku

- Zanim zdążyłem się zastanowić, czy szukać pracy w Łodzi, czy spróbować się dostać do jakiegoś teatru w Warszawie, rozchorował się scenograf naszego spektaklu dyplomowego. Maciej Prus, reżyser przedstawienia, zaprosił Jerzego Grzegorzewskiego, który oprócz tego, że był reżyserem, zajmował się też scenografią. Grzegorzewski podczas próby "ulubił" sobie mnie i zaangażował do Teatru Studio w Warszawie - opowiada aktor ZBIGNIEW ZAMACHOWSKI.

Grzegorz Łakomski : Jaką rolę odgrywa w życiu przypadek?

Zbigniew Zamachowski: Olbrzymią. Wydaje się nam, że jesteśmy kowalami swojego losu, ale ja nie bardzo w to wierzę. Tak śmiałe wnioski wysuwam, patrząc na to, co działo się w moim życiu, w którym ogromną rolę odegrał przypadek.

O czym zadecydował?

- Niewiele brakowało, bym został muzykiem. Gdybym dostał się do Akademii Muzycznej w Katowicach, to prawdopodobnie nie zdawałbym do szkoły filmowej i być może zostałbym piosenkarzem, a może kompozytorem.

Pierwszy ważny występ zaliczył pan na Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu.

- Tak, a po festiwalu byłem już umówiony ze Zbigniewem Górnym i jego orkiestrą na trasę koncertową po Polsce.

O wyborze szkoły muzycznej zadecydowali rodzice?

- To był mój pomysł. Jako bardzo małe dziecko mieszkałem w cudownym miejscu - w pofabrykanckim pałacyku na obrzeżu małego miasteczka. Na strychu stał fortepian. Można było się na niego wspiąć i grać jak na harfie. Do dziś pamiętam jego dźwięk. Potem w domu kultury, gdzie zapisałem się do sekcji ping-pongowej, również był fortepian. Trafiłem do ogniska muzycznego, a potem do szkoły muzycznej.

Rodzice często narzucają różne wybory swoim dzieciom, chcąc za ich pośrednictwem realizować własne marzenia. Pańscy dali panu prawo wyboru. To dlatego mówi pan, że był w czepku urodzony?

- Byłem wychowywany w sposób nieodczuwalny. Nie czułem na sobie rodzicielskiej ręki, choć byłem oczywiście umiejętnie kierowany. Nie byłem nigdy do niczego zmuszany, a moje wybory były akceptowane. Gdy wymyśliłem, że pójdę do szkoły muzycznej, tata zasugerował, że byłoby dobrze, gdybym grał na akordeonie. Z bardzo praktycznych powodów - na imprezach domowych akordeon byłby jak znalazł. Odpowiedziałem, że akordeon mnie nie interesuje. Przyjęli to i zdobyli się na niemały wysiłek finansowy, kupując pianino.

Edukacja muzyczna nie poszła na marne. Dostał pan pracę jako organista w Urzędzie Stanu Cywilnego.

- To też był przypadek. Organista, który tam pracował, pewnego dnia poważnie zachorował, a ktoś się dowiedział, że potrafię obsługiwać takie narzędzie jak organy, i ściągnięto właśnie mnie. To były moje pierwsze zarobione pieniądze, w stosunkowo młodym wieku.

Potem trafił pan do liceum ekonomicznego. I tym razem nie było to spowodowane sugestią rodziców?

- To też był, niestety, mój wybór. Zawsze, gdy próbuję coś racjonalnie przedsięwziąć, to wychodzi z tego totalna klapa i katastrofa (śmiech). Dlatego chyba lepiej w życiu zdać się na przypadek.

Pomyślałem, że po podstawówce, w której uczyłem się bardzo dobrze, pójdę do liceum ekonomicznego, które da mi zawód i możliwość usamodzielnienia się. Wszystkie te plany padły już w pierwszej klasie. Liczby w słupkach to nie była moja domena. I znowu zdarzył się przypadek, który pamiętam jak dziś. W drugiej klasie przypadło mi i kolegom z klasy przygotowanie występu na Dzień Nauczyciela. Stworzyliśmy program, do którego sami napisaliśmy teksty i muzykę. Do końca szkoły na każdą uroczystość przygotowywaliśmy programy kabaretowe.

Szkolny kabaret stworzył pan na prośbę nauczycieli, a nie po to, by zainteresować sobą koleżanki, których w klasie była większość?

- W klasie było 39 dziewczyn. Myślę, że powodowało mną jedno i drugie. Dzięki występom cieszyłem się większym powodzeniem nie tylko wśród koleżanek, ale też wśród nauczycieli. Ten przypadek sprawił, że przetrwałem tę szkołę, bo w przeciwnym razie by mnie wyrzucono. Miałem wtedy dół edukacyjny, ale równocześnie udzielałem się w kabarecie szkolnym, śpiewałem piosenki, jeździłem na festiwale, dzięki czemu nauczyciele na mnie łagodniej patrzyli.

O aktorstwie nie było wtedy jeszcze mowy?

- Nie rozmyślałem o zawodzie aktora, pociągała mnie muzyka.

Niewiele brakowało, by został pan piosenkarzem. Wspomniał pan, że po festiwalu w Opolu był umówiony na trasę koncertową. W końcu pan na nią nie pojechał

- Zadziałał zbieg okoliczności. Żona reżysera "Wielkiej majówki" pani Elżbieta Sikora oglądała telewizję, czego zazwyczaj nie robi. Włączyła transmisję festiwalu w Opolu, bo wiedziała, że jej mąż szukał dwóch chłopaków do głównych ról. Zostałem zaproszony na próbne zdjęcia. Tylko dzięki temu, że zagrałem w tym filmie, zdecydowałem się na zdawanie do szkoły filmowej. To był największy przypadek, który skierował moje życie na inne tory. Gdyby nie on, pewnie zajmowałbym się czymś innym.

Jednak idąc do szkoły filmowej, omal nie został pan kabareciarzem

- Kolejny absolutnie fantastyczny przypadek w moim życiu nastąpił na skutek tego, że jako miłośnik sportu zapisałem się na studia do AZS-u. Dzięki temu mogłem pojechać na wakacje do Łazów koło Koszalina. Mieliśmy tam trenować i odpoczywać. Okazało się, że zupełnym przypadkiem w tym samym miejscu wakacje od wielu lat spędzał Zenek Laskowik wraz z rodziną. Gdy zorientował się, że jesteśmy ze szkoły filmowej, postanowiliśmy coś razem robić, by nie marnować czasu. Niedaleko, w Kołobrzegu, odbywał się Festiwal Piosenki Żołnierskiej. W ramach alternatywy zorganizowaliśmy Festiwal Piosenki Umundurowanej, który był pastiszem festiwalu kołobrzeskiego. Wyszedł nam fantastycznie. Graliśmy te programy dla okolicznej publiczności. Zamiast miesiąc siedzieliśmy tam trzy miesiące. Skutkowało to tym, że przez kolejne sześć czy siedem lat przyjeżdżaliśmy w to samo miejsce, organizując Festiwale Piosenki Umundurowanej. A ja zdobyłem szlify kabaretowe.

Wymienia pan Zenona Laskowika jako bardzo ważną postać w swoim życiu. Spotkał pan odpowiedniego człowieka w odpowiednim czasie?

- Tak, traktuje go jako jednego ze swoich mistrzów. Nie ogarniam, jak wiele nauczyłem się od Zenka Laskowika. Potem pisałem dla niego piosenki. Nie mogłem jednak zrezygnować z teatru i filmu dla kabaretu, choć Zenek takie propozycje mi składał. Idąc tym tropem, czyli spotykania właściwych ludzi we właściwym czasie, nieludzkie szczęście przytrafiło mi się po skończeniu szkoły filmowej. To bardzo trudny okres w życiu młodego aktora. Zanim zdążyłem się zastanowić, czy szukać pracy w Łodzi, czy spróbować się dostać do jakiegoś teatru w Warszawie, rozchorował się scenograf naszego spektaklu dyplomowego. Maciej Prus, reżyser przedstawienia, zaprosił Jerzego Grzegorzewskiego, który oprócz tego, że był reżyserem, zajmował się też scenografią. Grzegorzewski podczas próby "ulubił" sobie mnie i zaangażował do teatru Studio w Warszawie.

W zawodzie aktora oprócz talentu i pracowitości niezbędne jest szczęście?

- Zdarzył się jeszcze jeden przypadek, który mi pomógł. Tuż po szkole Tomasz Szadkowski zaproponował mi rolę w filmie telewizyjnym "Ucieczka", który był jego obrazem dyplomowym. Opiekunem jego roku był Krzysztof Kieślowski, który - by pomóc swemu studentowi - do jednej z niewielkich ról zaprosił Jerzego Stuhra, swojego przyjaciela.

Po latach Kieślowski powiedział mi, że przy tej okazji po raz pierwszy zauważył fizyczne podobieństwo między Stuhrem a mną. Wiele lat później skutkowało to tym, że dał nam obu do zagrania role dwóch braci w dekalogu. Z kolei skutkiem "Dekalogu" była trylogia "Trzy kolory" i mój udział w "Białym". To kolejny przypadek.

Wychodzi na to, że gdyby nie splot przypadków, aktor Zbigniew Zamachowski mógłby być znany jako artysta kabaretowy, kompozytor albo piosenkarz.

- W jednym z opowiadań Jarosława Iwaszkiewicza można przeczytać, że wszystko w naszym życiu zależy od tego, czy w parku pójdziemy alejką w lewo, czy w prawo. I tak rzeczywiście jest. To, co nas spotka później w tej alejce, nie zależy już w 100 procentach od nas.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji