Artykuły

Warszawskie Spotkania Teatralne. Dzień siódmy

Klata próbuje pokazać, jak trzech palantów rządzi całą Europą, a rządzone przez nich narody nie mają na to żadnego wpływu. Cynizm przywódców jest posunięty do tego stopnia, że nie muszą się z nim ukrywać nawet przed sobą nawzajem, mogą grać w otwarte karty - bo i tak między "górą", a "dołem" nie ma już żadnych punktów stycznych - o "Transferze!" w reż. Jana Klaty we Wrocławskim Teatrze Współczesnym prezentowanym podczas Warszawskich Spotkań Teatralnych pisze Jan Czapliński z Nowej Siły Krytycznej.

Have you forgotten Rudolf Hess?

Wysoko ponad sceną, na koncertowej platformie odbywa się jałtańska konferencja - karykaturalni i przerysowani Roosevelt (Zdzisław Kuźniar), Churchill (Wiesław Cichy), Stalin (Przemysław Bluszcz) przesunięciem zapałek decydują o zmianie granic Polski. Stalin pyka fajkę, Churchill wygłasza złote myśli, a Roosevelt siedzi na wózku inwalidzkim i przysypia. Dwóch ostatnich i tak nie ma nic do gadania, bo rządzi tu gospodarz konferencji, umilający swoim rozmówcom czas dowcipem o polowaniu na niedźwiedzia, na które wybrała się cała jałtańska trójka. 'Skóra dla mnie, mięso dla was do podziału' - mówi Churchill. 'Nie, skóra dla mnie, mięso dla was do podziału' - mówi Roosevelt. 'Niedźwiedź jest mój, ja go upolowałem' - mówi Stalin. Maluje się przed nami stereotyp - zniewieściały Zachód zapatrzony w silną, męską i zdecydowaną słowiańskość Wschodu. Przy okazji zapadające na szczycie polityczne ustalenia, które decydują o losach tysięcy, okazują się niczym innym, jak makabrycznym kabaretem, a widziana z tego punktu widzenia historia jest tylko burdelową, męską zabawką, którą bawią się zidiociali i prymitywni przywódcy. A żeby dopełnić cynizmu całości, otwierającemu konferencję Stalinowi mylą się goście i po przemowie na cześć wielkiego człowieka, pije zdrowie Fuhrera. Chwilę później cała trójka bierze do rąk instrumenty i odgrywają "Transmission", czy "Day of the Lords" Joy Division. Ten zabieg nabrał pewnie po premierze filmu "Control" na jasności (a jednocześnie upowszechnieniu uległ tajny kod porozumienia pomiędzy tymi-którzy-słuchają-joy-divison), bo wszyscy już wiemy, co znaczy nazwa zespołu. Chociaż nadal można przeczytać wykorzystanie tej muzyki ogólniej - ogłuszającej, zastępującej wojenne odgłosy karabinów, służącej do sprawnego opanowania podległych mas. Dance, dance, dance to the radio...

Wrocław, Breslau?

Na górze, na platformie, wszystko jest do bólu teatralne. Kontrastuje z tym życiowa prawda świadków historii - na dole, na scenie przysypanej warstwą czarnej ziemi, siedzą obok siebie uczestnicy historii, wypędzeni ze swoich domów Polacy i Niemcy - ci, którzy opuścili Breslau, by udać się na Zachód i ci, którzy do Wrocławia przyjechali z dalekiej Ukrainy. Po kolei opowiadają swoje wspomnienia, swoje małe i duże historie. "Miałem wtedy 16 lat byłem chłopakiem z fantazją". "Meine Mutter wollte nicht, dass ich schaute, wenn die Soldaten sie vergewaltigten". "Powieszony Ukrainiec wisiał przez trzy dni". Tu też usłyszymy czasem dowcip: "Dlaczego Hitler stał zawsze z opuszczonymi z przodu rękoma? Ukrywał ostatniego bezrobotnego". Te relacje, opowiadania, wspomnienia ani przez chwilę nie noszą znamion pretensji, nienawiści, antypolskości czy antyniemieckości, nie mają nic wspólnego ze sposobem, w jaki o historyczną sprawiedliwość walczy choćby Erika Steinbach. Odtwarzają historię z perspektywy ludzi uwikłanych w nią niezależnie od siebie, ludzi wrzuconych w tryby nieludzkiej wojennej machiny, rządzonych przez demonicznych przywódców z platformy powyżej. Oto perfekcyjna, kłamliwa dychotomia, w utrzymanie której Klata pchnął całą energię spektaklu - na dole prawda, na górze kłamstwo, na dole wrażliwość i emocje, na górze cyniczna rozgrywka.

Meine Tasche ist meine Heimat

Wśród ludzi opowiadających swoje wojenne wspomnienia, znajduje się również młody Niemiec. II WŚ to nie jego doświadczenie, nie może mieć swoich wspomnień z tamtego okresu, dobrze może pamiętać co najwyżej '89, ale właściwie to nawet nie wiadomo, po której stronie muru był. Istotne jest zdanie, które wypowiada chwilę po tym, jak zaprezentuje nam zawartość swojego podróżnego bagażu - "moja walizka to moja ojczyzna". I oto kolejne zderzenie - na relacje, które traktują o tożsamości w sposób ściśle narodowy, zostaje nałożone doświadczenie młodego człowieka, kosmopolity. Mechanizm "przemieszczenia", który wtedy posłużył tożsamościowemu rozpadowi, dziś okazuje się mechanizmem tożsamość kształtującym. Tylko żeby odczytać tę analogię, trzeba, jak sądzę, paradoksalnie zanegować to, co ma stanowić główną wartość spektaklu - emocje. Inaczej trudno będzie zrównać tamte wypędzenia ze współczesnym kosmopolityzmem. A chwytem emocji Klata stawia w "Transferze" wszystko na jedną kartę.

Nie-aktor

Klata kolejny raz (po wałbrzyskich bezdomnych w "córce Fizdejki") silnie wykorzystuje w teatrze obecność "nie-aktorów". Tym razem posłużyło to stworzeniu dokumentalnej (choć nadal z natury powtarzalnej) formuły teatru, w którym odsunięte i zanegowane zostaje wszystko to, co teatralne, a wywyższeniu podlega prostota i szczerość wyznania "tych, którzy przeżyli historię". Możemy się z nimi porozumieć wprost, na niczym nieograniczonym poziomie czystych emocji, wierząc im tym bardziej, że widzimy jednocześnie zakłamanych aktorów - przywódców jałtańskiej konferencji. A jeśli nie wzruszamy się prawdą przeżycia, to pewnie coś nie tak z naszą wrażliwością. Jest w tym sporo emocjonalnego szantażu teatru, który już prawie nie zostawia marginesu dla własnej teatralności, który chce być wprost, chce być "tak, jak". I nie zgadzam się na taki szantaż, w ramach którego pozwalamy sobie już nie tylko na historyczny populizm, ale też na chwyt zwalniania z odpowiedzialności za historię. Bo oto Klata próbuje pokazać, jak trzech palantów rządzi całą Europą, a rządzone przez nich narody nie mają na to żadnego wpływu. Cynizm przywódców jest posunięty do tego stopnia, że nie muszą się z nim ukrywać nawet przed sobą nawzajem, mogą grać w otwarte karty - bo i tak między "górą", a "dołem" nie ma już żadnych punktów stycznych. Oto mechanizm kontroli, który nie ma żadnych słabych punktów. Oto wybielająca, nieangażująca wizja historii, w którą - kierowani poczuciem przyzwoitości i szacunku dla opowiadających - powinniśmy uwierzyć bez zastrzeżeń. Nie uwierzyłem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji