Artykuły

Trójmiasto zapomniało o Księciu Poetów

Dom rodziny Zbigniewa Herberta stoi w Sopocie. Do tej pory nie ma na nim choćby marnej tabliczki. Sopot już dawno stracił był szansę zostania stolicą kultu Herberta na rzecz Kołobrzegu. Co za obciach! Gdyni Herbert, prawdę mówiąc, nigdy nie kręcił. Gdańsk zaś najbardziej kręci sam siebie, ma zresztą żywego Grassa - pisze Tadeusz Skutnik w Polsce Dzienniku Bałtyckim.

W poniedziałek rozbrzmią i rozbłysną w Warszawie media, zwiastując oficjalne rozpoczęcie Roku Zbigniewa Herberta [na zdjęciu], uchwalonego przez Sejm jeszcze w lipcu ubiegłego roku. Transmisji nie będzie, więc w Trójmieście nie da się namaścić oczu ani uszu stołecznymi fajerwerkami.

Trzeba się więc zdać na własne, trójmiejskie i pomorskie. A własnych, w tym konkretnym dniu, jest mniej niż zero. Nie da się ukryć: Trójmiasto zaspało "w temacie Herberta" i dopiero kolnięte dziennikarskim piórem zaczyna budzić się z zimowego snu, półsennie przemyśliwując, co by tu zrobić, żeby się pismaki odtentegowały.

Sopot już dawno stracił był szansę zostania stolicą kultu Herberta na rzecz Kołobrzegu. Co za obciach! Gdyni Herbert, prawdę mówiąc, nigdy nie kręcił. Gdańsk zaś najbardziej kręci sam siebie, ma zresztą żywego Grassa. Może coś z siebie wydobędzie, na coś NCK się zdobędzie, ale na co? Równie to mgliste jak program uczczenia Patrona przez XX LO na Morenie.

W tej sytuacji, gdy nie możemy z iskrą radości rozwijać perspektyw, co też nasza megalomańska Metropolis ma do zaoferowania swoim obywatelom w Roku Herberta (a mniej ma niż obie stolice, ale i np. Szczecin swoim!), przyjdzie nam oddać się po raz któryś wspominaniu, jak to drzewiej bywało

Tu w Sopocie, przy obecnej ul. Haffnera (a wcześniej Bieruta) mieszkała rodzina Herbertów i przyszły Książę Poetów takoż "siedział w spiżarni" rodzinnej. (A nie ma na tym domu nawet marnej tabliczki). Tutaj, w końcu lat czterdziestych ubiegłego stulecia, podejmował pierwsze próby literackie: krytyczne, a nawet poetyckie. Część ich oferował swojej pierwszej wielkiej miłości: pani Halinie Misiołkowej (po mężu), a ich opublikowanie spotkało się z gniewną, sądową blokadą wdowy, Katarzyny Herbertowej. Mój Boże, zakazywać sądownie publikacji wyraźnych juweniliów?!

Miłość skończyła się, gdy Herbert przeniósł się na studia do Torunia, następnie do Warszawy, pamiętał jednak o niej do końca życia, targały nim wyrzuty sumienia, przesyłał kolejne tomiki Poznał zresztą w stolicy Katarzynę Dzieduszycką, a wkrótce inne miłości coraz bardziej zaczęły go pochłaniać: klasycy, filozofowie, nauki u mistrza Henryka Elzenberga. Przy całym szacunku: nie był kobieciarzem (por. "Jedwab duszy"), ale miłość do tej pierwszej, miłość sztubacka, miłość tragiczna powinna być skrupulatnie przejrzana. "Sine ira et studio" - jak mówią "badacze litery".

Bywania Herbertów w sopockim Domu Pracy Twórczej nie zostały, jak się zdaje, zdokumentowane, poza kilkoma dramatycznymi z lat 80., o których wspominała Barbara Madajczyk-Krasowska, gromiąc zresztą przy sposobności Joannę Siedlecką, autorkę bałaganiarskiej i plotkarskiej biografii Herberta pt. "Pan od poezji". Barbara Madajczyk-Krasowska najwięcej napisała o jednym ze spotkań Herberta w Gdańsku u św. Mikołaja, wiosną 1983, czyli za rządów (dusz) ojca Sławomira, dominikańskiego duszpasterza środowisk twórczych.

Szczególny sposób obecności Herberta w Gdańsku, mianowicie jako visiting professor na Uniwersytecie Gdańskim, dziesięciolecie wcześniej pracowicie, acz nie bez wdzięku opisała w naszym "Dzienniku" Anna Malcer, która wtedy gdy Herbert czarował rozbiorami poezji, dopiero uczyła się sztuki chodzenia. Niżej podpisany do dzisiaj żałuje, że znalazł w sobie wówczas determinacji wystarczającej tylko na jeden wykład Herberta; drugie natomiast spotkanie, a po nim spotkanie prywatne z pp. Herbertami u Barbary Madajczyk w mieszkaniu w falowcu na Przymorzu dość dobrze pamięta, bowiem w dyskusyjnym ferworze obsztorcowywał Księcia Poetów. Opisał to jednak wcześniej, tuż po Jego śmierci; Herbert tę sprzeczkę obrócił w żart.

Wspomnę jednak, że pokłóciliśmy się o Jerzego Andrzejewskiego. Pan Zbigniew napomknął, z domieszką dumy, że na pogrzeb Jerzego Andrzejewskiego (musiało więc to być po 19 kwietnia 1983) do Warszawy się nie wybiera, bo i tu wyłożył swoje koronne argumenty o zatruwaniu młodych polskich umysłów przez jego "Popiół i diament", lekturę obowiązkową od ponad pół wieku. No i nie wybrał się, choć pogrzeb Andrzejewskiego, jednego z tuzów opozycji antykomunistycznej, był swego rodzaju manifestacją nie tylko warszawiaków.

Przyjechał natomiast niecały rok później, w lutym 1984, na pogrzeb Lecha Bądkowskiego. Ten pogrzeb też był manifestacją, wielotysięczną, pożegnaniem uczestnika Porozumień Sierpniowych i pierwszego rzecznika Solidarności. W srebrzyskiej kaplicy Herbert pełnił wartę honorową, obok Bronisława Geremka, Lecha Wałęsy, Donalda Tuska oraz najbardziej zasłużonych działaczy Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. I nie odstręczył go od udziału w tej uroczystości trzaskający mróz.

Wkrótce po śmierci Zbigniewa Herberta, która nastąpiła rankiem 28 lipca 1998 roku, Stowarzyszenie Godność (m.in. Czesław Nowak, Edmund Krasowski) zainicjowało upamiętnienie Jego obecności w Sopocie czymś trwalszym od ulotnych gadanin, a nawet od spiżu. Wybór padł na kamień. Wybór sentencji na kamień był właściwie jeden: "Bądź wierny. Idź". Jak to w uchwale określił teraz Sejm - tę formułę-przykazanie Herbert "wprowadził do polszczyzny". W grudniu 2001 w nadmorskim parku kamień, w minimalistycznej obróbce artystycznej prof. Sławoja Ostrowskiego (subtelne wcięcie w wulkaniczny zlepieniec innego kamienia), został odsłonięty. Warto, by może i to przedsięwzięcie, dzieło wielu wolnych umysłów, zdokumentować, bo też już zaciera się w ulotnej pamięci, a być może wkrótce nie tylko ptaki zechcą pozostawiać na nim swoje żrące ślady

Na zakończenie choć drobne przypomnienie Herbertowej frazy, wyjętej z Jego wiersza "Poczucie tożsamości":

Jeśli miał poczucie tożsamości

to chyba z kamieniem

z piaskowcem niezbyt sypkim

jasnym jasnoszarym

który ma tysiąc oczu

z krzemienia

(porównanie bez sensu kamień

widzi skórą)

jeśli miał poczucie głębokiego związku to właśnie

z kamieniem

nie była to wcale idea

niezmienności

Jeśli więc - jak słyszę - poetyckie tuzy i poetyckie blotki pójdziecie gromadnie środkiem Sopotu w maju, podczas święta poezji, pod Kamień Herberta - nie zapomnijcie zabrać ze sobą wiader z płynami łagodnie czyszczącymi oraz szczotek z dalekich ryżowisk, by odszorować ów znak pamięci z odchodów i podchodów nie licujących z godnością jego; zróbcie sobie taki mały happening

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji