Artykuły

Przypomniana sztuka Jasieńskiego

Staranne zagranie, po raz pierwszy w Polsce, sztuki Jasieńskiego "Bal manekinów", napisanej w latach 30-tych, jest hołdem, należnym pamięci wybitnego poety, którego twórczość przywracamy obec­nie tradycji narodowej. Sztuka udowadnia swą sceniczność i cieszy się powodzeniem. Nie znaczy to zresztą, że należy do czołowych utworów Jasieńskiego. Autor "Słowa o Jaku­bie Szeli" dramaturgią zajmo­wał się tylko przygodnie. "Bal manekinów" to raczej pół sce­nariusz pół skecz, zaciążyły na nim nadmiar groteski i szkicowość, jest to jakby plakatowa agitka, napisana pod wyraźnym wpływem groteskowych pomysłów scenicznych Majakowskiego i biomechaniki te­atru Meyerholda.

Dwie w pełni wykończone sceny podnoszą jednak rangę sztuki: oryginalny, dosłownie ujęty bal manekinów (czyli ca­ły akt pierwszy) i dialog dwu delegatów partii prawicowo-robotniczej w akcie drugim. Dla tych dwu scen warto było zagrać i warto będzie grać "Bal manekinów". Pierwsza jest świetnym teatrem ekspresjonistycznym, w drugiej Jasieński przekształcił żart sce­niczny i kabaretową kpinę w ostrą satyrę polityczną na oportunizm socjaldemokratów i ich konszachty z burżuazją, na cynizm bonzów związko­wych. Przyrównanie awansu społecznego w państwie kapi­talistycznym do szerokich, frontowych schodów dla ludzi bogatych, a do wąskich scho­dów kuchennych dla proleta­riatu (przez te schody proletariat wprawdzie przecisnąć się nie zdoła, ale ten i ów z menerów jednak się wdrapie) godne jest bezkompromisowego poli­tycznego pisarza. Parodystycznie i groteskowo ujęty świat mężczyzn-milionorobów i ich sprzedajnych kobiet zmienia się tutaj w arenę dobrego, re­alistycznego teatru.

Pośród scen trafnie przez młodego reżysera udziwnio­nych (tańczące, gadające i sprawiedliwie - osądzające ludzi manekiny), pośród scen słusz­nie zagranych w tonacji buffo, pełnowymiarową, bogatą w od­cienie rolę ma Bolesław Smela, jako poseł do parlamentu i li­der; i jest zarówno zmechani­zowany jako działacz politycz­ny, jak i ludzki, jako manekin z nasadzoną głową.

Stosownie do charakteru sztuki grubą karykaturą posłu­gują się Danuta Bleicherówna i Irena Tomaszewska, w mniej­szym stopniu Władysław Brochwicz i Piotr Połoński. Role obu delegatów pseudorobotniczej partii przenoszą nas w kon­wencję realistyczną, dobrze utrzymaną przez Jerzego Siwe­go i Zbysława }Ichniowskiego.

Oprawa sceniczna harmoni­zuje artystycznie z udziwniony­mi kostiumami.

Opracowanie polskiej wersji sztuki (w jakim stosunku do oryginału?) - Anatol Stern. Przy okazji warto wspomnieć, że wywody, jakie na temat futuryzmu polskiego ogłaszają ostatnio Stern czy Kurek, grze­szą jednostronną pamięcią, któ­ra również jest swoistym lakiernictwem. A przecież nawet wyleniałym futurystom nie przystoi odziewać się w runa niewinnych baranków. Podcią­gając złożone i pełne sprzecz­ności dzieje polskiej awangar­dy literackiej lat 20-tych pod jeden mianownik, złą oddaje Stern przysługę sprawie, którą tak namiętnie chce ujednostaj­nić w barwie i nawet w jej od­cieniach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji