Artykuły

G. jak Gdańsk i nic poza tym

Zaczynam się bać, że Wybrzeże cierpi na pewien rodzaj nowoczesnego mesjanizmu, a im dłużej będzie tak bezkrytycznie wierzyć w swoją nadmorską "kolebkę", tym trudniej będzie mu się z niej wydostać - o "Miasteczku G." w reż. Giovanniego Castellanosa w Teatrze Wybrzeże pisze Anna Bielecka-Mateja z Nowej Siły Krytycznej.

Zawodów po najnowszej produkcji Teatru Wybrzeże "Miasteczko G." w reżyserii Giovanniego Castellanosa jest wiele. Jedne dotykają tych, którzy uwierzyli, że będą świadkami spektaklu o anonimowym mieście i uniwersalnej trzypokoleniowej rodzinie z typowymi zanieczyszczonymi relacjami i chorymi układami trudnymi do zredukowania. Inne tych, którzy spodziewali się zobaczyć na scenie tekst, skądinąd zdolnego, autora Michała Walczaka w typowej dla niego konwencji mieszającej realizm z groteską, silnie osadzone w tradycji naszej najlepszej dramaturgii. A inne jeszcze tych, którzy, nie wiedzieć czemu, posłuchali reklamy, że "Miasteczko G." niewiele ma wspólnego z "Babcią" z Gorzowa Wielkopolskiego i jest nowym dobrze skrojonym przedstawieniem, choć przecież wszyscy wiedzą, że dwa razy wchodzić do tej samej rzeki nie wolno. Wszyscy - z małymi wyjątkami.

Anonimowe miasto nie ma w sobie nic z tajemnicy. Już w pierwszej odsłonie widać na scenie wielki świetlisty napis "Gdańsk", a dialogi bohaterów jednoznacznie wskazują na miejsce wydarzeń. Są strajki w stoczni, wyborcza wiktoria Solidarności z 1989 roku, na cześć której nadano imię córce bohatera Karola (Mirosław Krawczyk) - zresztą jak połowie jej pokolenia, Starsi Panowie Dwaj docierający do dworca gdańskiego w drodze na Zjazd Solidarności, Sopot i Jelitkowo. Zaczynam się bać, że Wybrzeże cierpi na pewien rodzaj nowoczesnego mesjanizmu, a im dłużej będzie tak bezkrytycznie wierzyć w swoją nadmorską "kolebkę", tym trudniej będzie mu się z niej wydostać.

To kolejne już mierzenie się z polskością i sprawami narodowymi musi otrzeć się o rodzinę. Toksyczna Babka (dobra rola Aliny Lipnickiej), trzymająca mocno w ryzach swojego niedojrzałego i trochę zastraszonego syna Karola, który po raz drugi, ku oburzeniu rodziny, postanawia kandydować do sejmu; znienawidzona przez teściową synowa (Marzena Nieczuja-Urbańska) oraz zbuntowana, osiemnastoletnia córka (Katarzyna Kaźmierczak), która wraca do domu ze studiów przywożąc rodzicom wieść o swojej ciąży. Żeby tego było mało, w historię wpleciono wątek kryminalny, poprowadzony, trzeba przyznać, dość nieudolnie. Kto i po co zabił Babcię i czy ta cała afera w ogóle czemuś służy? Pachnie tu bardziej tanimi telewizyjnymi produkcjami niż teatrem. Miłość, nienawiść, nieplanowana ciąża, pogmatwana rodzina, polityczne układy i medialna manipulacja - oto cała paleta skrupulatnie wykorzystanych przez popkulturę tematów albo weekendowy maraton po kanałach ekranowego świata.

Wydawać by się mogło, że teatr Michała Walczaka nie potrzebuje realizmu. Udowodnił to nieraz. Jego "Piaskownica", "Podróż do wnętrza pokoju", "Rzeka" to teksty zbudowane na bazie dialogu z teatralną konwencją Witkacego, Gombrowicza czy Mrożka. Realizm przebija się w nich cichym echem przez próbę ukazanie nierealności, abstrakcyjności i zagadkowości ludzkiego istnienia. Tej gry nie sposób też nie dostrzec w "Miasteczku G.", ale wypada ona słabo i z trudem składa się na logiczną całość. Iluzyjna przestrzeń zaznacza się na scenie dzięki dwu poziomom gry. Na umieszczonym na górze podeście toczy się walka nierealnych istnień: personifikowanych śmieci (Pan Śmieć - Zbigniew Olszewski), krawężnika (Adam Kazimierz Trela) i lampy (Florian Staniewski). Daleko im jednak do nieba, a bliżej do ziemi w swym najbardziej obskurnym i brudnym wydaniu. Scalać te światy próbują Starsi Panowie Dwaj i Pani Kot. Ci pierwsi to znów rozrachunek z historią XX wieku, duchy chodzące po ziemi i czekające na nowe dusze, które będą mogli zabrać ze sobą w dalszą podróż pociągiem. Z ich zaproszenie skorzysta przecież Babcia. Pani Kot (Marta Kalmus) to zaś największa zagadka tego świata - diabeł, wyrocznia, tajemna, nieograniczona siła, zdolna przemieszczać się po nim dowolnie, według własnego uznania i gustu, zmieniając zapisane w księgach przeznaczenie.

Odrealniona przestrzeń "Miasteczka G." może nawet kusić swym wdziękiem, intrygować tajemnicą i uwodzić sekretnością świata żywych lub umarłych, ale w połączeniu z rzeczywistością i prawdziwą historią rozgrywaną "na dole" traci swój powab. Zwyczajnie zabrakło pomysłu, by scalić te dwa światy, w konsekwencji czego ich nakładanie się na siebie i próby budowania jakiś zażyłości, spełzły na niczym. Pozostało jedynie wrażenie nielogiczności i niesmak niedopracowanego przedstawienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji