Artykuły

Geniusz czy upiór?

"Upiór w operze" w reż. Wojciecha Kępczyńskiego w Teatrze Muzycznym Roma w Warszawie. Pisze Bohdan Gadomski w Tygodniku Angora.

Legendarny musical "Upiór w operze" Andrew Lloyda Webbera (muzyka) i Charlesa Harta (słowa piosenek) na podstawie powieści "Le Fantome de l'Opera", w perfekcyjnej reżyserii Wojciecha Kępczyńskiego, z dynamicznym kierownictwem muzycznym Macieja Pawłowskiego, z imponującą scenografią Pawła Dobrzyckiego, został wystawiony z okazji dziesięciolecia Teatru Muzycznego Roma w Warszawie i takiego samego jubileuszu Allianz Polska (główny sponsor) I objęty honorowym patronatem Ambasadora Wielkiej Brytanii.

"Upiór w operze" to spełnienie marzeń dyrektora Romy Wojciecha Kępczyńskiego. To także ogromne wyzwanie dla teatru i jego szefa, próba sił dla solistów i wszystkich zespołów (także technicznych). To dziesiąta duża produkcja Kępczyńskiego (wielkiego wizjonera musicalu). Żeby wystawić "Upiora", potrzebne było doświadczenie z kilku sezonów ciężkiej pracy. Szkoda, że teatr nie ma stałego, etatowego zespołu: solistów, chóru, baletu, co powoduje, że artyści oglądani w poszczególnych premierach, w kolejnych są przeważnie nowi i sprawiają wrażenie, jakby dopiero zaangażowanych do pracy. Inne teatry latami budują swoje składy, swoje gwiazdy..., poziom i renomę. Warszawska Roma usiłuje to zrobić w trybie impresaryjnym, castingo-wym, co powoduje, że obniża się poziom wykonawczy drugiego i trzeciego planu, a mogłaby mieć znakomity zespół. Widać to także niestety przy ostatniej, bodajże najgłośniejszej premierze "Upiora w operze", która mimo uszczuplonego składu zespołu jest imponująco zrealizowanym spektaklem, ze znakomitym tempem i żelazną konsekwencją mistrza tego gatunku Wojciecha Kępczyńskiego.

I. Geniusz muzyki czy upiór?

Na scenie oglądamy sentymentalną historię niemożliwej miłości oszpeconego geniusza muzyki do młodej śpiewaczki zakochanej w przyjacielu z dzieciństwa. Geniusz uchodzi w świadomości ludzkiej za upiora, który nie chcąc pokazać swojej okaleczonej twarzy, ukrywa się w podziemiach opery. Na imię ma Eryk i jest rozdarty między miłością do młodziutkiej chórzystki a nienawiścią do ludzi, którzy go zaszczuli i nie zaakceptowali. Jego historia opowiada o wielkich uczuciach i ogromnej namiętności. Tajemniczy, budzący grozę upiór tak naprawdę jest aniołem muzyki, koneserem piękna, osobnikiem oczytanym i szalenie inteligentnym. Nikt do końca nie rozszyfrował, czy był człowiekiem, czy upiorem. Światowa premiera tego musicalu odbyła się w 1986 roku w londyńskim Her Majesty's Theater. Dwa lata później spektakl pojawił się na Broadwayu i... pobił rekord (7486 przedstawień do 2006 roku). Dzisiaj dzierży tytuł musicalu wszech czasów, który do tej pory miał inny słynny musical - "Koty".

II. Dobra promocja to połowa sukcesu

Zainteresowanie warszawską premierą jest ogromne, więc właściwie były trzy premiery (prasowa, oficjalna z dwoma bankietami i trzecia dla tych, którzy nie weszli na dwie pierwsze). Na spektakle do czerwca zostały już tylko pojedyncze miejsca, mimo że "Upiór" jest grany codziennie oprócz poniedziałków i po dwa spektakle w soboty. Nie ma się co dziwić, teatrów musicalowych w Polsce poza Romą właściwie nie ma. Wiadomo, że premiery tam są realizowane z dużym rozmachem, co w naszych biednych teatrach jest rzadkością, a ponadto musical znów jest w modzie. Jeżeli dodamy, że jest to wielka produkcja skrojona pod gusta masowej widowni, to obrazek będzie klarowny. Dobra, intrygująca promocja medialna i... sukces kasowy zapewniony, jakby nikogo nie interesowało, czy usłyszy prawdziwe musicalowe głosy, wyśmienite aktorstwo, zobaczy profesjonalnych tancerzy, ciekawe rozwiązania inscenizacyjne. Po premierze rozmawiano głównie o efektach specjalnych, o imponującym żyrandolu, który spada na scenę (powinien na widownię), o ilości kostiumów (300), o tym, ile może mieć lat Paulina Janczak (chórzystka Christine) i gdzie się podział upiór Eryk (Damian Aleksander), gdy niespodziewanie zni-ka z fotela nrzykrytego płaszczem,

jakby zapadł się pod ziemię, bo na fotelu, na którym przed chwilą siedział, pozostała po nim tylko maska. Na premierze oficjalnej znane postacie Warszawki mówiły: Irena Santor: "Do tej pory musieliśmy jeździć za granicę, żeby zobaczyć dobry musical. A teraz wystarczy pójść na ulicę Nowogrodzką". Natalia Kukulska spodziewała się klasycznego musicalowego przedstawienia, a wyszła zbudowana nowoczesnym spektaklem na światowym poziomie. Słynnej piosenkarce (też śpiewała w Romie rolę tytułowej "Miss Sajgon") spodotDały się stroje, szczególnie czarno-białe, graficzne kostiumy w scenie maskarady. Paulinę Janczak oceniła jako idealnie dobraną do postaci głównej bohaterki. Z piosenkarek jako trzecia przyszła Maria Sadowska, która podobnie jak Bożena Walter i Katarzyna Kolenda-Zaleska była w kreacji szafirowej. Artystów było niewielu (brak stosownych zaproszeń), gdyż premierę wykupił dla swoich nieznanych nikomu gości Allianz, dlatego była imprezą środowiska ubezpieczycieli, a nie galą medialno-teatralną z udziałem znanych gości. Przez ludzi z Allianz przebili się tylko znani politycy (Komorowski, Balcerowicz), był także Aleksander Kwaśniewski z żoną i córką, i to były największe gwiazdy na premierowej gali zakończonej dwoma bankietami (też ludzie z Allianz).

III. Europejski rozmach

Przy produkcji spektaklu pracowało 500 osób. Na kostiumy zużyto 1300 metrów kw. materiału. Dekoracje przywiozło 13 tirów. Żyrandol ważył 250 kg (w Operze Garnier dwie tony) i kosztował sto tysięcy euro. Mechanizm jego spadania opracowała firma ze Szwecji, która specjalizuje się w tym i obsługuje teatry na świecie wystawiające "Upiora" (od londyńskiej premiery obejrzało go ponad 80 milionów widzów w 18 krajach!). No i jeszcze imponujące schody! Reżyser ze scenografem (oszałamiający pomysłami, doświadczony Paweł Dobrzycki), pojechali do Paryża, aby zebrać dokumentację do polskich elementów dekoracyjnych, niezbędnych, żeby stworzyć w Romie paryską XIX-wieczną operę.

Na kostiumy zużyto 1300 metrów kwadratowych materiału, a dekorację przywiozło 13 tirów się to w pełni, zresztą sam teatr przy ul. Nowogrodzkiej wygląda jak operowa bombonierka sprzed lat. Ma też nową kurtynę, która kosztowała niebotyczne pieniądze. Jednak od kostiumów, dekoracji i całej tej europejskiej oprawy przedstawienia ważniejsi są aktorzy śpiewacy. Do castingu stanęło ponad 300 tancerzy wokalistów (do roli Christine zgłosiło się prawie sto kandydatek!). Do ostatecznych eliminacji zakwalifikowało się 41 wokalistów i 18 tancerzy. Doszło ponad 30 muzyków w orkiestrze, którą porywająco prowadził musicalowy ekspert, pasjonat tego gatunku, odkrywca talentów, Maciej Pawłowski. Ponadto zespół wokalny (16 osób), baletowy (12) oraz 12 śpiewających aktorów w głównych i czołowych rolach. Przesłuchania zakończyły się 18 czerwca ub. roku Ostatni dzień castingu trwał do rana.

IV. Najlepsi z najlepszych

Tytułową rolę otrzymał 32-letni Damian Aleksander. Artysta znany z innych musicalowych ról w Romie. Absolwent Studium Wokalno-Aktorskiego im. D. Baduszkowej przy Teatrze Muzycznym w Gdyni (grał tam Jezusa w "Jezus Christ Superstar"). W drugiej obsadzie Upiorem jest Łukasz Zagrobelny, coraz bardziej popularny piosenkarz pop, w tym roku mianowany do tytułu wokalisty roku, obecnie tańczy w show "Taniec z gwiazdami". Znany w Romie z kilku świetnych ról. Absolwent Akademii Muzycznej we Wrocławiu (magister sztuki). W rolę Christine wcielają się trzy młode artystki: 17-letnia Paulina Janczak, uczennica Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej I i II stopnia im. H. Wieniawskiego w Łodzi. Pierwszą szkołę muzyczną kończyła w klasie fortepianu, obecnie uczy się w klasie fletu. Jest córką operowej gwiazdy Doroty Wójcik z Teatru Wielkiego w Łodzi. Edyta Krzemień jest uczennicą wydziału wokalnego PSM II stopnia im. W. Żeleńskiego w Krakowie, uczestniczka mistrzowskich kursów wokalnych. Kaja Mianowana ma 18 lat i uczy się gry na flecie w szkole muzycznej w Lublinie. Partię Paula śpiewają: Marcin Mroziński (student aktorstwa w Akademii Teatralnej w Warszawie), Łukasz Talik (absolwent Studium Wokalno-Aktorskiego w Gdyni). W roli kapryśnej gwiazdy operowej Carloty występują: Barbara Melzer (absolwentka Studium Wokalnego w Poznaniu, występowała w Buffo, Komedii). Osobiście w tej roli widzę tylko jedną śpiewaczkę i aktorkę, fantastyczną Agnieszkę Fatygę, ale nieświadomy Webber wybrał nieprzygotowaną do klasycznego śpiewania młodszą Melzer i jego musical wiele na tym stracił w Polsce. Tę samą rolę grają: Anna Gigiel (absolwentka Studium Wokalno-Muzycznego przy Teatrze Muzycznym w Gdyni) i w rezerwie Monika Rowińska, absolwentka Studium Wokalno-Aktorskiego w Gdyni. Damian Aleksander ma wszystkie warunki do roli Eryka, łącznie z charyzmą i dużą świadomością tego, co robi na scenie. Tworzy wyrazistą i sugestywną postać, która na długo zapada w pamięć. W finałowych scenach wywołuje dreszcz grozy i jednocześnie wzrusza. Wokalnie jest wy pośród kowany w stosowanych technikach śpiewania. Osobiście widziałbym go w jednej, musicalowej, gdzie jego duży, klarowny głos zabrzmiałby bardziej wyraziście i imponująco. Zjawiskowa Paulina Janczak w roli Christine jest wymarzoną odtwórczynią tej roli. Ma wszystkie niezbędne atuty, ale przede wszystkim zadziwiający w górnych rejestrach głos, o którym mówi się jak o objawieniu na światową skalę. Widoczny jest także duży talent aktorski, a twórcy spektaklu są zachwyceni jej pracowitością i skromnością.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji