Artykuły

Klamra. Dzień drugi

Przy bardzo dobrej formie plastycznej przedstawienia, jego muzyczność, która ma być głównym nośnikiem emocji, wypada niestety nie najlepiej - o "Wypominkach" z Teatru K3 prezentowanych podczas Alternatywnych Spotkań Teatralnych "Klamra" pisze Alicja Rubczak z Nowej Siły Krytycznej.

Spektakl "Wypominki" jest w swej warstwie fabularnej jakby rozwinięciem nazwy Teatru K3 - to opowieść o trzech kobietach. Spotykają się jak co roku, by wspominać swoich najbliższych, którzy odeszli. To również trzy kobiety na scenie: Ewa Mojsak, Marta Rau (także autorka scenariusza) i Dorota Grabek - cały Teatr K3. Pierwiastek kobiecości rządzi tym przedstawieniem. Pełne jest miłości - macierzyńskiej, małżeńskiej, narzeczeńskiej, ale także nie brak w nim smutku, samotności, nienawiści i skrywanych dumnie łez. "Wypominki" oparte są na ciągłym rozpalaniu emocji, piętrzeniu ich, to właśnie gra namiętności miała być zasadą organizującą przedstawienie, jednak czy udało się zrealizować to założenie?

Spektakl jest adaptacją "Krwawych godów" Federico Garcii Lorki. Hiszpański dramat został przeniesiony w polskie realia. Folklor i ludowość, choć przybierają zupełnie inne szaty, znamionują jednak zarówno dzieło Lorki, jak i białostocki spektakl. Dwanaście figurek animowanych przez aktorki, stworzył, znany z supraskiego teatru - Mikołaj Malesza. Przypominają one drewniane rzeźby wykonywane przez ludowych artystów. Sięgnięciem do słowiańskiego folkloru jest również wprowadzenie do spektaklu pieśni z okolic Zusna na Suwalszczyźnie, które zostały wplecione w akcję, stanowiąc jej uzupełnienie i komentarz. Możliwość przetransponowania tekstu Lorki w świat polskiej wsi, świadczy o uniwersalnej wymowie dramatu. Przeklęta miłość, niezawiniona śmierć, rozpacz po utracie ukochanych - to problemy ogólnoludzkie. Zanurzenie całego przedstawienia w swoistym bezczasie, brak identyfikacji ze współczesnością, daje natomiast poczucie uczestnictwa w odwiecznych obrzędach, do których włączony zostaje po prostu człowiek, a nie obywatel konkretnego narodu.

Trzy aktorki w skromnych, brązowo-czarnych strojach, poruszają się w prosto zorganizowanej przestrzeni - drewniany stół, trzy ławy i skrzynia z obrazkiem Marii z Dzieciątkiem na rękach, tworzą jakby wnętrze wiejskiej chaty, ale to także scena dla animowanych figur. Bogate wykorzystanie tej ubogiej scenografii dodaje spektaklowi wiele dynamiki. Ławy są przestawiane, przestrzeń organizowana tak, by możliwe było zaznaczenie rozmaitych miejsc - domów bohaterów, przemierzanych dróg czy sali weselnej. Doskonale zorganizowana plastycznie jest scena, w której różnej wysokości ławy, przykryte zostają białym materiałem, tak, że tworzą schody kościoła, w którym udzielany jest ślub. Poszczególne figury ustawione są na kolejnych stopniach, a na samym szczycie stoi młoda para.

Ważne jest w tym spektaklu również animowanie drewnianych figur. Tym postaciom o zastygłych rysach twarzy aktorki dodają emocjonalności poprzez własną mimikę, gesty, głos. Trzymając w dłoniach drewniane lalki, które mają ruchome jedynie ręce i głowy, aktorki stają się jakby przedłużeniem ich ciał i odbiciem namiętności. Animatorki nie tylko grają lalkami, ale również do nich, tworzą wielowymiarowe relacje, stające się odbiciem skomplikowanych więzi pomiędzy postaciami. W pozornie martwe formy wlane zostało życie, to doskonały wyraz stosunku aktorek do lalki, który spotęgowany zostaje na samym końcu, kiedy Ewa Mojsak, Marta Rau i Dorota Grabek wychodzą do ukłonów trzymając w ręku figurki trzech głównych bohaterek, które utożsamiane są z postaciami kobiet kreowanymi w planie aktorskim przedstawienia.

Rozbrzmiewające pieśni, stukot drewna, czasem dźwięk akordeonu oraz głosy aktorek - to cała oprawa muzyczna spektaklu. Przy bardzo dobrej formie plastycznej przedstawienia, jego muzyczność, która ma być głównym nośnikiem emocji, wypada niestety nie najlepiej. Głębia ludzkich doświadczeń, żalu i miłości, wyrażana w ludowych pieśniach, traci swój urok przez niedociągnięcia wokalne. Bez zarzutów śpiewa jedynie Dorota Grabek. Ewa Mojsak, wykonująca liczne partie solowe, śpiewa często z zaciśniętym gardłem i w jednym z początkowych fragmentów spektaklu traci przez to prawie głos, co rozbija dramaturgię, a Marta Rau jest chwilami prawie niesłyszalna. Widać prace włożoną przez aktorki w przygotowanie wokalne do spektaklu, jednak oparcie narracji w przeważającej mierze na pieśniach, które swym brzmieniem nie dają możliwości wciągnięcia się w kreowany świat, sprawia, że spektakl wypada fałszywie. Emocje, tak ciekawie budowane w warstwie plastycznej, zostają zburzone przez sztuczną emocjonalność pieśni. Historia trzech kobiet, których losy splotły się poprzez wspólne doświadczanie śmierci najbliższych, zbudowana jest narracyjnie w bardzo ciekawy sposób. Widz poznaje trzy perspektywy oglądu tych samych wydarzeń - głos zabierają kolejno Matka, Żona i Narzeczona. Ich wypominki to opowieści pełne emocji, które w widzu rozpala drewno lalek, a gasi dźwięk rozbrzmiewających pieśni. Iskra plastycznej cudowności tego spektaklu jednak nadal się tli.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji