Jeszcze jeden Durrenmatt
TEATR DRAMATYCZNY WARSZAWY wprowadził na polskie sceny już dwie sztuki Durrenmatta, szwajcarskiego dramaturga piszącego po niemiecku. Obie - i "Wizyta starszej pani" i "Romulus Wielki" były pięknymi osiągnięciami, którym towarzyszył sukces. Obecnie, wystawiając tegoż autora zjadliwą komedię na ludzkie urojenia "Anioł zstąpił do Babilonu" w przekładzie Krzywickiej, Garewicza i Laua (fragmenty wierszowane), reżyserii Swinarskiego, scenografii tegoż i Starowieyskiej, z muzyką Rudzińskiego -teatr ten kontynuuje lansowanie znakomitego pisarza. Jeśli ziści się zapowiedź wystawienia również "Franka V" - byłaby to godna szczególnej uwagi konsekwencja.
Swinarski, uczeń Brechta, podkreślił koligacje wyobraźni autora z inscenizatorami niemieckimi. Takim lakmusowym papierkiem niemieckości może być scena zdejmowania butów przez Nowaka, który cudownie ożywił postać policjanta. Istotnie, nie widziałem jeszcze sztuki niemieckiej współczesnej, a szczególnie Brechta, gdzie by bose nogi nie występowały jako motyw obowiązkowy, jak w naszej polskiej twórczości współczesnej pewne słowo, wylansowane jeszcze przez Wyspiańskiego w konstelacji z orłem.
Tym żartem nie chcę bynajmniej zdeprecjonować orlego lotu Durrenmatta ani jego realizatorów, którzy stanęli prawdziwie na wysokości zadania i popisali się wysoką inscenizacyjną kulturą. Nawet Anioł zagrany majestatycznie przez Płotnickiego ma skrzydła przytwierdzone na zasadzie maszynerii współczesnych zabawek, ale tęczowe jak prawdziwy anioł chaldejski.
Kurrubi - dar niebios zesłany na ziemię - gra Traczykówna. Jest prawdziwie wzruszająca i dziecinna, gdybyż jeszcze miała bogatszą skalę głosu, cóżby to była za kreacja! Tak młoda aktorka na pewno potrafiłaby jeszcze swój głos powiększyć. Tylko czy zechce? Bo przykład idzie z góry, a sprawa tonacji głosowej i wyrazistości mówienia nie jest rzeczą cenioną w niektórych sferach teatralnych.
Można by coś na ten temat powiedzieć, zachwycając się zresztą świetną poza tym w wyrazie, mimice, ruchu i geście grą Dzwonkowskiego w roli żebraka Akkiego i Gogolewskiego w roli Nabuchodonozora, który potrafił nawet w przedostatniej najtrudniejszej scenie bankructwa wszechpotęgi utrzymać widzów w pełnym napięciu. Ale posłuchajcie tylko jak Fetting grający Pierwszego Ministra i Holoubek - Uroczystego, czyli kata, mówiąc równie szybko i wartko jak tamci, przecież nie miauczą i każde słowo dociera do uszu w całkowicie nieskażonej postaci, a przecież w ekspresji co najmniej nie ustępują żadnemu z kolegów. Widać są tacy, co gubienia spółgłosek i zjadania do połowy co drugiej samogłoski nie uważają za szczyty finezji.
Chmurkowski jako bankier, Skulski i Kłosowski jako Robotnicy, Leśniak jako Gimmil, sprzedawca mleka stworzyli wyraziste, rodzajowe postacie, ale popisową rolę miała Łuczycka jako hetera Tabtum, majestatyczna i olśniewająca, otoczona doskonale ucharakteryzowaną świtą statystek. W ogóle jeśli idzie o statystów, na przykład grających poetów i tłum, każdy szczegół był dopracowany według najlepszych zasad Piscatora, Brechta czy Felsensteina. To samo, dotyczy aktorów, mających krótsze role. Trojan, Pokora i Szczyciński jako żołnierze mieli charakteryzację dopracowaną malarsko jak twarze Grunewalda.
Warto wymienić także Grzybowską, która w roli następcy tronu - debila miała ograniczone pole popisu, ale bardzo dobrze wywiązała się z zadania.
Doskonała ilustracyjnie jest muzyka Rudzińskiego i dobrze stylizowane wiersze w przekładzie Laua. W przekładzie prozy razi zwrot "Co to jest ludzie?" Co innego inscenizacja w stylu niemieckim, a co innego germanizm w składni.