Artykuły

Czułość i brutalność pod okiem kamer

"Elektra" w reż. Natalii Korczakowskiej w Teatrze im. Norwida w Jeleniej Górze. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Jeleniogórska "Elektra" Natalii Korczakowskiej pokazuje współczesny świat jako orgię podglądactwa, gdzie każda zbrodnia zostanie zrelacjonowana w technikolorze i skoordynowana przez odpowiednie służby.

Wspaniale byłoby ogłosić pojawienie się w teatrze nowego talentu na miarę Swinarskiego, Lupy, Warlikowskiego, a może nawet polskiego Pollescha czy Wilsona. Wyszukać taki talent dziewięć godzin jazdy pociągiem od Warszawy, odkryć go, opromienić sześcioma gwiazdkami w "Co Jest Grane", wylansować, a potem żyć z napisanych o nim monografii - oto marzenie niejednego krytyka. Dla wielu recenzentów, którzy w sobotę zjawili się tłumnie w jeleniogórskim teatrze Norwida, to marzenie bliskie spełnienia. Kolejny spektakl Natalii Korczakowskiej (po świetnej "Śmierci Człowieka-Wiewiórki) jest intrygujący, pełen filmowej dbałości o obraz, bezwstydnie inteligencki, acz nie ideologizujący.

Kto pamięta satyryczny serial kukiełkowy "Spitting image", parodiujący m.in. życie brytyjskiej rodziny królewskiej, łatwiej uchwyci pomysł inscenizacyjny Korczakowskiej. Kto czytał "Nadzorować i karać" i "Narodziny kliniki" Michela Foucault (francuskiego ojca badań nad relacjami wiedzy, władzy i wykluczenia), zrozumie, jak trafiony to pomysł. Z antycznego dramatu księżniczki Elektry (Iwona Lach), córki króla Myken Agamemnona (Bogusław Siwko), reżyserka wydobyła motyw "władzy przez spojrzenie". Królewski dwór Atrydów, niczym Windsorowie w najnowszej powieści Sue Townsend "Królowa Camilla", żyje w wydzielonej strefie kontroli.

Aktorki w czarnych kombinezonach przypominających kostiumy strażniczek z "Seksmisji" kontrolują wypowiadanie tekstu, wilgotność powietrza, ustawienie sprzętów, nawet reakcje publiczności. Krążąca po scenie kamera łowi każdy ruch, spojrzenie, emocje bohaterów - i rzutuje je w ogromnym powiększeniu na falistą ścianę pałacu. Pod obserwacją pozostaje ukryta za ścianą pałacowa przestrzeń prywatna. Ogromne podwieszane lustro odbija szachownicę posadzki i umieszczone na niej łóżko. Łóżko, na którym zabójczyni męża Klitajmestra (Lidia Schneider) zdradziła go z Ajgistosem (Piotr Konieczyński). Na którym nastąpi jej kaźń.

Korczakowską w antycznej tragedii zainteresowało zakłamanie i perwersja wyroków śmierci. Gdy dzieci Klitajmestry, Elektra i Orestes (Piotr Żurawski), wydały taki na matkę morderczynię, nie kryły, że chodzi o zemstę za śmierć ojca i pozbawienie ich prawa do tronu. Gdy wyrok śmierci wydają współcześnie sądy, aspekt zemsty na zbrodniarzu tuszowany jest przez procedury, obecność lekarzy, znieczulenia.

Klitajmestra Lidii Schneider upozowana jest na gwiazdę filmową w starym stylu. Z misternym czarnym kokiem, w jaskrawej pomarańczowej sukni prezentuje się imponująco przy zabiedzonej... i dużo starszej córce (czyżby Elektra przypominała sobie wszystko z perspektywy lat, jak Ifigenia w paryskiej inscenizacji Warlikowskiego z Opera Garnier?). Świetnie wypada scena, gdy Lach, ucharakteryzowana na wysuszoną staruszkę w marnej bieliźnie, rozmawia z matką na chwilę przed jej zamordowaniem. Obie spokojne, roześmiane, palą papierosy na jasno oświetlonych leżakach. Nie spieszą się. W lustrze widać miotającego się za ścianą Orestesa, który zaraz ma się stać matkobójcą. Bezkrwawe morderstwo (zastrzyk trucizny) zostaje sfilmowane w najdrobniejszym szczególe. Jest piękne.

Podobne zderzenia błogości z okrucieństwem rozsiane są w całym spektaklu. Młoda Elektra (Anna Paruszyńska), odziane w białą suknię wcielenie niewinności, nie jest w stanie przeczytać listu wabiącego matkę na miejsce zbrodni. Przeszkadzają jej jęki zarzynanego. Ajgistosa. Czułość i brutalność jest w zderzeniu pierwszej i ostatniej sceny. Pierwszy obraz pokazuje rodzeństwo muskające klawisze fortepianu. Pod koniec są już parą morderców oklaskiwanych przez przewodniczkę strażniczek (Anna Ludwicka). Narzędzia, które wykonały zadanie - zwyciężyli, ale ich twarze rozłażą się jak mokry papier.

Natalia Korczakowska, która pracowała dotąd m.in. z Oskarem Korsunovasem, René Polleschem, pisała teksty dla Emade, Izy Kowalewskiej, w sobotni wieczór dołączyła do grona odkrytych gwiazd. Jeśli niezwykła wrażliwość i erudycja nie zawiodą jej w rejony efekciarstwa, nikt już nie będzie porównywał jej do Warlikowskiego czy Jarzyny. Narodzi się teatr Korczakowskiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji