Artykuły

Oni stworzyli upiora

Ludzie kina, plastyki i sceny, doświadczeni i bardzo młodzi, na dziesiąte urodziny zafundowali teatrowi muzycznemu Roma sukces - pisze Jolanta Gajda-Zadworna w Życiu Warszawy.

Warszawska premiera "Upiora w operze" odbędzie się dopiero w ten weekend, a spektakl już okrzyknięty został scenicznym przebojem. Bilety można kupić najwcześniej na czerwiec. Do końca roku musical Andrew Lloyda Webbera zostanie wystawiony 450 razy.

Za czyją to sprawą w teatrze przy ulicy Nowogrodzkiej szykuje się tak efektowna hossa? Czy, jak uważają wielbiciele talentu Webbera, jest to wyłącznie zasługą siły muzyki i pełnej pasji? Wiele na to wskazuje - od czasu londyńskiej prapremiery w "Upiór..." nie schodzi z muzycznych desek świata. Co więcej, najczęściej wystawiany jest w oryginalnej wersji, zaakceptowanej przez twórcę autora.

Sporadycznie zdarzają się odstępstwa od reguły, spektakle autorskie. Takie, jak ten, który powstał w "Romie" - realizowany, co prawda, pod czujnym okiem przedstawicieli Webbera, którzy zagwarantowali sobie prawo do akceptowania każdej zmiany, ale oryginalny. - Polski, warszawski, nasz własny - jak mówi tłumacz libretta, dziennikarz muzyczny Daniel Wyszogrodzki.

Renesans pożądany

Za zliftingowanym wizerunkiem musicalowego ducha opery stoją nie tylko ci, których na scenie będzie widać. Polska wersja będzie inna, przede wszystkim dzięki dyrektorowi i reżyserowi "Romy" Wojciechowi Kępczyńskiemu i szeregu znakomitych, zakulisowych artystów, których zaprosił do współpracy.

Świat Upiora wykreował Paweł Dobrzycki - scenograf teatralny, a także malarz, grafik, architekt i akademicki wykładowca. Dzięki niemu na niewielkiej przestrzeni Romy powstała niezwykłej urody scenografia, zrealizowana z przepychem godnym Opery Paryskiej, na której zresztą była wzorowana.

By przekazać jak najwięcej z atmosfery budynku, który sto lat temu zainspirował Gastona Lerouxa do napisania powieści "Upiór w operze", polska ekipa pojechała do Paryża. Byliśmy ponoć pierwszymi cudzoziemcami, którzy pofatygowali się do Opery Garnier i przyjrzeli się jej dokładnie - od najgłębszych podziemi po dach, z wielką rzeźbą anioła trzymającego lirę.

Na scenie pojawi się więc otoczona podziemnym jeziorem komnata Upiora, będą wielkie organy i złoty portal z królewskimi lożami, w tym słynną lożą nr 5. Portal otaczający otwór sceny, jak to było przyjęte w XIX-wiecznych teatrach muzycznych, decydował nie tylko o wyglądzie, ale i akustyce. - To drobna tajemnica architektoniczna - zdradza scenograf - na jakość dźwięku miała wpływ cieniutka warstwa złota, którym portal był powleczony.

Gabaryty możliwości

Jako teoretyk i praktyk w dziedzinie scenografii, ale też jako architekt, Dobrzycki zżyma się na warunki lokalowe panujące w Romie. - Gabaryty sceny wykorzystałem do granic możliwości - uważa.

I rzeczywiście efekt jest imponujący. Widz ma wrażenie przestrzeni i głębi, tymczasem jest to efekt pomysłowości i talentu w obchodzeniu lokalowych ograniczeń.

Dobrzycki jest pełen podziwu dla krakowskich firm, które nie tylko po mistrzowsku wykonały elementy scenografii ale i montowały je w Romie. - Rzemiosło teatralne: rzeźbiarze, malarze, konstruktorzy a obok nich sceniczni krawcy i szewcy to zawody dziś nieomal wymierające. Tymczasem powinny być traktowane jak dobro kultury narodowej. Jeśli odejdą ostatni mistrzowie tych fachów, nawet najwspanialszy scenograf nic nie wskóra - komentuje.

Charakterystyczne schody, wraz z innymi częściami dekoracji przyjechały do Warszawy w jedenastu tirach i kilku autach dostawczych. Rafał Zięba z krakowskiej Fabryki Dekoracji Wszelkich mówi, że to był nie lada chrzest bojowy. Do tej pory jego firma współpracowała ze stacjami telewizyjnymi, wykonując dekoracje m.in. do "Tańca z gwiazdami". Ale tam mieli do dyspozycji duże przestronne hale. Tu chwilami przeciskali się, jak przez ucho igielne.

- Odetchnąłem, kiedy zobaczyłem ostatnie próby, już z kostiumami, światłem i filmowymi efektami - wspomina Dobrzycki. - Byłem szczęśliwy, że wszystko "siedzi" w tej przestrzeni, by użyć scenicznego żargonu.

Dekoracja łączy scenę z widownią. Mógłbym pokazać swoim studentom, na czym w praktyce polega łączenie środków inscenizacyjnych - dawnych i obecnych. Kiedy każdy element wzięty ze współczesnego teatru, czy to projekcja czy ruchome światło, wtapia się w atmosferę spektaklu, jego kształt. Jest dyskretny i współgra z innymi elementami - dopowiada.

Niech żyje bal

Za kostiumy w "Upiorze..." odpowiada, wraz z Pawłem Grabarczykiem, Magdalena Tesławska. Osoba doskonale znana w środowisku filmowym. Współpracowała z takimi reżyserami, jak Andrzej Barański ("Tabu") czy Wojciech J. Has ( m.in. "Niezwykła podróż Baltazara Kobera"). Projektowała kostiumy do historycznych fresków Jerzego Hoffmana - "Potopu", "Ogniem i mieczem" czy "Starej baśni". Dla Juliusza Machulskiego ubierała żołnierzy "Szwadronu", z Jerzym Kawalerowiczem przeniosła się w do początków chrześcijaństwa ("Quo vadis?") a z Jerzym Antczakiem ("Chopin pragnienie miłości") i Andrzejem Wajdą ("Pan Tadeusz") w czasy romantyzmu. Andrzej Żuławski zaproponował jej współpracę zarówno przy produkcjach filmowych (m.in. "Na srebrnym globie", "Błękitna nuta", "Szamanka") jak i scenicznych ("Straszny dwór" w Teatrze Wielkim). Brała też udział w hollywoodzkiej produkcji "Ostatni smok" i w polsko-japońskim projekcie "Avalon" Mamoru Oshii, reżysera wyrosłego z coraz popularniejszej na świecie mangi.

Tesławska ma na swoim koncie także projektowanie kostiumów do międzynarodowych operowych inscenizacji Mariusza Trelińskiego i Teatru Telewizji. Jej pasją było projektowanie mody, co widać w jednej z najbardziej widowiskowych scen "Upiora w operze" - maskaradzie. Uczestnicy balu, pojawiają się na wielkich schodach, w dynamicznej choreografii i intrygujących kostiumach, nawiązujących do modnego w latach 50. i 60. stylu op-art. (abstrakcyjne kombinacje form dają optyczne złudzenia).

- Zdecydowaliśmy się z Pawłem Grabarczykiem na pracę przy "Upiorze...", bo nie mamy ostatnio propozycji filmowych, a ten spektakl, także plastycznie, wydał nam się bardzo interesujący - tłumaczy Tesławska.

Nie bez wpływu na decyzję były też namowy Borysa Kudliczki, z którym spotkali się przy realizacjach Mariusza Trelińskiego, a który wcześniej w "Romie" przygotował scenografię do "Akademii Pana Kleksa" i "Tańca wampirów". A także fakt, że reżyser "Upiora..." okazał się człowiekiem bardzo nowocześnie myślącym, co podkreśla Tesławska.

Dzięki jego podejściu do spektaklu, choć temat narzucał konwencjonalny charakter kostiumów, w paru scenach (m.in. maskarady oraz przygotowań do "Don Juana", który to spektakl wystawia w operze Upiór) udało się poza tę konwencję wyjść.

- Projektowanie dla teatru wymusza zupełnie inne spojrzenie, niż film - zauważa Tesławska. Na ekranie guzik może urosnąć do ogromnych rozmiarów, więc trzeba dbać o szczegół, na scenie o wiele istotniejsza jest forma, kolor, które widoczne są z ostatnich rzędów.

Wielką zaletą Romy, jej zdaniem, jest młoda obsada. Wnosi na scenę autentyczną energię. Zgrabni, liczący niewiele lat wykonawcy ułatwiają pracę kostiumografom - niczego strojem nie trzeba u nich tuszować - ale też bywają przyczyną spięć. Początkującym wykonawcom trudno niekiedy zrozumieć, że widz przychodzi nie tylko po to, by oceniać ich indywidualne umiejętności techniczne. Chciałby zobaczyć obraz, który go zachwyci, a na taki wizerunek składa się wiele elementów. Także kreacja ukrytych uczestników spektaklu.

Maska z efektami

Wśród twórców "Upiora...", których nie widać w światłach sceny jest Waldemar Pokromski, kolejny człowiek filmu przyciągnięty na scenę, charakteryzator nominowany do nagrody BAFTA za efekty uzyskane na planie "Listy Schindlera". W ciągu trzydziestu lat współpracował m.in. z Volkerem Schlöndorfem, Stevenem Spielbergiem, Michaelem Haneke ("Pianistka"), Romanem Polańskim ("Pianista", "Oliver Twist"), Tomem Tykwerem ("Niebo", "Pachnidło"), Januszem Majewskim ("Złoto dezerterów"). Stworzył też wizerunki bohaterów Wajdowskiej "Zemsty" i "Katynia". Odpowiadał za charakteryzację w serialu "Twarzą w twarz".

Zdaniem Pokromskiego dobry charakteryzator powinien znać anatomię i chemię, by odtworzyć efekt poważnego skaleczenia czy poparzenia, ale też jego zadaniem jest "obcinać" głowy, przekonująco pokazać czaszkę rozpryskującą się po strzale, czy rozcinanie klatki piersiowej. W "Upiorze..." Pokromski był odpowiedzialny m.in. za oszpecenie tytułowego bohatera. Zaprojektował dla niego sylikonową maskę udającą koszmarnie okaleczoną twarz

Pokromski uważa, że jego praca wymaga wielu wyrzeczeń, dużej cierpliwości i ciągłego praktykowania. I nawet jeśli mówi się, że to zawód artystyczny, on czuje się jedynie dobrym rzemieślnikiem.

Przetańczyć całą noc

Na tle wspaniałej scenografii, w pięknych lub intrygujących kostiumach poruszają się aktorzy i tancerze. O choreografię dba, debiutująca w tej roli, Paulina Andrzejewska-Molak. Dziewięć lat temu ukończyła warszawską Szkołę Baletową a z czasem Akademię Muzyczną ze specjalizacją pedagogika baletu. Od dwóch lat uczy tańca. Wcześniej sama występowała, m.in. w Romie, w spektaklach "Piotruś Pan" i "Grease".

Polską wersję "Upiora...", w porównaniu z tymi, jakie widziałem na świecie uważam za najbardziej kreatywną - zapewnia Wyszogrodzki. Inscenizacje wystawiane od dwudziestu lat na West Endzie czy Broadwayu mają klasyczny charakter, także z powodu naturalnych ograniczeń: wyraźnie określonego czasu i miejsca akcji. Przedstawione przez Webbera wydarzenia rozgrywają się w latach 70. w Operze Paryskiej. - Zmieniliśmy wszystko, co było można - mówi Wojciech Kępczyński, dyrektor Romy i zarazem reżyser "Upiora...". Od siebie dodał współczesną interpretację. W tytułowym bohaterze dostrzegł nie tylko geniusza cierpiącego z powodu miłości ale i braku tolerancji. Taką interpretacją wpisał się w dyskurs, który toczy się w ostatnich latach na świecie - wokół dyskryminacji, inności, braku akceptacji. Znalazł aktualne przesłanie w granym od dwudziestu lat musicalu i stworzonej wiek temu powieści Gastona Leroux, od której wszystko się zaczęło. I najwyraźniej nie ma zamiaru się skończyć.

Musicalowy "Upiór w operze" będzie miał ciąg dalszy. Na przyszły rok zapowiadana jest premiera "Upiora na Manhattanie" - kontynuacji, nad którą pracuje Andrew Lloyd Webber.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji