Artykuły

To nie jest reportaż

- Szukałem najpierw tekstu, który pozwoliłby mi powiedzieć, czym dla nas współczesnych jest duchowość, doświadczenie religijne. Nie znalazłem go i doszedłem do wniosku, że trzeba go napisać samemu - mówi reżyser, autor dramatu "Postępujący zanik mięśni", ANDRZEJ BARTNIKOWSKI.

Z Andrzejem Bartnikowskim, o sztuce "Postępujący zanik mięśni", rozmawia Stefan Drajewski.

Reżyseruje Pan swoją sztukę. Ułatwia to pracę, czy lepiej oddać swój dramat komuś innemu?

- Po raz pierwszy jestem w takiej sytuacji, że reżyseruję swój tekst. Ma to pewne zalety i wady. Zaletą jest to, że w każdej chwili mogę daną scenę napisać od nowa, jeśli uznam to za konieczne. Reżyserując cudzy tekst dochodzi się do starcia z nim: muszę go zrozumieć, muszę rozepchać się w nim łokciami. Wtedy ze zderzenia czyjejś wrażliwości i mojej powstaje coś nowego. Wadą natomiast jest to, że podczas pracy z własnym tekstem nie bardzo mam się z czym zderzać. Dopiero, kiedy zaczynam pracować z aktorami, rozmawiamy, kłócimy się czasem, wtedy to, co napisałem powoli staje się czymś obcym, z czym mogę wejść w dialog.

Czy w trakcie prób reżyser Bartnikowski mocno ingerował w tekst sztuki dramaturga Bartnikowskiego.

- Bardzo mocno. Cztery sceny zostały napisane od nowa. Dużo rzeczy skreśliłem, poprawiłem... Obecna wersja dramatu jest prawie o jedną trzecią krótsza od pierwotnej.

Gdyby pojawiła się możliwość druku dramatu, którą wersję Pan wskaże: tę konkursową, czy tę zrealizowaną w Poznaniu? Tę poznańską. Po tytule sądząc, wydawało mi się, że choroba śmiertelna jest bardzo ważna dla Pańskiej sztuki. W trakcie lektury zorientowałem się, że to tylko pretekst...

- Szukałem najpierw tekstu, który pozwoliłby mi powiedzieć, czym dla nas współczesnych jest duchowość, doświadczenie religijne. Nie znalazłem go i doszedłem do wniosku, że trzeba go napisać samemu. Zacząłem szukać głównej metafory, od której można by się odbić. I wtedy wydało mi się, że tą metaforą może być choroba człowieka, z która przyjaźniłem się przez jedenaście lat. Nikodem jest - jak mówi aktor grający tę postać - akceleratorem. Ludzie, którzy się z nim stykają nie mają świadomości tego, jak on na nich oddziałuje. Ale dzięki niemu zaczynają widzieć inne strony rzeczywistości. W porównaniu z nimi to Nikodem wydaje się zdrowy. My współcześni z naszą duchowością jesteśmy jak człowiek, któremu zanikają mięśnie. Jakby nam mięśnie duszy zanikały. Jesteśmy - w porównaniu do naszych przodków - przedszkolakami w sferze przeżywania niematerialnej strony rzeczywistości. To mnie irytuje w sobie, bo jestem jak wszyscy produktem tej kultury.

Otwarcie przyznaje się Pan, że spotkał dwóch braci chorych na dystrof ię Duchenne'a. Potraktował Pan pisanie jako autoterapię, czy może jako misję, że człowiek chory, skazany na śmierć z jednej strony jest taki sam, jak my zdrowi, ma podobne dylematy życiowe, z drugiej - relatywizuje nasze życie?

- Ta sztuka nie jest reportażem. Nie jest próbą dokumentalizacji mojego doświadczenia. Nikodem nie odwzorowuje realnych ludzi, z którymi się spotykałem. Jedynym elementem wziętym z tamtej rzeczywistości są sny Nikodema. One przyśniły się mojemu przyjacielowi, Piotrowi Wernerowi. Wszystkie zjawiska na granicy racjonalności są autentyczne. Reszta jest fikcją, włącznie z konstrukcją psychiczną Nikodema. Spotkanie z Piotrem i Czarkiem było jednym z najważniejszych w moim życiu. Zmieniło mnie i moje patrzenie na wiele spraw.

Rzadko w dramacie zdarza się taka postać jak Nikodem. Wie, że jest skazany na śmierć, ale stara się żyć normalnie. Więcej, wydaje się bardziej normalny, niż ci, którzy do niego przychodzą.

- Zgadzam się. O to mi właśnie chodziło. Główna postać dramatu zmusza innych do popatrzenia na siebie z innej perspektywy, z zewnątrz. Wtedy okazuje się, że sprawy które nas zaprzątają, wydają się takie ważne, są po prostu śmieszne i błahe. Nikodem funkcjonuje na granicy dwóch światów. Poprzez swoją straszną chorobę widzi więcej, doświadcza więcej i ma lepszy kontakt z tymi sferami rzeczywistości, których my nie dostrzegamy. To nie znaczy, że one są gdzieś na górze, a on się po tej Drabinie Jakubowej wspina i schodzi. One są tu, na wyciągnięcie ręki, ale my zatraciliśmy zdolność widzenia takich rzeczy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji