Artykuły

Z upiorem... w teatrze

Natknęliśmy się na upiora. W centrum miasta. Przy ulicy Nowogrodzkiej. Widzieliśmy go u szczytu... w sznurowni. Nim zniknął w zapadni, pokazał nam zakamarki teatru Roma, gdzie w połowie marca objawi się w całej okazałości. On. Upiór z najsłynniejszej musicalowej opery - pisze Jolanta Gajda-Zadworna w Życiu Warszawy.

Mimo usilnych starań nie trafiliśmy na podziemne jezioro, po którym pływał pierwowzór warszawskiego upiora. Taki zbiornik, odkryty blisko sto lat temu pod budynkiem Paryskiej Opery, zainspirował Gastona Leroux - reportera, który z czasem zasłynął jako autor powieści detektywistycznych, do napisania niewielkiej książeczki, do dziś rozpalającej wyobraźnię filmowców i kompozytorów.

Podziemna scenografia

Nosiła ona tytuł "Le Fantôme de l'Opera" ("Upiór w operze") i opisywała oszpeconego fizycznie geniusza, niejakiego Eryka. Pod gmachem opery zbudował on swoje królestwo - z kilkoma poziomami, miejscem na położone na wysepkach apartamenty i magazyny dekoracji. Eryk był bowiem nie tylko genialnym konstruktorem, mistrzem inżynierii, dzięki której jego królestwo funkcjonowało jak znakomicie naoliwiony mechanizm, ale też uwielbiającym muzykę kompozytorem i scenografem.

Opera była dla niego królową sztuk - najpiękniejszą i najwspanialszą, łączącą w jedno wszystkie inne sceniczne dziedziny. Dzięki niej stworzył sobie idyllę - sztuczny przepiękny świat, w którym mógł żyć, skoro nie miał szansy funkcjonować w realnym świecie. Bo - jako człowiek oszpecony przez naturę - budził powszechną grozę i lęk. Także u osoby, na której zależało mu jak na nikim w świecie. Krucha, delikatna i obdarzona wspaniałym głosem chórzystka Christine pewnego dnia zjawiła się w operze.

Oczarował cały świat

Jej uroda, a przede wszystkim przepiękny głos sprawiły, że Eryk zakochał się do szaleństwa. Używając wszelkich możliwych sztuczek, znikając i pojawiając się w najmniej oczekiwanych miejscach, stał się dla niej mistrzem śpiewu i scenicznej sztuki. By jej nie przerażać chował twarz pod maską. Otoczył dziewczynę szczególną opieką. Dla niej skomponował i wystawił operę. Był gotów poświęcić siebie, ale też zabić tych, którzy chcieliby mu ją zabrać.

Historia - łącząca elementy fantastyki, grozy, kryminału i romansu, w tak ekscytujący sposób wykorzystująca znany motyw pięknej i bestii - zaintrygowała i zainspirowała wielu twórców. Od czasu wydania "Le Fantôme de l'Opera" w 1911 roku powstały liczne wersje tej historii. Najpierw na czarno-białej taśmie filmowej. Reżyserzy przez długie lata nie mogli uwolnić się od konwencji horroru.

Przełom w podejściu do upiora zakochanego w operze i pięknej śpiewaczce nastąpił w 1986 roku. Andrew Lloyd Webber, skomponował wtedy musical "Upiór w operze", który do dziś czaruje ludzi na całym świecie. Ocenia się, że obejrzało go do tej pory około 80 milionów ludzi na całym świecie. Wystawiono go w przeszło stu miastach ponad dwudziestu krajów, także w Nowej Zelandii, Korei, Meksyku, Brazylii, Australii i Rosji. Cztery lata temu nowego blasku, rozmachu i przepychu nadał musicalowi reżyser Joel Schumacher. Do jego ekranizacji - nowoczesnej, a jednocześnie zachowującej klimat historii sprzed stu lat, odwołują się twórcy spektaklu, który powstaje właśnie w teatrze Roma.

Twarz ukryta pod maską

Specjalnie do spektaklu w skali 1:1, jak nigdzie indziej na świecie, powstała replika schodów z paryskiej Opera Populaire, gdzie akcję umieścił Leroux. To po nich schodzić będzie piękna Christine, tu rozegra się dramat na maskaradzie i wiele innych pełnych emocji scen. Na schodach tych spotkaliśmy warszawskiego upiora.

Pokazał nam, jak skomplikowaną maszynerią musiał zawładnąć, by stać się nieuchwytnym. Jak opanować we władanie teatralny gmach, by móc pojawiać się i znikać w najmniej spodziewanych miejscach, przechodzić przez lustra, niknąć w słynnej loży nr 5 - oddanej wyłącznie do jego dyspozycji.

Stamtąd, niewidoczny dla niepowołanych oczu, miał oglądać spektakle. Także w Romie.

- Eryk to człowiek renesansu, jest kompozytorem, znawcą literatury, sztuki, genialnym architektem, ale też wspaniałym śpiewakiem. Głosem oczarowuje Christine, widzów, a w powieści również konkurenta Raoula - zdradza, skrywający twarz za maską, nasz przewodnik po teatrze Roma. Nieobce są mu tajemnice teatralnej maszynerii, zakamarki i korytarze, w których człowiekowi z zewnątrz łatwo się zgubić.

Najniżej położona blokownia skrywa swoje tajemnice przed niepowołanymi gośćmi. - To niebezpieczne miejsce - ostrzega zamaskowany przewodnik. Mroczne, pełne hałasów towarzyszących spuszczaniu ramp i sztankiet, na których zawieszone są części scenografii. Sceniczny upiór z opery porusza się po takich miejscach bardzo sprawnie. To serce jego zautomatyzowanego świata. Podobnie jak labirynty korytarzy i zapadnie, dzięki którym potrafi pojawić się np. w samym środku balu maskowego. Ale upiór kontroluje wszystko także z góry - ze wspomnianej już loży nr 5 oraz zakamarków znajdujących się tuż pod stropem sceny.

Co dzieje się na dole, obserwuje m.in. ze sznurowni. Nazwa prozaiczna dla pracowników teatru kryje zwoje lin, na których spuszczane są przeróżne elementy dekoracji. To m.in. dzięki nim widzowie spektaklu "Miss Saigon" mogli zobaczyć na scenie autentycznej wielkości helikopter. W ukrytych przed oczami widzów pracowniach kreowany jest okazały, fantastyczny świat.

W modelatorni udaje się nam zobaczyć silikonowy odlew twarzy Upiora. Jest przerażający, jaskrawo różowy, z bruzdami jak po oparzeniach . Tak musiała wyglądać oszpecona twarz Eryka. I zapewnie - dzięki wysiłkom ściągniętego specjalnie do spektaklu mistrza charakteryzacji - równie paskudne blizny pojawią się na twarzy scenicznego Upiora.

Silikonowe paskudztwo, które oglądamy w modelatorni, służy jednak do czegoś innego - dzięki niemu powstał odlew maski Upiora.

Nasz przewodnik nazywa ją protezą miłości. Eryk nakłada ją, by nie przerazić ukochanej, by móc patrzeć jej w oczy i obok niej stanąć na scenie. - Bardzo chce pokazać światu, że nie jego odrażająca twarz go określa jako osobę. Najważniejsze jest to, co sobą reprezentuje, co potrafi stworzyć - podkreśla nasz przewodnik.

Wędrujemy za nim po labiryncie Romy, zaglądając do kolejnych pomieszczeń, gdzie tworzą się elementy przyszłego okazałego scenicznego świata Upiora.

Jeszcze nie widać w pełni - ponoć przepięknych - strojów zaprojektowanych przez Magdalenę Tesławską, znaną kinomanom autorkę kostiumów do najgłośniejszych polskich filmów, takich jak "Ogniem i mieczem", "Quo vadis", "Stara baśń" czy "Pan Tadeusz".

Poza monumentalnymi schodami, które przyjechały już z Krakowa, gdzie powstały na zamówienie teatru Roma, niewiele jeszcze możemy zobaczyć ze scenografii Pawła Dobrzyckiego. Być może wyczaruje on przed widzami podziemne jezioro, którego bezskutecznie na początku szukaliśmy. Jednak na pewno stworzy.... cmentarz, na którym Upiór stoczy pojedynek z Raoulem i gdzie wcześniej przedstawi się Christine jako Anioł Muzyki, o którym opowiadał jej przedwcześnie zmarły ojciec, zapewniając, że Anioł ów otoczy dziewczynę specjalną opieką.

Już podobno jest wspaniały żyrandol, który ma... spaść na widownię.

Pokazał swoją twarz

- Proszę się nie obawiać. Wszystko będzie pod kontrolą - zapewnia nasz przewodnik. Już zdjął maskę. Warszawski Upiór to Damian Aleksander. Widzom Romy znany jest z ról sympatycznych młodych ludzi - z "Greese" i "Miss Saigon". Pierwszą mroczniejszą rolę zagrał w "Akademii Pana Kleksa". Był tam, po raz pierwszy, negatywną postacią - Filipem Golarzem. Teraz dostał szansę zagrania człowieka pokiereszowanego nie tylko zewnętrznie, wieloznacznego, zdolnego do tworzenia rzeczy najpiękniejszych, ale też potrafiącego niszczyć.

Jako Upiór z opery zmierzy się z wyjątkowo ciekawym zadaniem aktorskim, ale i muzycznym, wokalnym oraz aktorskim. - Webber wprowadził do tego musicalu przepiękne i bardzo skomplikowane partie bell cantowe. Upiór wykorzystuje każdą możliwość interpretacji wokalnej - od operowej, przez musicalową po rockową z chrypką. Śpiewa w bardzo dużej skali wokalnej - opowiada Damian Aleksander.

Przypomina, że "Upiór w operze" - nie tylko dzięki słynnym ariom, które funkcjonują niezależnie, poza sceną, cały spektakl - jest wyznaniem miłości,

Musical, na poły opera, pełna namiętności i dramatycznych wydarzeń, powstała dla ukochanej kompozytora - słynnej piosenkarki i tancerki Sarah Brightman. Dla niej Webber opowiedział muzyką o miłości wielkiej, szalonej, inspirującej, ale i prowadzącej do zbrodni.

W spektaklu wiele będzie scen okazałych, które mają oczarować widzów, oraz pełnych emocji oraz napięcia, które ich porwą. - Zabójstwa, ucieczki, pościgi przepełnione miłością i zazdrością sprowokowane przez miłosny trójkąt... to daje szansę stworzenia czegoś bardzo intrygującego - uważa Damian Aleksander. - Sam najwięcej oczekiwań wiążę ze sceniczną walką z Raoulem, wyznaniem miłości Christine i odkryciem twarzy - dodaje.

- Już czuję się z tą postacią bardzo związany, ale po wyjściu z teatru jestem znów sobą - zapewnia aktor.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji