Artykuły

Iluzja wielkiej sceny

Ponad 95 proc. dekoracji przygotowanych do warszawskiej inscenizacji "Upiora w operze" powstało w Krakowie, w montowniach Fabryki Dekoracji. Prace trwały zaledwie 90 dni, a do przewiezienia scenografii potrzeba było aż 13 tirów - pisze Agnieszka Palatyńska-Stankiewicz w Dzienniku Polskim.

Złote kariatydy podtrzymujące balkon paryskiej loży są zaledwie pomalowanymi farbą plastykowymi wydmuszkami. Marmurowe schody to tylko stalowa konstrukcja wyłożona sklejką, a mieniący się odbitym światłem w kryształach wspaniały olbrzymi żyrandol to umiejętnie oświetlona aluminiowa konstrukcja z plastykowych kul, wkładów na znicze i koralików.

Scenografia wykonana przez krakowską Fabrykę Dekoracji Marcina Pietucha do spektaklu "Upiór w operze" dla warszawskiego Teatru Muzycznego "Roma" wzbudziła zachwyt i entuzjazm publiczności. - Sztuka scenografii teatralnej to sztuka iluzji - mówi Marcin Pietuch, scenograf, właściciel Fabryki Dekoracji. - Największą trudnością było dla nas przełożenie projektu artystycznego na rzemiosło. Każdy detal potrzebuje rysunku. A dekoracja jest przecież sumą detali.

Scenograf Paweł Dobrzycki dzięki pracy krakowskich malarzy, rzeźbiarzy, konstruktorów, ślusarzy, stolarzy, elektryków, inżynierów i grafików wyczarował na warszawskiej scenie Operę Paryską od podziemi aż po dach. Scenografia, bogata w złocenia i kolumny, obfita w detale, oszołomiła widzów. Doskonały efekt przestrzeni i głębi został osiągnięty dzięki ciekawym rozwiązaniom technicznym, z których niemal każde to inżynierski prototyp.

13 tirów

Ponad 95 proc. dekoracji przygotowanych do warszawskiej inscenizacji "Upiora w operze" powstało w Krakowie, w montowniach Fabryki Dekoracji. Prace trwały zaledwie 90 dni. - Prawie wszystko robiliśmy sami, oprócz wielkich obrotowych organów, słonia i rzeźby na dachu - mówi Marcin Pietuch. - Było to możliwe tylko dzięki dobremu zespołowi, jaki mam do dyspozycji. Wszyscy, którzy ze mną pracują, to doskonali artyści, obyci ze sztuką, znający swoją wartość.

- Teraz byśmy się tego pewnie nie podjęli ze względu na ogrom pracy - mówi Rafał Zięba, inżynier, który koordynował produkcję dekoracji do przedstawienia. - Na ogół robimy scenografie do wielkich wydarzeń telewizyjnych. Prostsze, zdużą ilością świateł i bez tylu detali. Dlatego praca dla teatru w Warszawie była dla nas nowym wyzwaniem i niezwykłą odmianą.

W montowniach powstało blisko 40 różnych scenograficznych elementów, m.in. złoty portal z lożami, kładka na dachu, ogromne schody balu, malowany ręcznie duży fragment kurtyny wagnerowskiej, jeżdżąca po scenie łódka, ogromny spadający żyrandol, wielka ściana gabinetowa ważąca ponad tonę, a mierząca 13 metrów długości i 7 wysokości oraz łoże z baldachimem. Sama dokumentacja wszystkich wybudowanych w Krakowie elementów zajmuje blisko trzysta stron, a do przewiezienia dekoracji do Warszawy potrzeba było aż 13 tirów.

Kilkaset zdjęć

Wszystko zaczęło się od wizji lokalnej w Operze Paryskiej, bo przecież akcja tego słynnego musicalu właśnie tam się rozgrywa. Twórcy przedstawienia: reżyser Wojciech Kępczyński, producent Maciej Bargiełowski, scenograf Paweł Dobrzycki i inżynier z Fabryki Dekoracji Rafał Zięba w ciągu tygodnia byli niemal wszędzie, także w słynnych lochach opery i na jej dachu. Powstała ogromna dokumentacja fotograficzna, na podstawie której scenograf zaprojektował dekoracje. Po zrobieniu komputerowej wizualizacji scenografii twórcy przedstawienia pojechali do Andrew Lloyda Webbera, kompozytora "Upiora w operze", by uzyskać akceptację swojej wizji przedstawienia. Twórca, który objął patronatem polską premierę musicalu, nie krył zadowolenia z przedstawionych mu projektów.

W Krakowie nad scenografią pracowało około 45 osób. Na montaż do Warszawy przyjechało 20. - Scenografię budowaliśmy etapami i tak też ją przewoziliśmy - mówi Rafał Zięba.

Pierwsze do Warszawy pojechały schody balu, których elementy wypełniły aż pięć tirów. Jako ostatnie, na kilka godzin przed premierą, dojechało ogromne łoże z baldachimem. W sumie montaż dekoracji w Warszawie trwał miesiąc. - Produkcja przedstawienia to był wyścig z czasem. Często nie wracaliśmy na noc do hotelu, tylko przez parę godzin spaliśmy na widowni w teatrze, by nie tracić czasu na dojazdy - dodaje Rafał Zięba.

Słoń

Choć wszystko było wymierzone i policzone - nie obyło się bez niespodzianek. Pierwszą z nich zgotował ważący ponad 300 kg olbrzymi słoń, blisko 3 metry

szeroki i długi na 4 metry. - Okazało się, że figura nie zmieści się w drzwi prowadzące na podwórko teatru. Pojawił się pomysł, aby słonia przeciąć na pół, ale osłabiłoby to znacznie jego konstrukcję - mówi Rafał Zięba.

Dyrekcja teatru zamówiła dźwig i po kilku godzinach wielki słoń przeleciał nad dachami domów, by znaleźć się wreszcie na teatralnym podwórku, gdzie po ogromnej pochylni, wciągany przez kilkanaście osób, wjechał prosto na scenę.

- Niespodzianki sprawiała też zdalnie sterowana łódka, a dokładnie jej mechanizm. Nie wiadomo dlaczego podczas prób w naszej montowni zaczęła nagłe jeździć tylko do tyłu. Trzeba było wymienić jej sterowniki - mówi Marcin Pietuch.

- Generalnie wciąż walczyliśmy z ciężarem elementów scenografii. Np. palma, która ma ponad 4 metry wysokości i takąż rozpiętość liści, do tego jeździ na kółkach, musi mieć obciążony dół, bo inaczej będzie się przewracać. A każdy kilogram mniej na scenie miał ogromne znaczenie - mówi Rafał Zięba.

Również ściana gabinetowa okazała się zbyt ciężka, aby mogła zawisnąć. - Ważyła ponad tonę, mimo że była zrobiona ze sklejki i plastyku. Trzeba było zatrudnić specjalną firmę, która udoskonaliła system wyciągarek, pozwalający unieść ścianę do góry. I tak musieliśmy zrezygnować z paru elementów, by obniżyć jej ciężar- dodaje Rafał Zięba.

Żyrandol

Spore emocje w przedstawieniu wzbudza żyrandol, który najpierw na oczach publiczności wyjeżdża pod kopułę teatru, by później efektownie spaść niemal na pierwsze rzędy widowni i na aktorów przed kurtyną. Żyrandol jest odwzorowaniem oryginału z Opery Paryskiej. Ten prawdziwy, już od ponad stu lat wzbudzający zachwyt widzów, wykonany z odlewów mosiężnych, jest pozłacany i waży blisko 7 ton. - Nasz jest zrobiony głównie z aluminium i plastyku - tłumaczy Rafał Zięba, który rozrysowywał kopię. - Ograniczał nas głównie ciężar. Nie mógł przekroczyć 200 kilogramów, bo takie wymagania postawił szwedzki producent mechanizmu poruszającego.

Żyrandol zbudowany przez Fabrykę Dekoracji zmniejszono do 3 metrów wysokości i 3 m średnicy. Najpierw powstała jego aluminiowa konstrukcja, którą ozdobiono wyrzeźbionymi, a następnie wytłoczonymi elementami plastykowymi. Elementy te pomalowano złotą farbą i spatynowano, Jako

szklane klosze wykorzystano plastykowe kule i wkłady do zniczy. Całość wzbogacono masą plastykowych koralików i wyposażono w oświetlenie - ponad 200 diod! - Pomalowany specjalnymi lakierami transparentnymi, złotą farbą, spatynowany i odpowiednio podświetlony niczym nie różni się od paryskiego oryginału - mówi Rafał Zięba. Mimo zastosowania lekkich elementów ważył jednak aż 240 kg. - Na szczęście okazało się, że Szwedzi na swoje urządzenia napędowe przyjęli zapas do 250 kg i żyrandol mógł bezpiecznie spadać - dodaje Rafał Zięba. - Na "pokazówce" specjalnie usiadłem z przodu, aby zobaczyć, jak działa mechanizm. I muszę powiedzieć, że spadający żyrandol nawet na mnie zrobił ogromne wrażenie - przyznaje Rafał Zięba.

Upiór z protokołów

- Choć teatr to iluzja, bardzo rzeczywiste było dla nas zderzenie z przepisami przeciwpożarowymi. Upiór zerkał na nas również z protokołów bhp. Ale udało nam się go pokonać - mówi Marcin Pietuch, którego firma przygotowywała scenografie m.in. do ostatnich trzech festiwali w Sopocie oraz do wielkich produkcji typu "Zostań gwiazdą", "Jestem, jaki jestem", "Taniec z gwiazdami", "You can dance", drugiej edycji "Big Brothera", "Tak to leciało", a także od 10 lat dla Festiwalu Kultury Żydowskiej. - Scenografie dla "Romy" zrobiliśmy dla zabawy, popularności, zmierzenia się z ciekawym i trudnym tematem. Udało się, a nasza praca została dostrzeżona. A to najbardziej cieszy.

"Upiór w operze"

Ten słynny musical Andrew Lloyda Webbera (m.in. "Jesus Christ Superstar", "Evita", "Koty") miał swą prapremierę 22 lata temu. Jego libretto zostało oparte na powieści Gastona Leroux z 1911 r., opowiadającej o mężczyźnie z oszpeconą twarzą żyjącym w podziemiach Opery Paryskiej. "Upiór w operze" to trzeci najbardziej popularny musical w dziejach: w Londynie dano 7000 spektakli, ponadto zagrano go około 70 tys. razy w 20 krajach. Doczekał się też wersji filmowej, którą w 2004 r. zrealizował Joel Schumacher. Premiera w warszawskim Teatrze Muzycznym "Roma" odbyła się 15 marca br.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji