Artykuły

Gdzie jest Gombrowicz?

Wesoło, zabawnie, kolorowo, sprawnie i pomysłowo - o "Trans-Atlantyku" w reż. Piotra Siekluckiego w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach pisze Agnieszka Kozłowska-Piasta z Nowej Siły Krytycznej.

Sieklucki reżyserował w Kielcach już kilkakrotnie ("Pijany na cmenatrzu", "Griga"), prezentując wiele pomysłów reżyserskich, sprawną rękę w prowadzeniu aktorów, ale i gadżeciarstwo oraz skłonność do gagów kabaretowych. Wszystkie te cechy można odnaleźć także w "Trans-Atlantyku", tutaj jednak zderzone z tekstem Gombrowicza, doskonale wpisały się w klimat. Z czystym sumieniem stwierdzam, że to - jak na razie najlepszy spektakl tego sezonu w Teatrze im. Żeromskiego.

"Trans-Atlantykowi" z kieleckiej sceny można zarzucić głównie zbytnią lekkość i grzeczność. Alkohol nie leje się strumieniami, sprawy seksu i homoseksualizmu pokazane zostały z zachowaniem politycznej poprawności, lekkością i sztampą charakterystyczną dla kabaretów (Gonzalo Pawła Sanakiewicza). Niepokoi także zupełnie bezbarwny Gombrowicz, w literaturze mistrz kreacji, w sztuce Siekluckiego kompletnie zagubiony i niewyraźny człowiek, któremu w Argentynie wszystko się "zdarza" (nieprzekonujący Hubert Bronicki). Trudno pojąć, jak ten bojący się własnego cienia człowiek podjął decyzję o pozostaniu w Argentynie.

Gombrowicz potyka się o kolejne indywidua grzeszące wieloma narodowymi wadami: niezdecydowaniem, popisowym bohaterstwem, kumoterstwem, pazernością i nieszczerością. Sieklucki ubrał ich w stroje z różnych epok, interpretując te narodowe wady nie jako cechy polskiej emigracji w Argentynie, ale wielowiekową przypadłość Polaków. Reżyser doskonale obsadził role, znając umiejętności i emploi aktorów. Wszyscy grają to, co najlepiej im wychodzi. Oślizgły i przemądrzały Radca Mirosława Bielińskiego, nadęty pozer - minister Edwarda Janaszka, sztywnawy i niezdecydowany Cieciszowski Marcina Brykczyńskiego, wiejski głupek Janusza Głogowskiego. Majstersztykiem aktorskim jest Pyckal Dawida Żłobińskiego, wściekły ratlerek drapiący się po uchu. Ten aktor już nie raz zaskoczył kielecką publiczność świetną kreacją, a Pyckal z pewnością wielu widzom zapadnie w pamięć. Przeciwwagą dla kabaretowej bandy indywiduów jest poważny Tomasz Marii Wójcikowskiej, groteskowy przez swoje fałszywe, chorobliwe poczucie honoru i lalkowaty, drewniany chłoptaś - Ignacy, jakby przeniesiony z innego wymiaru.

Po raz kolejny reżyser Piotr Sieklucki udowodnił olbrzymią wyobraźnię teatralną, wyczucie rytmu spektaklu, poczucie humoru i wielkie umiejętności w prowadzeniu aktorów. Wsparty dodatkowo przez świetną scenografię i kostiumy Łukasza Błażejewskiego (pałac Gonzala z lustrem weneckim, pisuary zjeżdżające spod sufitu w scenie "toaletowej"), osiągnął poziom realizacji nieczęsto widziany na kieleckiej scenie. Czy to idealna realizacja tekstu Gombrowicza? Z pewnością nie. Jak pisał Gombrowicz we wstępie "Trans-Atlantyk" jest po trosze wszystkim, co chcecie: satyrą, krytyką, traktatem, zabawą, absurdem, dramatem - ale niczym nie jest wyłącznie, ponieważ jest tylko mną, moją wibracją". Tej "mojej wibracji" jednak zabrakło. Była polityczna poprawność, lekkość, kabaretowy dowcip, gadżeciarstwo i kompletnie niewidoczny Gombrowicz. Mimo to spektakl jest próbą, którą warto zauważyć i docenić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji