Artykuły

Śpiewać - jak to łatwo powiedzieć?

Choć teoretycznie śpiewać każdy może, droga do kariery nie jest łatwa. Wiedzie pod górkę i rzadko bywa usłana różami, a jeśli już, to z kolcami... Ważne jest, kogo się na niej spotka, czy ten ktoś poprowadzi, czy raczej podstawi nogę - o karierze na muzycznym rynku opowiadają Łukasz Zagrobelny, Zosia Nowakowska i Michał Gasz.

Udało się dzięki życzliwym ludziom

Łukasz Zagrobelny [na zdjęciu] - wokalista i aktor, absolwent Akademii Muzycznej im. Karola Lipińskiego we Wrocławiu, od 2000 r. związany z Teatrem Muzycznym Roma. W 2007 r wziął udział w 44 konkursie Sopot Festiwal i wydał solową płytę "Myśli warte słów".

Od zawsze ciągnęło mnie na estradę. Już w przedszkolu śpiewałem na akademiach. Mama dostrzegła, że mam dobry słuch i zapisała mnie do szkoły muzycznej. Przez 14 lat grałem na akordeonie. Ale zawsze chciałem śpiewać i występować na scenie. W 1997 r., podczas eliminacji do Debiutów w Opolu, spotkałem Elżbietę Zapendowską, która uświadomiła mi, jak wiele jeszcze muszę się nauczyć. Zaprosiła mnie też na wakacyjne warsztaty, a potem przez cały następny rok, raz w tygodniu, przyjeżdżałem do niej na lekcje śpiewu. Pokazała mi, że piosenki nie wystarczy tylko dobrze zaśpiewać, ale - co ważne - trzeba ją jeszcze zinterpretować.

W 1999 r. podczas koncertu Debiutów w Opolu przeszedłem prawdziwy sceniczny chrzest. Pierwszy występ i to przed olbrzymią publicznością. Śpiewałem trudną piosenkę Mietka Szcześniaka "Przyszli o zmroku". Występu nie pamiętam, ale nie byłem zadowolony, wy-padłem poniżej swoich możliwości. Jednak to on zadecydował o mojej przyszłości. Okazało się, że dostrzegł mnie kierownik muzyczny Teatru Roma Maciek Wałkuski i zaprosił na casting do musicalu "Miss Saigon". Dostałem angaż. Gram w tym teatrze do dziś. Zapamiętała mnie też prowadząca koncert Natalia Kukulska. Rok później zaprosiła do swojego chórku. Śpiewałem w nim przez siedem lat. Zaprzyjaźniliśmy się i dzięki niej nauczyłem się szacunku do słuchacza, nawiązałem wiele kontaktów, poznałem wspaniałych muzyków. Zwiedziłem z nią pół świata i byłem na prywatnej audiencji u Jana Pawła II. Tego przeżycia nie da się z niczym porównać. Natalia namawiała mnie do pracy nad solowym albumem, skontaktowała z Piotrem Siejką, który moim demo zainteresował wytwórnię QL Music i z nią podpisałem kontrakt. Zacząłem pracę nad płytą i da- lej wszystko potoczyło się bardzo szybko. Demo piosenki "Nieprawda" zostało wysłane i zakwalifikowane w konkursie Sopot Festiwal 2007. Nie mogłem w to uwierzyć, zaczęły spełniać się moje marzenia.

Po Sopocie ukazał się mój debiutancki album - "Myśli warte słów". Od 2000 r., kiedy to przeniosłem się do Warszawy, utrzymywałem się tylko ze śpiewania. Młodych, utalentowanych ludzi jest mnóstwo, ale niewielu ma takie szczęście, jakie ja miałem. Choć nie od razu wszystko dostałem na tacy - na nagranie solowej płyty musiałem czekać siedem lat.

Niezależnie od solowej kariery wciąż występuję w teatrze Roma, co daje mi niesamowitą satysfakcję.

Wiele zawdzięczam dyrektorowi Wojciechowi Kępczyńskiemu, który dał mi szansę i zaufał. Grałem pierwszoplanowe role i wystąpiłem w ponad 1300 spektaklach, ale na przestrzeni siedmiu lat to nie tak dużo.

Teraz przede mną kolejne wyzwanie, rola Eryka w musicalu "Upiór w operze". To postać trudna i pełna skrajnych emocji. Ostatnio zdecydowałem się na udział w programie "Taniec z gwiazdami". Nie sądziłem, że nauka tańca będzie dla mnie tak morderczym wysiłkiem. Podjąłem się tego, bo pomyślałem, że nadarza mi się, być może jedyna w życiu, okazja nauki tańca pod okiem zawodowej tancerki. Ale dopiero przed pierwszym odcinkiem tego programu pojąłem, że startuję w dyscyplinie zupełnie mi nie znanej i nie jestem w stanie przewidzieć, jak się zaprezentuję. Stres był ogromny, ale zabawa i satysfakcja z udanego tańca olbrzymia. Choć brakuje mi już dziurek w pasku, bo tak schudłem, chciałbym dotrwać do odcinka, w którym zatańczę sambę...

Niedawno miałem też okazję nagrać swój pierwszy duet z Eweliną Flintą "Nie kłam, że kochasz mnie". Utwór promuje film Piotra Wereśniaka "Nie kłam kochanie".

Rzucono mnie na głęboką wodę

Zosia Nowakowska, zadebiutowała rolą Julii w musicalu Janusza Józefowicza i Janusza Stokłosy "Romeo i Julia", od 2004 do 2007 r. aktorka i wokalistka teatru muzycznego Studio Buffo, od 2007 r. jest jedną z nowych solistek Piotra Rubika.

Rok 2004 był wyjątkowy: miałam 16 lat i nie sądziłam, że moje życie tak diametralnie się zmieni. Namówiona przez rodziców i nauczycielkę śpiewu Marzenę Osiewicz pojechałam na casting do musicalu "Romeo i Julia". Zgłosiło się mnóstwo osób, ale tylko ja i Krzyś Rymszewicz (przyszły Romeo) zostaliśmy zaproszeni na obóz przygotowawczy do Ojcówka pod Warszawą. Przed wyjazdem z domu płakałam: miałam już wakacyjne plany, a poza tym nie lubiłam oddalać się od rodziców. W Ojcówku było 50 osób i od rana do nocy mieliśmy zajęcia z tańca, śpiewu, interpretacji tekstu. Co tydzień przyjeżdżał Janusz Józefowicz i decydował, kto zostaje, a kto jedzie do domu. Tak tęskniłam za domem, że nawet chciałam być odrzucona. Kiedy okazało się, że będę grała Julię, nie wiedziałam, czy się cieszyć, czy płakać. Musiałam przenieść się do Warszawy i do liceum z indywidualnym tokiem nauczania. Próby trwały od południa do wieczora, potem doszły spektakle i dopiero koło 23. docierałam do wynajętego z koleżankami z Buffo mieszkania. Szybko musiałam dorosnąć. Moi rówieśnicy mieli problemy z wyrwaniem się z domu na imprezę, a ja z płaceniem rachunków, sprzątaniem, praniem. Nagrywałam piosenki do musicalu, śpiewałam w telewizji, występowałam na Torwarze, gdzie graliśmy "Romea i Julię". Już w grudniu powierzono mi rolę Anki w kultowym "Metrze". To było wyzwanie, przecież grała ją m.in. podziwiana przeze mnie Kasia Groniec.

Praca nad rolą w Buffo trwa przez cały czas wystawiania danego spektaklu. Przed każdym występem próbuje się całość. Pan Janusz (Józefowicz, przyp. red.) wie, czego chce i stara się to wyegzekwować, nawet krzykiem. Wiele się tam nauczyłam, miałam fanów, którzy w internecie założyli mój klub.

Moje życie ograniczało się do teatru i szkoły. Udało mi się nieźle zdać maturę, dostałam się na psychologię. Po trzech latach w Buffo zaczęłam mieć wrażenie, że się nie rozwijam. I wtedy pojawił się Piotr Rubik. Potrzebował nagłego zastępstwa.

Kiedy rozpadł się stary skład jego solistów, Piotr zadzwonił do mnie o północy z prośbą, żebym nazajutrz z nim zaśpiewała. Przefaksował nuty. Byłam przerażona, bo nie znałam muzyki, a mieliśmy wystąpić tylko we dwoje. Sytuacja była ekstremalna, ale postanowiłam, że mu pomogę. W drodze na koncert do Olsztyna uczyłam się tekstów. Po raz pierwszy śpiewałam te utwory. I to z orkiestrą. To był niezapomniany koncert. Publiczność kilka razy wywoływała nas do bisów.

Potem zaprosił mnie do zaśpiewania podczas koncertu "Zakochani w Krakowie", na krakowskim rynku. To było fajne przeżycie. Świetnie mi się z nim pracowało. Zrównoważony, traktuje solistów jak partnerów. Pracując z nim, mogę też grać w musicalach i mam czas na studia. To ważne, bo nie wiadomo, jak długo będę mogła się ze śpiewania utrzymać. Nie trwonię pieniędzy. Odkładam i inwestuję, żeby mieć na dalszą naukę. Marzę o tym, żeby uczyć się aktorstwa musicalowego, na Broadwayu.

Szansa dała mi szansę

Michał Gasz, aktor scen muzycznych, laureat telewizyjnej "Szansy na sukces" w 2005 r., jeden z solistów oratoriów Piotra Rubika, ukończył turystykę międzynarodową w GWSH w Katowicach.

Najważniejszy był udział w "Szansie na sukces". To był wrzesień 1999 r., kiedy w końcu zdecydowałem się na wyjazd z rodzinnego Chmielowa do Warszawy na casting. Chętnych było ponad 1500. Dopiero koło północy zaśpiewałem przed komisją "Szczęśliwej drogi już czas" i myślę, że to był proroczy utwór. Chociaż nie zostałem zakwalifikowany. Po przesłuchaniu kazano mi czekać na wiadomość. Po trzech miesiącach dostałem propozycję przyjazdu na nagranie "Szansy na sukces". Gwiazdą miał być zespół Myslovitz. Pierwszy raz występowałem przed kamerami. Wojciech Mann, który był od dzieciństwa moim idolem, wylosował dla mnie utwór "Balladka My".

Moje wykonanie spodobało się i otrzymałem wyróżnienie. Elżbieta Skrętkowska zaproponowała mi udział w koncercie laureatów, a potem w specjalnych wydaniach programu. Od tej pory jesteśmy w stałym kontakcie. Zdarza się, że dzwoni do mnie, żeby dowiedzieć się, co robię, doradzić. Dzięki niej poznałem Elę Zapendowską, która zaprosiła mnie do prowadzonych przez nią i Andrzeja Głowackiego warsztatów wokalno-aktorskich. Nauczyłem się tam obycia scenicznego, warsztatu, nabrałem pewności siebie. I kiedy w 2005 r. wystąpiłem w "Szansie na sukces" i zaśpiewałem "Papierowe ptaki" Krystyny Prońko, byłem świadomy tego, co robię. Wygrałem i to otworzyło mi wiele drzwi. Zgłosiłem się na casting w Teatrze Rozrywki w Chorzowie do roli Toniego w musicalu "West Side Story", który miał reżyserować Laco Adamik. W castingu brały udział osoby, które już miały na koncie role teatralne, jednak Adamikowi właśnie ja się spodobałem. Jestem wdzięczny, że dał mi szansę sprawdzenia się w tak dużej roli, w tak ogromnym przedsięwzięciu, przed widownią liczącą 500 osób. Odkryłem, że teatr muzyczny jest moim żywiołem. Posypały się następne propozycje. Gram w "Kramie z piosenkami" w reżyserii Laco Adamika w Częstochowie, a krakowski Teatr im. Słowackiego zaprosił mnie do galowego spektaklu w setną rocznicę śmierci Stanisława Wyspiańskiego "Zaduszki - Wyspiański".

"Szansa na sukces" pomogła mi też w zostaniu solistą Piotra Rubika. W 2007 r. Ela Skrętkowska zaprosiła mnie do programu wielkanocnego. Wykonałem "Zdumienie" Piotra Rubika. Spodobało mu się i zaprosił mnie na przesłuchanie, gdy poszukiwał solistów. Najpierw zaśpiewałem w kantacie "Zakochani w Krakowie", a potem uczestniczyłem w trasie koncertowej jako solista. Jeździliśmy po całym kraju. Miałem tremę, bo wiedziałem, że stary skład miał wielu wielbicieli. Spoczywała na mnie wielka odpowiedzialność. Istotne jest kreowanie indywidualności. Piotr jest wyjątkowym artystą, profesjonalistą w każdym calu, a przy tym ciepłym i wyrozumiałym człowiekiem. Byłem dumny, że to właśnie mnie (z Anią Lubieniecką) powierzył wykonanie utworu "Świat się kończy" w teledysku, który promuje jego nowe dzieło "Habitat - Oratorium dla Świata". To takie nasze pierwsze wspólne dziecko. To niezwykłe doświadczenie, kiedy śpiewa się z chórami i z tak olbrzymią orkiestrą. Zwykle po koncercie publiczność szaleje, wstaje, klaszcze. Na to się czeka i dla tego warto żyć!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji