Artykuły

Warszawskie Spotkania Teatralne. Dzień drugi

To, wydawałoby się, oklepana historia, która została tak zrealizowana, że wszyscy zdają się pytać: "Jak to wszystko może do siebie pasować?" A jednak pasuje - o spektaklu "Odprawa posłów greckich" ze Starego Teatru w Krakowie na Warszawskich Spotkań Teatralnych pisze Borough of Islington z Nowej Siły Krytycznej.

EKG miasta w normie. Fale obywateli przeciskają się miarowo chodnikami, a sygnalizacja świetlna wybija ten sam niezmienny rytm. Miasto pulsuje w takt bieli i czerwieni. Ruch w zdrowych arteriach ulic jest oznaką, że miasto żyje. Jednak na pewnym placu, w pewnym pałacu słychać niepokojące szmery. Od 30 marca z Pałacu Kultury i Nauki dobiegają ciężkie oddechy, z charakterystycznym świstem w płucach. Tętno idzie w górę. Kto ma uszy niechaj słucha. To Zadara nadaje o polskości.

"Odprawa posłów greckich" Kochanowskiego to dzieło wyjątkowe i oryginalne. W zakłopotanie może ono wprowadzić najwytrawniejszych miłośników literatury. No bo ani w nim nie ma "rasowego" bohatera, akcja coś szwankuje, konflikt też taki jak za mgłą, a do tego jeszcze ten bezimienny tytuł. Świta gdzieś tylko wspomnienie, jakoby Troja alegorią Rzeczypospolitej była. W pamięci tkwi mocno osadzony obraz dramatu wydanego przez Ossolineum, w którym to wstęp niewiele krótszy był od Kochanowskiej treści. Co można wycisnąć ze skromnego tekstu, który wiele ma w sobie z próby. Zadara pokazał, że wydobyć można każde słowo, odszukać każdy gest, rozsupłać każdą cechę. A wszystko to przy akompaniamencie renesansowego języka, który rozbrzmiewa głośno i zrozumiale. To się nazywa uniwersalizm. Po prostu.

Po pierwsze przestrzeń, której konstrukcja wywołuje uczucie duszności i tłoku, by innym razem budować odległe tła. Na podłodze ascetyczne białe pole, na którym wyświetlony jest tytuł spektaklu. Słowo Polska nie istnieje. Przez sześćdziesiąt pięć minut razi w oczy przymiotnik: "greckich". Po drugie muzyka (Dominik Strycharski), a raczej ten bełkot sampli, kakofonia, której chce się słuchać. Po trzecie tempo. Od grave do prestissimo, od chwil totalnego milczenia i bezruchu do radykalnych spazmów. A wszystko po to, by wywyższyć język, by słowo odrzeć z literackiej imitacji i zmienić je w sceniczne nieudawanie. U Zadary każda postać to kolos dźwigający określoną liczbę gestów, tonów i akcentów, które budują najprostszą szczerość. Bohaterom "Odprawy" nie sposób nie ufać.

Wytrychem jest Kasandra (Barbara Wysocka) wypowiadająca też partie Chóru. To ona tworzy szkielet spektaklu. Jej jedyny monolog w dramacie, u Zadary rozrasta się do permanentnego przebywania na scenie, do obecności, która zawsze jest wyrazistym tłem, komentarzem dla innych wydarzeń i rozmów. W tej tragikomicznej postaci przeplata się proroctwo z obłędem, świętość z chorobą. Kasandra jest murem, który oddziela nas od historyczności "Odprawy", drogowskazem, który z przeszłości kieruje nasz wzrok ku przyszłości, niedomówieniu i zagadce. Dzieje Troi, choć doskonale znane, to jednak jakby nowe. Zagłada miasta nie nadchodzi z jednostajnym hukiem burzy. Dzięki postaciom, które delektują się siłą swoich słów, które z nich czerpią całą swoją sceniczną moc, widz przeżywa intrygę na nowo. Każda scena staje się studium charakterów, każdy gest przechyla szalę przeznaczenia. Wszystko zaś, każda nadzieja i każdy ból, dusi się w polityczno-społecznym sosie, XVI-wiecznym ostrzeżeniu, które dzisiaj na nowo wypowiada Zadara. Najważniejsze jednak jest to, że w głosie młodego reżysera nie odczuwamy żadnych powtórzeń, żadnych starych melodii. "Odprawa" Zadary to oklepana wydawałoby się historia, która została tak zrealizowana, że wszyscy zdają się pytać: "Jak to wszystko może do siebie pasować?" A jednak pasuje. Nawet komizm, którego u Kochanowskiego szukać próżno, u Zadary rozgościł się w najlepsze. Widzowie zdają się zaś mówić: "Nie może być! Śmieję się na Kochanowskim, a to przecież ten co napisał "Treny"!"

"Odprawa" to poszukiwanie, które odbywa się praktycznie na wszystkich płaszczyznach. Dramat Kochanowskiego okazał się świetnym materiałem na eksperyment, na próbę stworzenia nowej i odważnej poetyki, która pochłania, ale także pozwala zostawić wiele przemyśleń na później. Zadara nie szasta radykalnymi hasłami, społeczny wymiar jego spektakli nie oddziałuje bezpośrednio, lecz przypomina o sobie kiedyś tam, później, gdy najmniej się tego spodziewamy.

Posłowie greccy wracają do domu z pustymi rękoma. Wojna, zgodnie z przeznaczeniem zbliża się nieunikniona. Na scenie, rozmazując strumienie czerwonej cieczy, czołga się grecki więzień,. Wydzielone białe pole w końcu doczekało się dopełnienia. Po spektaklu EKG miasta wraca do normy. Dalszy ciąg zakłóceń w pracy serca oczywiście nastąpi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji