Artykuły

Pan nie ma prawa do mnie dzwonić

Słuchacze policealnych studiów aktorskich chcą uczestniczyć w łódzkim Festiwalu Szkół Teatralnych. Festiwal ich nie chce. Regulamin Festiwalu powstał 26 lat temu, gdy nikomu się nie śniło, że w Polsce powstaną inne szkoły aktorskie - pisze Leszek Karczewski w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Janusz Kijowski, dyrektor Teatru im. Jaracza w Olsztynie i szef Policealnego Studium Aktorskiego, stara się o to bezskutecznie od pięciu lat: - Nie chcę głaskać swego ego i nosić gronostajów rektora. Nie idzie o laury, ale konfrontacje studentów - mówi. Doszłoby do nich, gdyby nie rektorzy uczelni krakowskiej i warszawskiej: - Festiwal obejmuje wyższe uczelnie, mówimy zaś o studiach policealnych. Jaka może być współmierność jednego z drugim? - pyta Lech Śliwonik, rektor Akademii Teatralnej w Warszawie. Sprawa dotyczy nie tylko Olsztyna. Chodzi też o warszawską Szkołę Aktorską Haliny i Jana Machulskich, krakowskie Lart Studio... W Polsce jest ich aż 11. - Mamy powołać komisję, która będzie kwalifikowała spektakle? - zastanawia się Śliwonik. - Miałem ostatnio wątpliwą przyjemność obejrzenia na wideo jednej z produkcji dyplomowych. Gdybym to widział na żywo, to bym wszedł pod krzesło ze wstydu. Niech szkoły zawodowe zrobią swój przegląd, udowodnią, że ich propozycje to artystyczna sprawa.

Morze bylejakości

Zwolennikiem poszerzenia Festiwalu Szkół Teatralnych jest Jerzy Woźniak, rektor Filmówki: - Niech szansę konfrontacji mają wszyscy, niezależnie od miejsca kształcenia. Czas na wnioski przyjdzie po niej. Weźmy świat filmu: ilu amatorów, zwłaszcza na drugiej półkuli, tworzy zawodowe kino? - dowodzi.

Inni rektorzy nie są entuzjastami: - Przyświeca nam myśl, by skonfrontować efekty kształcenia według tych samych standardów - wyjaśnia Jerzy Stuhr, rektor PWST w Krakowie. - Szkoły prywatne, mówiąc delikatnie, nie kładą nacisku na efekt finalny. Jakżeż porównać zakończenie kursu w studiu z dyplomem, nad którym pracuje teatr PWST w Krakowie, ze sztabem zatrudnionych osób, ze stałą publicznością? Różnica byłaby drastyczna.

Lech Śliwonik stawia sprawę jasno: - Studenci szkół zawodowych dostają nie dyplomy, lecz zaświadczenia ukończenia kursu, czasem stają przed komisją ZASP. Te szkoły wizytuje jedna pani od polonistyki na Polskę północną i jeden pan od muzyki na Polskę południową, którzy zajrzą na zajęcia i mówią "Tak, tak, ładna praca, bardzo się z tego cieszę, pracujcie dalej". Nasze uczelnie podlegają kontroli Państwowej Komisji Akredytacyjnej. Dlaczego mamy się godzić, by wszystko tonęło w morzu bylejakości? - argumentuje.

Radziecki model kształcenia

Standardy kształcenia są ważne. Ale olsztyńskie studio działa od 16 jako szkoła publiczna. - Mamy zbliżony program do uczelni aktorskich, uzupełniony o przedmioty humanistyczne. Choć nie jesteśmy wyższą uczelnią, nie przyznajemy habilitacji - ironizuje Kijowski. - Studenci wychodzą od nas, dzięki umowie z Uniwersytetem Warmińsko-Mazurskim, z licencjatem z pedagogiki. Realizujemy spektakle dyplomowe, w tym roku "Jak wam się podoba" Williama Szekspira w reżyserii Szymona Kuśmidera i "Wariata i zakonnicę" Witkacego w reżyserii Krzysztofa Rościszowskiego. Warszawscy studenci potwierdzają, że w niczym nie ustępują ich dyplomom.

Regulamin Festiwalu Szkół Teatralnych powstał 26 lat temu, gdy nikomu się nie śniło, że w Polsce powstaną inne szkoły aktorskie. - Tradycja i Ministerstwo Kultury, które dotuje przedsięwzięcie, nakazują utrzymać status naszego festiwalu. Ale życie nakazuje go zmienić - mówi rektor Woźniak.

Kijowski przekonuje, że regulamin łódzkiego przeglądu jest reliktem: - Czas pożegnać się z PRL-em i radzieckim, czteroletnim modelem kształcenia aktora. W świecie różnie bywa: model amerykański to kursy przy uniwersytetach. W Polsce niektórzy sądzą, że poza ich uczelniami nie ma zbawienia. W zeszłym roku z naszego studia wyszło 12 studentów. Ośmioro od razu zatrudniło się w teatrach całej Polski. Gdy moja córka, Julka Kijowska, kończyła w 2005 r. aktorstwo w AT Warszawie, z 17 osób opuszczających szacowne mury etaty znalazły trzy. A jeden z dyrektorów warszawskich, gdy zadzwonił do niego mój absolwent, odparł: "Pan nie ma prawa do mnie dzwonić. Pan nie ma prawa wstępować na scenę".

Festiwal czy casting?

Jest i inny wątek: łódzki festiwal pęka w szwach. W pięciu dniach mieszczą się po trzy dyplomy czterech uczelni, pokazy kół naukowych, od kilku lat uzupełnione o warsztaty i prezentacje szkół zagranicznych - na które jednak dziwnym trafem znalazł się i czas, i pieniądze... - Łódzki festiwal jest krokiem do zaistnienia w profesjonalnym świecie teatru - podkreśla Stuhr. - Słuchacze szkół zawodowych chcą dostać się tu, do notesów dyrektorów od castingu etc. Festiwal Szkół Teatralnych to festiwal spektakli, a nie giełda promujących się indywidualnie studentów - podkreśla dobitnie.

Rektorzy we wrześniu kończą kadencje i przed tym samym drażliwym problemem postawią nowe władze uczelni. Regulamin sprzed 26 lat nie uwzględnia, że dziś aktorami mogą zostać bracia Mroczkowie i Kasia Cichopek. A może gdyby przyjechali do Łodzi z jakimś spektaklem, to starci na pył przez jurorów i widzów, nie zaludniliby kolejnej telenoweli i show, w którym "gwiazdy" śpiewają, tańczą, holendrują... Nie miejsce się liczy. Gustaw Holoubek ukończył nie uczelnię wyższą, ale Państwowe Studio Dramatyczne przy Starym Teatrze w Krakowie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji