Artykuły

Przasnysz. Teatr na kurpiowską nutę

Gimnazjum w Jednorożcu odwiedzili profesjonaliści z dziedziny aktorstwa, muzyki, scenografii i etnografii. Ekipa na czele z aktorem Wojciechem Siemionem przyjechała 11 stycznia, by obejrzeć spektakl przygotowany przez szkolny zespół kurpiowski "Jutrzenka" na V Mazowiecki Festiwal Teatrów Obrzędowych.

Przygoda "Jutrzenki" z Festiwalem Teatrów Obrzędowych rozpoczęła się w 2006 roku. Wówczas kurpiowski zespół z Jednorożca wywalczył główną nagrodę - 1,5 tys. zł dla zespołu i 500 zł dla opiekuna muzycznego.

- W tym roku przysłano nam formularz zgłoszeniowy, a szczegółów dowiedziałam się z internetu - mówi twórczyni zespołu Bożena Szulc. Praca nad spektaklem na tegoroczny Festiwal zaczęła się wraz z rokiem szkolnym. Dla 25 dzieci i ich opiekunów: Bożeny Szulc, Bogdana Jakubowskiego i Elżbiety Jachimowskiej, oznaczało to kilka miesięcy intensywnej pracy.

Z jakim efektem? Tego dowiemy się dopiero w czerwcu, podczas spotkania wszystkich grup biorących udział w przeglądzie w Mazowieckim Centrum Kultury i Sztuki w Warszawie. Na tegoroczny festiwal "Jutrzenka" przygotowała spektakl bożonarodzeniowy "Pokłońmy się Jezuskowi". Jurorzy w składzie: Beata Bierońska - koordynatorka projektu z Mazowieckiego Centrum Kultury i Sztuki, Joanna Cichoń - aktorka, Joanna Tucholska - muzyk, Wojciech Siemion - aktor, Wiesław Rudzki - aktor, reżyser i Tadeusz Baraniuk - etnograf, obejrzeli go 11 stycznia. Specjalnie w tym celu przyjechali do Jednorożca. Czy widowisko spodobało się jurorom?

- Młodzież pięknie śpiewa i tańczy. Widać, że jest bardzo zaangażowana - stwierdził etnograf Tadeusz Baraniuk. Jego zdaniem bardzo dobrym pomysłem w spektaklu przygotowanym w tym roku przez "Jutrzenkę" jest połączenie historii z Betlejem z poetyką Kurpi.

- Ale dobry teatr obrzędowy jest bardzo trudno zrobić. W tym przypadku koncepcja jest bardzo dobra, ale w jej realizacji brakuje nieco konsekwencji i śmiałości - powiedział Tadeusz Baraniuk. - Brakowało mi choćby jednej kurpiowskiej legendy o Bożym Narodzeniu, albo kolędy. Można było cały spektakl osadzić w realiach kurpiowskich i wtedy konsekwentnie zrobić szopkę kurpiowską z fragmentami architektury, strojami i gadkami. Brakowało mi także konsekwencji w przedstawieniu postaci. Że są anioły, diabły czy król Herod to oczywiste, ale tu pojawiają się gwiazdki, które są jakby z innego świata. Mam zastrzeżenia także do króla Heroda, który wyglądał jak królewna, przez co stał się postacią nieidentyfikowalną. Zabrakło mi też spójności w finale, gdy król Herod staje się pacyfistą i cały świat się jedna.

Oprawę muzyczną widowiska podsumowała Joanna Tucholska. - Dzieciaki śpiewają fantastycznie. Mam kilka uwag, ale tylko czysto technicznych. By w przyszłości uniknąć "rozjeżdżania" się chóru, proponowałabym np. trenować w złych warunkach akustycznych - podpowiadała specjalistka od muzyki.

Z kolei aktorce Joannie Cichoń, bardzo spodobało się zgrabne wplecenie w spektakl rzadko spotykanych tańców i kolęd. - Podobał mi się też finał, gdy wszyscy się zjednoczyli i już nie jako aktorzy, ale zwykli ludzie, zaśpiewali kolędę - stwierdziła Joanna Cichoń.

Wiesław Rudzki (aktor i reżyser) skupił się na scenografii i płynności widowiska. - Potencjał i liczba śpiewających i tańczących jest ogromny, ale trochę zabrakło mi narracji. Przez to opowieść nieco się potyka. Przydałyby się też ze dwa "szczeniaki", czyli małe reflektory - radził.

Komentarze jurorów podsumował Wojciech Siemion. - Proszę te wszystkie uwagi przyjąć pozytywnie, bo gdyby było bardzo źle, to nie byłoby co omawiać - stwierdził. I wymienił swoje zastrzeżenia. - Zagadnienie śmierci Heroda jest niezmiernie ważne, to nauka dla małych, którzy muszą wiedzieć, że złe czyny zawsze spotyka kara. Dlatego też proponowałbym, by ścięcie Heroda jednak się odbyło. Przedstawieniu brakuje też jednego mocnego akcentu w finale. Mogło być też trochę więcej tutejszej ziemi, czyli Kurpiowszczyzny. Ale w ogólnym wyrazie, spektakl był bardzo dobry.

Składam gratulacje - powiedział Wojciech Siemion. Czy pochwały te zaowocują nagrodą? Dla opiekunki "Jutrzenki" Bożeny Szulc nie jest ona najważniejsza.

- Nie pracuję dla nagród. Dla mnie największą nagrodą i dokonaniem jednocześnie jest fakt, że istniejemy już sześć lat i że wciąż znajdujemy dzieci, które chętnie poświęcają swój czas dla zespołu - podkreśla Bożena Szulc.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji