Artykuły

Podczas "Dziadów" bawiłyśmy się misiami

Przy stoliku siedzi kilka osób m.in. Seweryn Blumsztajn. Wspominają Marzec' 68. Takie kombatanckie opowieści. Ja jestem z boku, nie włączam się do rozmowy, ale ich wzrok w końcu pada na mnie: "a ty, co robiłaś w 1968 r.?". Na zasadzie, a ty dziecko, co robiłaś, w piaskownicy się pewnie bawiłaś? Ja grałam w "Dziadach" - odpowiadam - wspomina Jagna Knittel, córka Bogdana Baera w rozmowie z Dorotą Wyżyńską z Gazety Wyborczej.

Dorota Wyżyńska: Czy jako córki aktorów (Jagna - Bogdana Baera, Zofia - Zbigniewa Kryńskiego) często bywałyście za kulisami? Jak trafiłyście do "Dziadów"?

Jagna Knittel: To wszystko nie było takie oczywiste. Dzieckiem, które - można powiedzieć - wychowało się za kulisami - była moja starsza siostra. Ja się wychowałam w przedszkolu. Jak trafiłam do "Dziadów"? To przypadek, mojemu tacie chyba specjalnie na tym nie zależało. Dejmek już wcześniej kilkakrotnie wykorzystywał w spektaklach dzieci. Jako barwnego elementu scenograficznego. I w "Historyi o Chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim" i w "Żywocie Józefa". Wtedy nikomu nie przyszło do głowy, żebym miała grać w teatrze. Jak to się stało, że tym razem tata przyszedł do domu i mi opowiedział o naborze do "Dziadów", nie wiem. Poszłam na jakieś przesłuchania muzyczne i zostałam przyjęta.

A jak było z panią?

Zofia Kryńska: Podobnie. Mój tata też był aktorem, w tym samym Teatrze Narodowym. Usłyszał, że dzieci są potrzebne, więc mnie zabrał na próbę. To, że byłyśmy córkami aktorów, było dla teatru wygodne, bo miałyśmy opiekę, miałyśmy z kim wracać wieczorami. Przy weryfikacji trzeba było mieć słuch i głos.

Jakie teatralne zadania w "Dziadach" miały dzieci?

Jagna: Dzieci śpiewały, oprócz nas był cały chór, uczniowie szkół muzycznych. Dzieci były też elementem scenografii. Z Zosią wykonywałyśmy razem partię solową dziecięcej duszyczki.

Co pamiętacie do dziś?

Jagna: "Dziady" to była fajna przygoda. Pod szkołę przyjeżdżał samochód z teatru, żeby zabrać mnie na próbę. A jak były próby wieczorne, to czekałam aż tata skończy, i razem wracaliśmy do domu.

Czy wiesz (Jagna zwraca się do Zofii - przyp. red.) co ja cały czas mam przed oczami z tamtych spektakli? Nasze dwa misie. Dostałyśmy je na imieniny. Brałyśmy ze sobą co wieczór. Kiedy kończył się nasz występ, nie mogłyśmy zejść ze sceny, czekałyśmy pod podestem. Spędzałyśmy tak wąchając podłogę sporo czasu. I wtedy ratowały nas misie. Bawiłyśmy się nimi tak bezgłośnie, cichutko.

A reżyser? Widział misie?

Jagna: A skąd! Dejmek miał żelazną rękę. To trzeba powiedzieć. Do dzieci również. To był facet, który straszenie dużo wymagał od innych, ale tyleż samo od siebie. Nie powiem o nim złego słowa. Był przyjacielem naszego domu. Niczego mu nie mogę zarzucić.

W jednej ze scen trzymałam baranka. Miałam go trzymać na wysokości piersi, ale baranek był ciężki. Zagapiłam się i opuściłam nieco ręce. Kiedy Dejmek to zobaczył, jak nie ryknął. Jego nie obchodziło, że ja jestem tylko dzieckiem. A ja byłam tak przerażona. Bardzo to przeżyłam.

Zofia: On od dzieci wymagał tyle samo, co od dorosłych. A podziwiałyście Gustawa Holoubka?

Jagna: Na wielką improwizację Gustawa Holoubka patrzyłyśmy przez szpary zza kulis. Pamiętam dobrze, że na widowni, wszędzie była taka cisza jak makiem zasiał. Na każdej z prób. To było pierwsze przedstawienie, w którym występowałam, nie zdawałam sobie sprawy, że rola Holoubka jest absolutnie nadzwyczajna, wydarzenie, ale chyba to czułam.

Miałyście świadomość tego wszystkiego, co działo się wokół "Dziadów"?

Zofia: Miałam już 13 lat. Człowiek wtedy chłonie, wszystko słyszy.

Jagna: Pierwszy raz zrozumiałam to po premierze. Dejmek miał wszystkie szczegóły dopracowane perfekcyjnie. Również ukłony. Było ustalone, że dzieci do ukłonów nie wychodzą. Zostałyśmy za kulisami.

Premiera, niesamowite podniecenie. Zaczęły się brawa, nagle z tych braw zrobiła się burza. To narastało. One nie gasły, one były coraz większe i większe. Zorientowałam się wtedy, że to nie jest takie normalne, bo przecież bywałam u taty na premierach i nigdy czegoś podobnego nie słyszałam.

W pewnym momencie przybiegły do mnie moja siostra i moja mama. Miały łzy w oczach. "Wiecie, co się dzieje, wy słyszycie, co się dzieje?".

Pamiętam też taką rozmowę Dejmka, który jak mnie zobaczył, to niby do mnie, a niby do kolegów powiedział: "Proszę, dopóki się Baerówna do teatru nie pchała, to rewolucji nie było". Taki żart. Ale na mnie, małej dziewczynce, zrobił wrażenie.

Pamiętacie spektakl 30 stycznia?

Zofia: Wiedziałyśmy o tym, że to już koniec "Dziadów", że już nigdy ich nie będzie. Pamiętam, że na początku prób narzekałam na kostiumy, mówiłam, że nie chcę wychodzić na scenę w tym szarym paskudztwie. Chciałam być ubrana jak gwiazda. Przy ostatnim spektaklu pomyślałam, że będzie mi tych siermiężnych kostiumów brakowało.

Jagna: Nagle wszystkie nasze marzenia prysnęły. Myślałam, że będziemy występować za granicą, że będą sukcesy. Wyjazdy mojego taty kojarzyły mi się z tym, że przywoził zawsze fajne zabawki.

A rozmowy w domu?

Zofia: U mnie było wyciszenie. Moja mama już nie żyła, ojciec miał trójkę dzieci na utrzymaniu. Nie chwalił się tym, że córka grała w "Dziadach" Dejmka, nie chciał abyśmy mieli z tego powodu jakieś nieprzyjemności.

Jagna: Moi rodzice bez przerwy rozmawiali o "Dziadach", ale starali się nie przy mnie. To było jednak totalne zagrożenie. Dzieciom się nie mówi, że tata za chwilę straci pracę, albo mogą go zamknąć w więzieniu. Dla mnie już wystarczająco smutną wiadomością było to, że nie będziemy więcej grać.

Czy "Dziady" powracały? Jagna: W liceum nakręciłam moich kolegów, żebyśmy napisali swój scenariusz według "Dziadów". I wystawiliśmy przedstawienie dla naszej profesor pani.

Zosia: Ja też w szkole ciągle organizowałam jakieś akademie. Po tatusiach to mamy...

Jagna: Pamiętam też taką rozmowę. Przy stoliku siedzi kilka osób m.in. Seweryn Blumsztajn. Wspominają Marzec' 68. Takie kombatanckie opowieści. Ja jestem z boku, nie włączam się do rozmowy, ale ich wzrok w końcu pada na mnie: "a ty, co robiłaś w 1968 r.?". Na zasadzie, a ty dziecko, co robiłaś, w piaskownicy się pewnie bawiłaś? Ja grałam w "Dziadach".

Co na to powiedzieli?

Jagna: Chyba się zdziwili się...

Spotykały się Panie przez ten czas, aby powspominać "Dziady"?

Jagna: Nie, nie widziałyśmy się przez tyle lat. Ale już zdążyłyśmy przez telefon ustalić, że obie pamiętamy naszą partię. To, co wtedy razem śpiewałyśmy w "Dziadach". (zaczynają nucić)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji