Artykuły

Da się zrobić dobry teatr

Zakończone właśnie 28. Warszawskie Spotkania Teatralne to modelowy przykład nowoczesnego festiwalu, który jest i miarodajnym przeglądem, i lekcją kulturalnej promocji - pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Niestety, wśród setek organizowanych imprez tego typu jest wyjątkiem. Pomysł na warszawski festiwal wydaje się banalny. Bo cóż bardziej oczywistego niż sprowadzenie na festiwal najciekawszych - a czasem po prostu najgłośniejszych czy najbardziej reprezentatywnych - polskich spektakli? Cóż mniej kontrowersyjnego niż zorganizowanie miniprzeglądu Michałowi Zadarze, reżyserowi, który po Janie Klacie, Mai Kleczewskiej, Przemysławie Wojcieszku zdominował dyskusję o nowym teatrze, stał się wrogiem nr 1 konserwatystów? Na festiwalu zaprezentowali się artyści z dorobkiem: Anna Augustynowicz ("Wesele"), Marek Fiedor ("Baal"), Teatr Wierszalin ("Reportaż o końcu świata"), pokolenie "nowych niezadowolonych": Paweł Demirski i Monika Strzępka ("Był sobie Polak, Polak, Polak i Diabeł" [na zdjęciu scena ze spektaklu z Teatru im. Szaniawskiego w Wałbrzychu]), Jan Klata ("Oresteja", "Transfer!"), Wiktor Rubin ("Przebudzenie wiosny"), Przemysław Wojcieszek ("Zaśnij teraz w ogniu"), ciekawostki (nowy "poniemiecki" nabytek polskiej sceny, Adam Nalepa z "Blaszanym bębenkiem"), zabawne, odświeżające propozycje wrocławskiego offu (z interdyscyplinarnym "Stolikiem" grupy Karbido i "Gorylem..." Ad Spectatores na czele).

Zabrakło: Pawła Passiniego - na pewno; Natalii Korczakowskiej - może; Michała Borczucha, Remigiusza Brzyka, Agaty Dudy-Gracz, Jacka Głomba, Wojciecha Klemma - rzecz indywidualnych preferencji.

Odnowione WST okazały się jednak nie tylko wiarygodnym, niezwykle w stolicy potrzebnym lustrem polskiego teatru, ale przede wszystkim fenomenem organizacyjnym. Powoływanie do życia gazetek festiwalowych i imprez towarzyszących to już standard. Tym razem wraz z festiwalem ruszył i blog, i telewizja internetowa, obóz teatralny dla mieszkańców małych miejscowości i audiowizualna instalacja edukacyjna, seminarium dla zagranicznych krytyków i dyrektorów festiwali, cowieczorne audycje radiowe w TOK FM.

Dzięki temu prezentowane na festiwalu zjawiska miały szanse dotrzeć nie tylko do garstki warszawskich teatromanów.

Reaktywacja WST to okazja, by westchnąć: "Kiedyż, ach kiedyż czeka nas Festiwal Szekspirowski - reaktywacja, Kontakt -reaktywacja, Interpretacje - reaktywacja?". Wprawdzie żaden z tych festiwali nie musi powracać z kilkuletniego niebytu, ale każdy (wraz z większością polskich imprez teatralnych) znajduje się to w stanie śmierci klinicznej, to w śpiączce, to w fazie uwiądu. Selekcja, formuła przeglądu, atmosfera, dostępność spektakli dla widzów z miasta - to problemy, z którymi od kilku sezonów dyrektorzy największych polskich festiwali nie mogą sobie poradzić.

Najsłabszy jest katowicki Ogólnopolski Festiwal Sztuki Reżyserskiej "Interpretacje". Nie chodzi tylko o to, że przestał on zapraszać ciekawych reżyserów. Skomplikowane relacje prawno-finansowe między Teatrem Śląskim a Interpretacjami sprawiały, że mógł się odbywać co najwyżej jeden spektakl dziennie. Z kolei bilety na nie (o cenach dla młodej widowni niedostępnych) w ogromnej większości rozdawane były średnio zainteresowanym sztuką urzędnikom.

Kryzys przeżywają poznańska Malta, wrocławski Dialog i toruński Kontakt. Imprezy, które przez lata wyznaczały trendy i prezentowały najbardziej elektryzujące postaci i spektakle, dziś ciągną się niemiłosiernie, rekompensując szereg spektakli nieudanych kilkoma dość interesującymi.

Świetnie skonstruowany programowo Dialog (wyraziste tematy przewodnie, spektakle wielokrotnie powtarzane, prezentowane na terenie całego miasta) nie radzi sobie z dopasowaniem do ciekawego problemu (przemoc, polityka, płeć) wystarczająco ciekawych spektakli. Malta nadal wprawdzie jest kilkutygodniowym świętem, kolorową wichurą podrywającą ze sobą cały Poznań (wprowadziła też cenne, niszowe nurty - taniec i off), ale z roku na rok wciąga w ten wir coraz więcej teatralnego badziewia. Fatalnie wygląda też sytuacja gdańskiego Festiwalu Szekspirowskiego. Sąsiadując terminowo z Jarmarkiem Dominikańskim, stopniowo upodabnia się do tej imprezy.

Aby zorganizować dobry festiwal, trzeba mieć: pomysł, kompetentnych, pracowitych selekcjonerów, dobre stosunki z władzami miasta i teatru.

Nie ma co udawać, że wystarczą dobre chęci i rozeznanie we współczesnych trendach. Dziś festiwal to także wyzwanie dla menedżerów, speców od promocji, grafików, pedagogów. Przy katastrofalnym spadku uczestnictwa Polaków w kulturze instytucjonalnej (to, co kiedyś zdobywaliśmy w muzeach, księgarniach, teatrach, zdobywamy dziś w internecie), przy pogłębiającej się indolencji i konserwatywnych upodobaniach odbiorców właśnie festiwale są okazją, by widzów przyciągnąć, odzyskać, przygotować do odbioru sztuki współczesnej.

Wśród pomysłów hitem okazała się propozycja organizatorów szczecińskiego Kontrapunktu (który przedstawia w tym roku jeden z najlepszych programów). Wprowadzili "dzień berliński" - kilkunastogodzinny wyjazd do miasta Pollescha, Castorfa, Stemmana, by na oryginalnych scenach pokazywać polskiej publiczności (z polskimi napisami!) najnowsze spektakle niemieckich gwiazd. Zdobyli fundusze, dogadali się z Volksbühne, Schaubühne, Deutsches Theater. Można? Można.

Mogą, potrafią i chcą także w nowohuckiej Łaźni Nowej. Bartosz Szydłowski niemal co roku wymyśla tam nową akcję: od "Eldorado", przez festiwal Beckettowski, Genius Loci, aż po tegoroczny "Wyspiański wyzwala". Wszystko sprytnie "zaprogramowane", odważnie, silnie zakorzenione w lokalnych realiach.

Jasnym światełkiem był w zeszłym roku olsztyński Międzynarodowy Letni Festiwal Teatralny "Na Pomostach". Zorganizowany przez tłumaczkę Agnieszkę Lubomirę Piotrowską pod hasłem "Demo-ludy", prezentował świetne, nieznane niemal w Polsce produkcje teatrów z Rosji i Białorusi (słynny Teatr.Doc, nowoczesne SounDrama Studio czy represjonowany Swobodnyj Teatr z Mińska).

W kwietniu pojawił się też ciekawy, wspólny projekt 30 poznańskich organizacji pozarządowych, interdyscyplinarny, całomiesięczny festiwal Made in Poznań - nieznajdujące porównania święto kultury niezależnej.

Na tle tych świeżych pomysłów WST wypadają tradycyjnie, ale odświeżenie formuły przy zachowaniu sztywnych granic tradycji to też sztuka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji