Artykuły

Normalne szaleństwa

"Zwyczajne szaleństwa" w reż. Elżbiety Czaplińskiej-Mrozek z PWST we Wrocławiu na Festiwalu Szkół Teatralnych. Pisze Michał Lenarciński w Polsce Dzienniku Łódzkim.

Na inaugurację XXVI Festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi pokazano "Zwyczajne szaleństwa" Petra Zelenki w reżyserii Elżbiety Czaplińskiej-Mrozek, dziekan wydziału aktorskiego wrocławskiej szkoły teatralnej. Po kilku sezonach, w których wrocławianie nie zaznaczyli wyraźnie swej obecności, przyszła pora na odmianę. I całe szczęście.

Po pierwsze, dobrze wybrano tytuł - sztuka daje możliwości nakreślenia ciekawych portretów postaci. Po drugie - młodzi aktorzy zostali dobrze obsadzeni, a po trzecie - dostali szansę zagrania w bezpretensjonalnym, niegłupim i dobrze skonstruowanym spektaklu. Od razu trzeba przyznać, że szansę wykorzystali.

"Opowieść o zwyczajnym szaleństwie" (to tytuł oryginału) to spleciona z wielu wątków komedia, wykorzystująca elementy purnonsensownego poczucia humoru. Jej bohaterowie szukają niestereotypowych sposobów na życie: Piotr, chcąc odzyskać ukochaną, obcina jej włosy, by odprawić magiczny (choć idiotyczny) rytuał, jego przyjaciel Mucha testuje przedmioty domowego użytku pod bardzo niekonwencjonalnym kątem i zakochuje w manekinie, ojciec przebiera się w sukienki matki, żeby wczuć się w jej osobowość, koc gada, manekin ożywa. Czyżby więc szaleństwo, choć to najzwyklejsze, było jedynym sposobem na zmierzenie się ze światem?

::: Reklama :::

Jana, była dziewczyna (ale czy na pewno była?) Piotra, wydzwania do budki telefonicznej pod swoim domem: samotny mężczyzna po rozmowie otrzymuje zaproszenie do domu na noc. Ojciec, prócz wchodzenia w osobowość swojej żony, wpatruje się w ulatniające się z butelek piwa "bańki", a żona maniakalnie chce ratować świat, nałogowo oddając krew, co doprowadza ją do zakładu dla obłąkanych. Ojciec zaś, przypadkiem, staje się obiektem uczuć pewnej porzuconej przez faceta rzeźbiarki, która wprowadza go powtórnie w świat, przed którym uciekał. Tymczasem Alicja i Jerzy - sąsiedzi Piotra - płacą postronnym ludziom, aby ich obserwowali w łóżku, bo inaczej nie mogą się kochać. I Piotr służy im uprzejmością, wcale nie stając się przy tym podglądaczem. Podobnie jego ojciec Przy tym wszystkim Piotr strasznie pije.

Wszyscy ci ludzie składają się na portret zbiorowości, w której samotność stała się normą, a miłość ma coś z fast foodu - nie może trwać długo, bo następni wygłodzeni klienci czekają w kolejce...

Ta obyczajowa komedia, przyprawiona słodko-gorzkim smakiem, wywołuje uśmiech, ale pod nim tli się refleksja mniej śmieszna: okazuje się, że owe szaleństwa, będące udziałem bohaterów, w takim samym stopniu dotyczą nas, żyjących jak najbardziej normalnie. Każdy człowiek spotyka na swojej drodze kłopoty, boryka się z niezrozumieniem przez innych, mocuje się z odnalezieniem samego siebie. Jedni pielęgnują swoje przyzwyczajenia, inni starają się je przed światem ukryć, ale nikt nie ma siły, by bez nich żyć. Żyć jak najzwyczajniej.

Jest jeszcze w "Opowieściach..." taka scena: po wielu wspólnych doświadczeniach Jana mówi Piotrowi, że teraz będą żyli normalnie, w kapciach oglądali telewizję. A Piotr pyta ją, czy pamięta, dlaczego nie ma w mieszkaniu telewizora. Okazuje się, że kiedyś wyrzucili go przez okno ze strachu, że będą w kapciach oglądać telewizję...

Siły i kolorów postaciom przydali wszyscy grający w przedstawieniu. Mnie najbardziej podobały się trzy osoby: Agnieszka Okońska, która neurotyczną matkę zagrała zdecydowanie, ale bez przerysowań; Jędrzej Taranek - świetny energetyczny Mucha, oraz Paweł Ferens w roli kochanka macho, który jest bardziej delikatny, niż sam się spodziewa. To w pełni dojrzałe kreacje, przemyślane i konsekwentne. Oby tak dalej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji