Artykuły

Płock. Premiera filmowego "Wydziału teatralnego"

Płocka scena świętowała w sobotę Międzynarodowy Dzień Teatru. Było inaczej niż zwykle. Bez premierowego przedstawienia, bez Srebrnych Masek. W dodatku marszałkowi Struzikowi ktoś... ukradł motocykl.

Marszałek, któremu wigoru dodawała skórzana kurtka i piękna bandanka na kruczoczarnych, sięgających pasa włosach, był wstrząśnięty. - Ja się zabiję - powtarzał w kółko. Nie uspokoił go nawet sok pomidorowy, który nerwowo pociągał z butelki. Prezydent Płocka Mirosław Milewski nie włożył bandanki. Za to miał na głowie bejsbolówkę. W gustownym niebieskim bezrękawniku wymachiwał pistoletem i groził dziennikarzom, także uzbrojonym. Marek Mokrowiecki, dyrektor płockiego teatru, miał pecha. Zatrzymali go funkcjonariusze CBA.

Grażyna Zielińska [na zdjęciu], znana płocka aktorka, fałszowała pieniądze i musiała uciekać na mokradła. Jacek Mąka zginął, gdy Piotr Bała (obaj panowie to także aktorzy) trafił go w głowę kilogramem poznańskiej. Na koła samochodu Joli Głowackiej, rzeczniczki straży miejskiej, założono blokadę. A zastępca komendanta policji Jacek Olejnik tulił pluszowego misia i chciał sobie po prostu postrzelać...

To wszystko naprawdę działo się w sobotę w teatrze. A konkretnie na ekranie, w który wyjątkowo zamieniła się duża scena. Piotr Bała pokazał swój debiutancki film "Wydział teatralny". Uwiecznił na taśmie remont i przemianę teatru - z przestarzałego i chylącego się ku upadkowi budynku przeznaczonego pierwotnie na dom kultury w jedną z najnowocześniejszych scen w Polsce.

A żeby nie było tylko o budowlance, Bała dopisał komediowy scenariusz. Czego w nim nie ma: zagadki kryminalne, gangsterskie porachunki, ciemne strony Płocka, erotyka, problem alkoholowy, strzelaniny,

A do tego aż 140 aktorów - tych zawodowych, z płockiego teatru i zaprzyjaźnionych, oraz tych namówionych. Są więc politycy i barmani, urzędnicy i dziennikarze, dyrektorzy i doktorzy, księża i piękne panie bez stanika. Zbigniew Kruszewski, prezes Towarzystwa Naukowego Płockiego, jest trenerem (o ile dobrze rozpoznałam -judo, ewentualnie karate). Mirosław Milewski gra płocki hejnał z ratuszowej wieży, a Ryszard Wolbach, wokalista Harlemu, ginie z pieśnią "Kiedy góral umiera" na ustach.

Montaż jest szybki, muzyka zmienia się co chwila, wszyscy mówią coś do śmiechu. Ten film to przednia zabawa, a przy tym naprawdę niezwykła pamiątka dla wszystkich związanych zawodowo czy emocjonalnie ż teatrem. To także, mimo tej całej zgrywy, dokument z życia samego teatru - w filmie widać resztki starej sceny, pracujących budowlańców, występują wszyscy pracownicy, reżyserzy, którzy robili w Płocku swoje spektakle. Jest też naprawdę wzruszająca scena z fragmentami dawnych spektakli.

- Wszystko zrobiłem sam, ale nigdy nie udałoby mi się bez pomocy wielu osób - mówił po emisji bardzo przejęty Piotr Bała. Jeśli będzie odpowiednia liczba chętnych, teatr pokaże film jeszcze raz.

Sami więc widzicie - sobotnie obchody Międzynarodowego Dnia Teatru w Płocku były inne niż zwykle. Nie było premierowego przedstawienia. Nie było Srebrnych Masek - nagród Płockiego Towarzystwa Miłośników Teatru wręczanych co roku tym, którzy w ostatnim sezonie najlepiej na płockiej scenie wypadli. Teatr dopiero co ruszył po modernizacji i kapituła postanowiła poczekać z nagrodami do przyszłego roku. Ale jak zawsze były kosze kwiatów, przemówienia i uściski dłoni. Marek Mokrowiecki mówił: - To był wieczór, kiedy teatr przekroczył granice... - ...zdrowego rozsądku - podpowiedział ktoś z publiczności..

- Tak, to także - śmiał się dyrektor. - Ale mnie chodziło o granicę między sceną a widzami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji