Artykuły

Ten pierwszy raz

Większość z potknięć wynika z debiutanckiej tremy, co daje pewność, że czas będzie działał na korzyść spektaklu - o spektaklu "Panna młoda rozbierana przez swych kawalerów, jednak" na Sopockiej Scenie Off de BICZ pisze Łukasz Rudziński z Nowej Siły Krytycznej.

Każdy początek jest trudny. Samodzielna praca to nie tylko wyzwanie, ale i duży stres. W tak delikatnej materii jak teatr tańca, każdy występ wymaga ogromnej precyzji i opanowania, bez których rozsypuje się choreografia i zaciera przekaz spektaklu. A debiutantom zawsze towarzyszą wielkie emocje i presja otoczenia. Na Sopockiej Scenie Off de BICZ Maria Miotk i Larysa Grabińska spektaklem "Panna młoda rozbierana przez swych kawalerów, jednak" rozpoczęły samodzielną karierę artystyczną.

Tytuł spektaklu jest zarazem tytułem inspiracji tancerek - obrazu Marcela Duchampa. Starał się on oddać na szybie moment, gdy dziewczyna staje się kobietą - wychodzi za mąż. Maria Miotk i Larysa Grabińska potraktowały ten motyw jako metaforę swojego debiutu. Na scenie ubrane są identycznie, a przez część przedstawienia poruszają się, grając swoje lustrzane odbicia. Pomaga im w tym rytmiczny podkład muzyczny.

Panna młoda jest jedna, ale w dwóch postaciach. Rozbicie tytułowej bohaterki obrazu-instalacji Duchampa (na obrazie można się dopatrywać niemal wszystkiego, ale postaci kobiety próżno szukać) to zabieg ciekawy i intrygujący. Wewnętrzne rozterki młodej dziewczyny u progu "dorosłego" życia mogą dzięki temu wybrzmieć w dynamicznym, wyzwalającym tańcu i stałej konfrontacji obu tancerek.

Mężczyzna został i przez Duchampa, i w tym przedstawieniu sprowadzony do roli marginalnej - symbolizują go wiszące w lewym rogu sceny tekturowe kontury męskości, przypominające bardziej elementy garderoby niż ludzi. Może dlatego, że kawaler także jest jeszcze postacią nieukształtowaną, przed małżeńską inicjacją, a może po prostu stanowi on tylko pretekst do ukazania przemiany kobiety? Zresztą w "Panna młoda rozebrana..." pierwiastek męski "zagra" tylko raz, podczas sceny czułości panny młodej i kawalera, gdy gesty Marii Miotk, obejmującej tekturowy zarys postaci, stojąca tyłem do partnerki Larysa Grabińska odtwarza "na sucho", obejmując powietrze.

Spektakl rozpoczyna i kończy się czekoladowo. Najpierw widzimy tylko ślady czekolady (obie tancerki przez parę minut bawią się sreberkami), potem, w finale przedstawienia, pojawia się prawdziwa czekolada. Posłuży niekoniecznie do konsumpcji.

Wiele braków, czy raczej niedostatków wykonania, wynika z pewnością z emocji, jakie towarzyszą debiutanckiej premierze. Pewnie dlatego gra "lustrzanego odbicia" jest asynchroniczna, ruchom występujących dziewczyn brakuje płynności, podobnie jak całemu przedstawieniu ostrości. Nie ma napięcia w momentach interakcji między tancerkami, stępione są emocje w momentach przenikania i nakładania się postaci, a czekolada wcierana w ciało daje ledwie pozór obsceniczności. Większość z tych potknięć wynika z debiutanckiej tremy, co daje pewność, że czas będzie działał na korzyść spektaklu.

Premierowy samodzielny występ wychowanek sopockiego Teatru Okazjonalnego to ciekawy koncept i interesująca choreografia. A Trójmiasto wzbogaciło się o dwie kreatywne, zaawansowane technicznie tancerki, które udanie wkroczyły w świat scenicznej dojrzałości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji