Artykuły

Interpretacje. Dzień pierwszy

Zachwyca, czy nie zachwyca - oto jest pytanie. I czy zachwycać należy się tylko dlatego, że Jerzy Trela wielkim aktorem jest? - o spektaklu "Wielkie kazanie księdza Bernarda" w reż. Krzysztofa Jasińskiego z Teatru STU, prezentowanym na Festiwalu Sztuki Reżyserskiej Interpretacje w Katowicach pisze Anna Wróblowska z Nowej Siły Krytycznej.

Otwierające dziesiątą edycję Interpretacji "Rozmowy z diabłem. Wielkie kazanie księdza Bernarda" w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego pokazane zostało jako spektakl mistrzowski. Jeżeli tak wygląda spektakl mistrzowski, to aż strach się bać tego, co zobaczymy w części konkursowej festiwalu.

Wielki tekst Kołakowskiego, mistrzowska reżyseria Jasińskiego, czysty teatr, który boli, szlachetne aktorstwo Treli - zewsząd grzmiały głosy. Przed samym spektaklem Kazimierz Kutz nakazał widzom cieszyć się, że oto dane im będzie obcowanie z cudem. Niestety, cudu nie było, żadne objawienie się nie dokonało.

Szlachetne aktorstwo Jerzego Treli było przede wszystkim bardzo nierówne. Świetnie prowadzone są momenty komiczne: kiedy Diabeł Treli nieporadnie gubi się w swych wywodach lub gdy płacze nad grzesznością świata naszego, czy też kiedy woła o wodę, która mogłaby ugasić pożar świata trawionego przez grzech, po czym sam sięga po butelkę wody mineralnej. Jednak te sceny, pokazujące pełen wachlarz możliwości Treli, przysłaniają inne, przesycone patosem, którego wstydziłby się nawet Diabeł podszywający się pod księdza Bernarda. Trela tonie w patosie, który pasował mu prawie 40 lat temu, kiedy grał w największych inscenizacjach Konrada Swinarskiego, ale dziś wywołuje tylko uśmiech, zwłaszcza na ustach tej części publiczności, która wychowała się na "teatrze oszołomów" - jak na konferencji prasowej festiwalu pani Elżbieta Baniewicz nazwała większość współczesnych reżyserów. Bo przecież teatr skończył się wraz z Dejmkiem i Swinarskim, dlatego my nie wiemy co dobre. I pewnie dlatego Trela jako Diabeł/Ksiądz Bernard nie zachwyca mnie, mimo najlepszych chęci wprawienia się w stan zachwytu.

Zachwyciła za to scenografia Jana Polewki, który zbudował na scenie ogromny metalowy podest z równie metalowym i chłodnym tronem dla Diabła, a całość wzbogacił o przepiękne witraże. W zachwyt wprawiać mogła także sakralna muzyka Jana Kantego Pawluśkiewicza, która wypełniała salę w momentach, gdy Treli na scenie nie było. I to samotne obcowanie z muzyką i witrażami chyba najbardziej zachwyciło mnie w produkcji krakowskiego Teatru STU. Wszystkich zainteresowanych serdecznie przepraszam za swoją niezdolność do zachwytu totalnego. Nie pomogły mi nawet piekielne płomienie buchające z dziur w metalowym podeście. Cóż, może następnym razem.

Post Scriptum

Spektakl za to oczarował zgromadzoną w Teatrze Śląskim festiwalową publiczność. Jakieś 70 procent tej publiczności stanowili miejscowi notable, którzy do teatru trafiają właśnie raz w roku w trakcie Interpretacji, bo dostają zaproszenia. O teatrze mają takie pojęcie jak ja o fizyce jądrowej. Ale przecież trzeba się pokazać, bo telewizja przyjedzie. A że sztuka niespecjalnie ich interesuje to zupełnie inna para kaloszy. Przecież gdyby zrezygnowali z darmowych zaproszeń, na festiwalu mogliby pojawić się młodzi ludzie, świadomi tego, co oglądają i, przede wszystkim, zainteresowani teatrem. Ale oni mogliby nie przyjąć spektaklu owacjami na stojąco - tylko dlatego, że tak wypada i że Kutz nazwał spektakl cudem. A tak jest po staremu - Interpretacje to festiwal dla vipów, którzy w nosie mają teatr.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji