Opera milionowa
Z DRAMATURGIĄ Friedricha Durrenmatta, współczesnego pisarza szwajcarskiego, spotkaliśmy się u nas na scenie po raz pierwszy w roku 1958. I to od razu z najmocniejszą jego sztuką, ,,Wizytą starszej pani", rewelacyjnie wystawioną przez warszawski Teatr Dramatyczny. Nic dziwnego, że autor z miejsca nas zafascynował. I swoim ostrym widzeniem otaczającego go świata, i oryginalną formą dramaturgiczną. Odtąd prawie co rok na tejże scenie oglądamy nową pozycję Durrenmatta: "Romulus Wielki" (r. 1959), "Anioł zstąpił do Babilonu" (r. 1961) i obecnie "Frank V".
"Frank V" - z podtytułem "Opera bankierska" - jest świadomym nawiązaniem do "Opery za 3 grosze" Bertolta Brechta. A że i Brecht często gości na scenie Teatru Dramatycznego ("Dobry człowiek z Seczuanu", "Szwejk", "Pan Puntilla i jego sługa Matti"), że pamiętny spektakl "Opery za 3 grosze" w warszawskim Teatrze Współczesnym reżyserował ten sam Konrad Swinarski, co obecnie "Franka V" - czekaliśmy więc na nową premierę Durrenmatta z dużym zainteresowaniem.
Okazało się nieco na wyrost. Pozycja jest, owszem godna poznania - choć na pewno w twórczości Durrenmatta nie najmocniejsza, ale porównania z. "Operą za 3 grosze" w żadnej mierze nie wytrzymuje. Inscenizacja bardzo staranna i pomysłowa, lecz w sumie tempo jest zbyt wolne i spektakl, mimo wszystko, nuży. Widać nie bardzo już trawimy trzy i półgodzinną dawkę nawet dobrego teatru. Zamysł autora sparodiowania tradycyjnej opery i nawiązanie do "Opery" Brechta upoważniały reżysera do większej groteski, silniejszego akcentowania momentów komicznych i szybszego tempa. Inna sprawa, że już samo pozyskanie na występy gościnne Idy Kamińskiej, znakomitej tragiczki sceny żydowskiej - skądinąd godne nie tylko pochwały, ale naśladowania także przez inne teatry - również ustawiło cały spektakl bardziej "serio".
TYMCZASEM karykatura jest wyraźna. Brecht w swej "Operze" (r. 1928) pokazuje lumpenproletariat i jego powiązania z władzą, a wszystko oparte na oszustwie, wyzysku i prawie silniejszego, zaś Durrenmatt osadza swoich bohaterów w świecie mu współczesnym, w środowisku bankierów i wielkich przemysłowców. Mafia jest jednak ta sama. Prywatny bank Franka V okazuje się bowiem instytucją gangsterską, nie splamioną jedną uczciwą transakcją czy wypłaconą sumą. Niewygodnych klientów, podobnie - jak niesubordynowanych pracowników banku - po prostu się likwiduje. Nie ma tu miejsca na żadne ludzkie uczucia, na przyjaźń czy miłość, wszystko podporządkowane jest jednej idei: robienia interesów i powiększania kapitału banku. Jak twierdzą sami bohaterowie: " Tym światem rządzi grosz".
W posłowiu do sztuki autor zastrzega, by nie zawężać wymowy "Franka V". Chce w nim widzieć nie tylko sztukę z zakresu ekonomii narodowej, ale poruszającą jakieś ogólne prawdy filozoficzne o rzeczywistości. Na szczęście rzeczywistość szwajcarskiego pisarza nie jest naszą rzeczywistością. Ostra krytyka społecznego ustroju, a więc ustroju kapitalistycznego, na której zbudowane są wszystkie dramaty Durrenmatta - interesuje nas jak najbardziej, ale pesymizmowi autora, czarnemu widzeniu świata i jego jutra nie chcemy ulegać.
Głównymi sprężynami przedstawionej w sztuce zbrodniczej machiny bankierskiej jest jej właściciel Frank V, a zwłaszcza jego żona, Otylia. Swoje brudne afery prowadzą w tajemnicy przed dziećmi, dla których cały majątek gromadzą. I oto okazuje się - dzieci przejdą rodziców w cynizmie, bezwzględności i zaborczym stosunku do świata. Wykończą zatem z kolei kochanych rodziców, by pod nowym szyldem i nowymi hasłami - bardziej odpowiednimi dla aktualnej rzeczywistości - poprowadzić bank ku prosperity.
AKTORSKO przedstawienie jest bardzo mocne. A więc przede wszystkim Frank V i jego żona (Cz. Kalinowski i I. Kamińska), ich wierny aż do śmierci prokurent (J. Para), prowadzący całą akcję szef personalny banku (E. Fetting) i jego narzeczona (H. Dobrowolska) (którą, po 20 latach oczekiwania na cichy ślub z ukochanym spotka głośny strzał i to z jego ręki), szybko awansujący praktykant bankowy (W. Gołas), kochliwy przemysłowiec (F. Chmurkowski) i wreszcie świetny, charakterystyczny epizod prezydenta państwa (J. Świderski), utrzymany w tonie czystej groteski i od razu ożywiający spektakl.
Muzykę, tak dużą odgrywającą rolę w tego typu spektaklach, zawdzięczamy Paulowi Burkhardowi, bardzo interesującą oprawę scenagraficzną E. Starowieyskiej i K. Swinarskiemu, tłumaczenie I. Krzywickiej, a wiersze J.Kulmowej. Mimo tych czy innych zastrzeżeń, przedstawienie na pewno należy do ciekawszych w obecnym sezonie warto się z nim zapoznać. Obecnie "Franka V" przygotowują Katowice. A że w repertuarze bieżącym mają właśnie "Operę za 3 grosze" - ciekawa będzie taka konfrontacja.