Artykuły

Symfonia niedokończona

I znów przychodzi mówić o Konradzie Swinarskim. Trudno, bardzo trudno znaleźć słowa. A jednak trze­ba mówić. Bo mowa o wybit­nym człowieku i wielkim dziele.

Konrad Swinarski wyzna­czył termin premiery "Plusk­wy" w Teatrze Narodowym na 2 września. Termin ten został dotrzymany. Wiem, co czuli jego współpracownicy, kiedy przyszło im kończyć jego dzie­ło - bez niego. Bowiem - jak pięknie pisze Arnold Toynbee w książce "Człowiek wobec śmierci" - "Przez nierówny podział cierpienia, jakie przy­nosi śmierć, ci, którzy pozo­stali przy życiu, dźwigają główny jej ciężar".

Ja sam - a wiem, że nie tyl­ko ja - dopiero na przedsta­wieniu "Pluskwy" zdałem so­bie sprawę, że Konrada Swinarskiego nie ma wśród ży­wych. Pozostawił po sobie dzieło noszące znamię tragicz­nego pęknięcia, które nie do końca udało się zatrzeć tym, którzy je kontynuowali, ale dzieło nacechowane wielkoś­cią, właściwą wielu jego doko­naniom. Spróbujmy mówić o tym spokojnie, obiektywnie, rzeczowo, tak jak należy mó­wić o twórcy tej miary, choć­by go już wśród nas nie było.

"Pluskwę" Włodzimierza Majakowskiego, sztukę od półwie­cza już nazywaną "kontrower­syjną", wystawiał już raz Swinarski w Schiller-Theater w Berlinie Zachodnim. Padł tam "rekord obsadowy", gdyż w jednej ze scen występowało łącznie 120 osób. W Teatrze Narodowym gra cały niemal - liczny przecież - zespół, a po­nadto statyści, kaskaderzy i or­kiestra dęta. Wszystko to - mimo widocznego braku osta­tecznego szlifu, który Swinar­ski dawał swym przedstawie­niom w ostatniej chwili, ale tak przecież musi być - spraw­nie i precyzyjnie współgra w monumentalnej wizji inscenizatora.

Swinarskiemu udała się sztu­ka wielka: przestawienie ak­centu w "Pluskwie", przesta­wienie, dzięki któremu uzy­skujemy zupełnie nową, nie­zmiernie ciekawą perspektywę wobec sztuki Majakowskiego. Otóż w tradycji wystawień tej "feerycznej komedii w dzie­więciu obrazach" zwykle za bardziej "teatralny", po prostu lepiej napisany, zabawniejszy, uchodził akt pierwszy. Dru­giemu zarzucano nie tylko da­leko idące uproszczenia, ubóstwo wizji "futurologicznej", lecz również kruchość kon­strukcji i "nieteatralność". I oto Swinarski całkowicie od­wraca perspektywę: w jego ujęciu akt drugi staje się ciekawszy, głębszy, więcej mó­wiący - a przy tym jakże tea­tralny właśnie!

Kluczem do zrozumienia koncepcji Swinarskiego jest data "odmrożenia" Prisypkina - 1979 rok. A więc to, co dla Majakowskiego było "futurologią", dla inscenizatora "Pluskwy" jest bliską teraź­niejszością. Swinarski nie ba­wi się w proroka, lecz sądzi współczesność. Wizja Majakowskiego uważana była w ro­ku prapremiery i długo potem - za nazbyt uproszczoną. Swi­narski ukazuje, że wręcz od­wrotnie: jest ona głęboka, wieloznaczna, niosąca zarodek tra­gizmu. Tak, "Pluskwa" Swi­narskiego jest smutna, tragiko­miczna, szczególnie zaś jej akt drugi. W żadnym wypadku nie można tu mówić o plakatowości czy uproszczeniu (choć sam Majakowski wcale się tego nie wyrzekał), bo Swinarski po­trafił wydobyć z tego wiele gorzkiej prawdy o człowieku, prawdy wcale nie prostej.

Zresztą już w pierwszej sce­nie przedstawienia mamy te­go sygnały: oto przemarznięci, przytupujący przekupnie na ulicy przed sklepem, jednostaj­ny rytm podpalania ulicznego piecyka... "Feeria" zacznie się dopiero wraz z wjazdem na scenę samochodu z Frisypkinem i drobnomieszczańską ro­dzinką, ale ten monotonny, przedłużający się wstęp jest charakterystycznym preludium do rozwinięcia koncepcji Swi­narskiego.

Można by kolejno wymieniać sceny, które zostały przez re­żysera znakomicie rozwiązane. W pierwszym akcie na pewno należy do nich obraz III - we­sele Prisypkina, chociaż nie ustępuje mu także scena, w której Prisypkin uczy się tań­czyć. Jest tu precyzja w kon­struowaniu scen z drobnych szczegółów, w czym celował Swinarski, jest specyficzny, również mu właściwy, drwią­cy humor. A potem cały drugi akt - pozornie bardziej asce­tyczny, prostszy, z wyjątkiem końcowych obrazów jakby mniej efektowny, a przecież jak głęboko pomyślany, jak lo­giczny w owej przemianie sa­tyrycznej groteski w gorzką tragikomedię! Jakże wymowna jest scena, w której "odmrożo­ny" Prisypkin z czułością po­chyla się nad zwykłą pluskwą, jedynym znakiem, rzec można, przyrodniczej dowolności w wyjałowionym świecie, w ja­kim się znalazł. Tytułowa "pluskwa" Majakowskiego to nie tylko "mieszczuchus vulgaris" - w ujęciu Swinarskie­go, to coś więcej, o wiele wię­cej.

I aktorzy. Wiadomo, jak ma­giczny miał wpływ na aktorów Swinarski, który potrafił do­brego uczynić jeszcze lepszym, a nawet z miernego wydobyć nieznane jemu samemu możli­wości. Aktorzy wiedzieli to i dlatego za takie szczęście po­czytywali sobie pracę z nim, dlatego tak go wielbili.

Przede Wszystkim więc Ta­deusz Łomnicki jako Prisyp­kin. Świetna, jedna z najlep­szych ról tego znakomitego ak­tora. I rzecz ciekawa: w pierw­szym akcie jest Łomnicki groź­nie groteskowy, niesamowicie zabawny w ruchach (nauka tańca!) i zda się, że już nie­wiele więcej da się w tej roli powiedzieć. I oto w drugim ak­cie, gdzie Prisypkin ma zaledwie kilka kwestii do wypowie­dzenia, aktorowi udaje się wielkia sztuka: postać osiąga wymiar tragizmu, wielkiego, choć pozornie jakże miałkiego człowieczeństwa.

Świetny jest Zdzisław Wardejn jako Bajan, bardzo dobra Bożena Dykiel jako Zoja (znów drugi akt, jak subtelnie wydo­byte "drugie dno" tej roli!), zabawny Edward Rauch ja­ko... madame Renesans, dobry Wojciech Brzozowicz jako zimny Profesor... Dobrzy właś­ciwie wszyscy w tej ogromnej obsadzie, której zabrakło - pamiętajmy - ostatniego szli­fu reżyserskiej ręki. Nie może­my zatem winić za niedociąg­nięcia nikogo, prócz losu, tym bardziej, że Ewa Starowieyska nie tylko zaprojektowała do­skonałą scenografię, lecz jesz­cze podjęła się bolesnego tru­du poprowadzenia prób "Pluskwy" do końca. Dzięki jej za to.

Wiem, że nie powiedziałem jeszcze wszystkiego o tej "Pluskwie", dziele tak waż­nym w zamkniętym nieoczeki­wanie dorobku reżysera. Zam­kniętym tylko w jakimś fizycz­nym sensie, który przecież dla dzieł sztuki nie jest najważ­niejszy. Łapię się na tym, że piszę: "Swinarski robi..., "Swinarski mówi..." - ale tak przecież jest.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji