Artykuły

Zwykły kubek zamiast Graala

Czuję się w operze jak słoń w składzie porcelany, który wszystko niszczy - mówił Krzysztof Warlikowski francuskiej prasie. Jego paryski "Parsifal" nie pozostawia nikogo obojętnym - pisze Jacek Hawryluk w Gazecie Wyborczej.

To trzecia po "Ifigenii w Taurydzie" Glucka (2006) i "Sprawie Makropulos" Janaczka (2007) realizacja Warlikowskiego w Operze Paryskiej. Tym razem polski reżyser wraz z przygotowującą dekoracje i kostiumy Małgorzatą Szczęśniak oraz stałym zespołem pokazał "Parsifala", uroczyste misterium sceniczne Wagnera, ostatnie jego dzieło wykonane po raz pierwszy w Bayreuth w 1882 r.

Warlikowski i Szczęśniak nie tylko zmierzyli się z mitem świętego Graala, rycerzy jego bractwa, historią Amfortasa i Parsifala, ale także pokazali swoje historie. Ich "Parsifal" jest współczesną opowieścią o miłości i umieraniu, alienacji, poszukiwaniu prawdy i wiary, które po latach doprowadzą do wybawienia. Nasycony erudycją i wyobraźnią twórców spektakl pokonuje wiele raf, by zamknąć się aktem trzecim - pięknym, prostym, wręcz minimalistycznym, w którym Warlikowski daje próbkę siły swego talentu. Niestety, wcześniej bywa różnie.

Początek nie zapowiada niczego dobrego. Sekwencja z "2001: Odysei kosmicznej" Kubricka przenosi nas do zamku rycerzy Graala, czyli do... szpitala, w którym trwa operacja ich króla Amfortasa zranionego świętą włócznią przez czarownika Klingsora. Scena ta o teatrze Warlikowskiego mówi niemal wszystko.

W pierwszym akcie panuje postmodernistyczny chaos znanych z poprzednich produkcji cytatów: umywalki "zdobiące" zamek, rząd krzeseł, amfiteatr (teatr w teatrze czy raczej audytorium dla lekcji anatomii?). Kundry wjeżdża na koniu gimnastycznym, banalne animacje tłumaczą monolog Gurnemanza o rycerzach i Klingsorze, wreszcie na scenę wkracza realistyczny Parsifal z ogromnym zakrwawionym łabędziem. W scenie misteriów, gdy na pierwszym planie trwa "eucharystia", rycerzy (pensjonariuszy domu opieki społecznej) obsługuje bufetowy catering.

Ujarzmienie wagnerowskiego czasu nie jest najsilniejszą stroną inscenizacji, co potwierdza dłużąca się opowieść Gurnemanza oraz duet Parsifala i Kundry z aktu drugiego. Choć to w nim robi się już ciekawiej. Sceny na zamku Klingsora mają znacznie większą moc wizualną - to wielka XIX-wieczna scena operowa rozgrywająca się przy stolikach paryskiego kabaretu. I trzeci akt: ogród warzywny, zapowiedź nadchodzącej wiosny, w tle jeszcze zima, z niej wyłania się powracający po latach Parsifal. Scena cudu wielkopiątkowego - oszczędna, piękna, wieloznaczna.

Szczęśniak i Warlikowski nie ukrywają, że Graal i wątek religijny nie są dla nich najważniejsze. Operą Wagnera opowiadają uniwersalną historię rodziny, generacji łączących się w symbiozie ("Amfortas był kiedyś Parsifalem, a ten może będzie Amfortasem"). Stąd święty kielich jest dla nich zwykłym kubkiem, który - jak w każdej rodzinie - może mieć znaczenie symboliczne. Ale nie musi. Jeśli kogoś biorą pod lupę, to właśnie Parsifala, którego prześwietlają psychologicznie i emocjonalnie, bohatera, który odarty z niewinności przebywa długą drogę, by zrozumieć swe powołanie.

Podczas gdy pomysły reżysera budzą na zmianę zachwyt i pomieszanie, z kanału orkiestrowego wybrzmiewa rasowy Wagner prowadzony pewną, choć niezbyt silną ręką Hartmuta Haenchena. Niemiec ma w dyrygowaniu muzyką swego rodaka spore doświadczenie. Żaru i dramatu tu nie słychać, ale to Wagner wysokiej próby. Świetnym pomysłem okazało się przeniesienie chórów na balkony. Gwiazdą spektaklu jest Waltraud Meier, której Kundry jest znakomita wokalnie i aktorsko. Dobrze wypadli Franz Joseph Selig (jako Gurnemanz), Jewgienij Nikitin (w roli Klingsora) i Victor von Halem (Titurel). Więcej chciałbym usłyszeć od doświadczonego w Wagnerze Alexandra Marco-Buhrmestera (Amfortasa) i znacznie więcej od Christophera Ventrisa (Parsifala), którego sceniczne gesty chwilami więcej znaczyły od samego śpiewania.

Paryski "Parsifal" nie pozostawia nikogo obojętnym. Warlikowski powiedział tygodnikowi "Télérama", że czuje się w operze "jak słoń w składzie porcelany, który wszystko niszczy". A jednak III aktem pokazał swój świat w zgodzie z harmonią Wagnerowskiego misterium. To kulminacja, którą ogląda się ze wzruszeniem. Kurtyna opada w momencie, w którym twórca zamiast niszczyć, zaczyna rozumieć. Może to lepiej dla "Króla Rogera" Szymanowskiego, którego w tym samym miejscu nasz reżyser pokaże w przyszłym sezonie.

"Parsifal" Ryszarda Wagnera, reż. Krzysztof Warlikowski, soliści, Chór i Orkiestra Opery Paryskiej, dyr. Hartmut Haenchen, Opera Bastille, 11 marca

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji