Artykuły

Nie da się być turystą

- Angielskie tłumaczenie "Teczek" jest już gotowe. Jego autor, Bill Johnson, dzwonił do nas w różnych sprawach, żeby uściślić językowe ciekawostki, które sprawiały mu problemy. Upewniał się na przykład, czy dobrze rozumie sformułowanie "ty szczurzy dydku". Ciągle przyglądamy się temu tekstowi, z dużym napięciem, a zarazem ciekawością. Teraz musimy nauczyć się grać go w obcym języku. W Nowym Jorku czeka nas 21 przedstawień - z Ewą Wójciak o podróżach Teatru Ósmego Dnia w Poznaniu rozmawia Marta Kaźmierska z Gazety Wyborczej - Poznań.

Teatr Ósmego Dnia podbija obie Ameryki. Artyści wrócili z niedawno z Chile, gdzie wystawili przedstawienie "Arka". Ich najnowszy spektakl - "Teczki" - obejrzą jesienią widzowie nowojorskiego festiwalu "Made in Poland"

O podróżach Teatru Ósmego Dnia, tych minionych i tych planowanych, opowiedziała nam Ewa Wójciak z Teatru Ósmego Dnia:

Marta Kaźmierska: Czy "Teczki" - spektakl o esbeckiej inwigilacji środowiska młodej inteligencji w czasach komunizmu - ma szansę trafić do wyobraźni współczesnego amerykańskiego widza?

Ewa Wójciak, aktorka: - Wydaje mi się, że problem podsłuchiwania, inwigilowania jest wciąż aktualny i uniwersalny. Amerykanie sami zrobili niedawno film "Good Night and Good Luck" o czasach McCarthy'ego. W Stanach Zjednoczonych ciągle wybuchają jakieś afery polityczne, a główne role odgrywają w nich służby specjalne. U nas też wyszła niedawno na jaw sprawa zagłuszanych pielęgniarek.

Sprawdzanie ludzi to zadanie każdego autorytarnego władcy. Pokusa, żeby skompromitować ludzi stojących w opozycji do władzy jest najczęściej nie do przezwyciężenia. I nie ma to znaczenia, czy inwigilowany jest gejem, czy walczy w jakiejś konkretnej sprawie czy po prostu ma swoje zdanie.

W przedstawieniu "Teczki" opowiadamy o marzeniu pewnej grupy ludzi. O nas sprzed lat. Uznaliśmy, że jest w tej historii kilka rzeczy, którymi, mimo upływu czasu, wciąż warto się dzielić.

"Teczki" nowojorska publiczność obejrzy w języku angielskim. Powstaje na tę okazję tłumaczenie tekstów, które czytacie podczas spektaklu.

- To tłumaczenie jest już gotowe. Jego autor, Bill Johnson, dzwonił do nas w różnych sprawach, żeby uściślić językowe ciekawostki, które sprawiały mu problemy. Upewniał się na przykład, czy dobrze rozumie sformułowanie "ty szczurzy dydku" (śmiech). Ciągle przyglądamy się temu tekstowi, z dużym napięciem, a zarazem ciekawością. Teraz musimy nauczyć się grać go w obcym języku. W Nowym Jorku czeka nas 21 przedstawień, nowa scena i publiczność - nie tylko ta polonijna, z natury życzliwa.

Zespół Teatru Ósmego Dnia wrócił niedawno z Santiago w Chile. Kilkakrotnie pokazaliście tam swój inny spektakl, legendarną "Arkę". Na placu przed pałacem prezydenckim za każdym razem oglądały was tysiące widzów.

- Pierwszego dnia przed na Plaza Constitution przyszło ich wręcz za dużo, mieliśmy poczucie ograniczonej przestrzeni. Wielu z tych widzów wracało później na kolejne przedstawienia, widzieliśmy młodych ludzi, dwudziestoletnich. Oni nie mogą pamiętać tego, co działo się w Chile za dyktatury Pinocheta, a jednak żyją historią. Dopiero budują swoją młodą demokrację. Może dlatego są publicznością, która tak łatwo się wzrusza i okazuje emocje, krzyczy, bije brawa.

Wam także towarzyszyły w Chile emocje: zwiedzaliście miejsca, gdzie nie tak dawno ginęli wasi rówieśnicy.

- Historia przewrotu w Chile w 1973 r. to historia mojego pokolenia. Miałam wtedy 22 lata. Rewolucje zawsze robią młodzi ludzie. Chcieliśmy zobaczyć ślady tamtych wydarzeń. Zawieziono nas więc do Villa Grimaldi na przedmieściach Santiago de Chile. Za czasów Pinocheta torturowano tam więźniów politycznych, m.in. obecną prezydent Chile - Michelle Bachelet. Działy się tam rzeczy niewiarygodne, tak okrutne, że nawet trudno o nich mówić. Chodząc po tych miejscach kaźni mogłam myśleć sobie tylko o tym, że nam się udało. Że żyliśmy jednak w reżimie o nieco złagodzonej wersji.

Ale również w reżimie stosującym opresję.

- To prawda. Widziałam na przedmieściach Santiago zdjęcia zaginionych, podobne do tych, jakich używamy w spektaklu "Matki". Przez Villę Grimaldi przewinęło się ponad cztery tysiące więźniów, wielu z nich zaginęło bez śladu. Starszy pan, który nas tam zabrał, był przed laty wojskowym kierowcą. Woził zarówno ludzi, jak i zwłoki - między pobliskim stadionem, gdzie przetrzymywano aresztowanych, a willą, gdzie mieściła się siedziba tajniaków. Pokazywał nam stalowe ramy, na których podwieszano torturowanych za ręce i nogi. Zapytany, dlaczego uczestniczył w tym wszystkim, odpowiedział to, co mówią byli urzędnicy wszystkich reżimów świata: że musiał. Że on tylko wykonywał rozkazy.

W pobliżu cel tortur, przekształconych z byłych chlewni, mieści się dziś rosarium - podobne do klombów na naszej Cytadeli. Stoją tam wbite w ziemię porcelanowe tabliczki z imionami zamordowanych dziewcząt. Jest też parę zdjęć. Na nich - fryzury z mojej młodości! Hipisi, tacy jak my, tylko w o wiele bardziej tragicznych okolicznościach.

Na terenie tego miejsca jest też inna wstrząsająca instalacja, do której wchodzi się przez niepozorną skrzynię. Wewnątrz utrzymuje się 18 stopni, czyli temperatura oceanu. Na zewnątrz panuje trzydziestostopniowy upał. W skrzyni szumi nagrany ocean, a w gablotach leżą stalowe szyny. W jedną z nich wcisnął się niewielki guzik, może od płaszcza. Ludzi przywiązanych do tych szyn wyrzucano z helikopterów do oceanu. Obciążano ich, żeby na pewno poszli na dno.

Dzięki takim miejscom jak Villa Grimaldi człowiek uświadamia sobie, że Chile to nie tylko piękna przyroda i pyszne wino. Tam wciąż ma się poczucie obcowania z historią i ono jest naprawdę potrzebne. Nie ma nic bardziej obrzydliwego niż być białym turystą w kraju tak ciężko doświadczonym. Spokoju nie daje wrażenie, że jest się za murem, za szybą. Że jest się sytym, głupim cudzoziemcem, "gringo".

To, że możemy grać w takich miejscach to wielki przywilej. Spektakle dają nam szansę, żeby naprawdę spotkać się z ludźmi.

Publiczność festiwalu "Made in Poland" w Nowym Jorku będzie oglądać spektakl "Teczki" od 22 października do 10 listopada. Teatr Ósmego Dnia jest jedynym polskim zespołem, który wystąpi podczas tego festiwalu. Tłumaczenie tekstu sztuki, przygotowane przez cenionego tłumacza Billa Johnsona, wejdzie w skład antologii polskiego dramatu dokumentalnego. Jego redaktorem jest prof. Caroll Martin z Uniwersytetu Nowojorskiego.

Na zdjęciu: "Teczki", Teatr Ósmego Dnia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji