Artykuły

Zielona Góra. O aferze Buck-Gowin w Lubuskim ciąg dalszy

Kupno fikcyjnych scenariuszy zaproponował dyrektor zielonogórskiego teatru w zamian za umorzenie długu najemcy teatralnej knajpy. "Gazeta" ujawniła potajemnie nagraną rozmowę.

Artur Łukasiewicz: Dlaczego pracownicy teatru nagrali Pana rozmowę ze Sławomirem Gowinem? Dlaczego posunęli się do takich kroków? Z zemsty? Z chęci odegrania się?

Andrzej Buck, dyrektor Lubuskiego Teatru [na zdjęciu]: Należałoby ich o to zapytać, jeśli są to pracownicy teatru. To Pan Redaktor zna ich nazwiska, skoro ten materiał publikuje.

Czego oczekiwali? Na co liczyli?

- Należy ich zapytać, jeśli to pracownicy!?

Czy chcieli Pana skompromitować? Szukali haka?

- Proszę ich zapytać, jeśli to pracownicy! ?

Jak Pan ocenia czyn swoich podwładnych?

- Jest wśród nich wielu wspaniałych ludzi, których sam do współpracy zaprosiłem. A ocenia ich publiczność!

Dlaczego 13 października zaproponował Pan Sławomirowi Gowinowi kupno scenariusza, skoro teatr z jego firmą jest w przededniu podpisania ugody, którą ma przyjąć sąd?

- Cały czas dyskutowaliśmy różne warianty ugody. Obie strony były reprezentowane przez kancelarie prawne i propozycji ze strony prawników było bardzo wiele. Również sąd namawiał nas do ugody. Rozmowa, na którą Pan się powołuje, była jedną z wielu. Analizowaliśmy szansę zakończenia sporu na drodze sądowej i ewentualne możliwości egzekucji długów, które -jak oceniono - są żadne. Po co więc powiększać dług, skoro nie jest on do ściągnięcia. Poza tym - płacić VAT i inne koszty? Ugoda natomiast pozwala rozwiązać wiele problemów i iść do przodu.

W wypowiedzi dla "Gazety" mówi Pan o "odpracowaniu długu" przez literata. Miał być nim "scenariusz albo dwa". Gowin, jak wynika z zapisu rozmowy, nie rozumie, o co chodzi. Pan kilka razy tłumaczy sens operacji. Używa Pan określeń "wymieniamy się fakturami", "to można uprościć", "kupuję od ciebie jakieś tam scenariusze, a nawet nie musiałbyś tego pisać", "a nawet nie realizować", "z tobą się jakoś tam rozliczam". Wynika z tego, że chodzi o operację księgową,w wyniku której poprawia się saldo wzajemnych rozliczeń między kierowanym przez Pana teatrem a właścicielem restauracji Nieboska komedia. Czy chodzi tylko o operację księgową?

- My ślę, że Gowin doskonale rozumiał, o co chodzi. Głównym problemem rozmowy był użyty w niej potoczny język. Każde wypowiedziane tu zdanie to pewien skrót. Rozmowa dotyczyła zlecenia pracy nad scenariuszem. Zadałem pytanie, czy jest to w ogóle możliwe. Nieraz wczesniej rozmawialiśmy o wspólnej pracy. Oczywiście sprawa miałaby potem tryb oficjalny: zlecone zadanie, umowa, egzemplarz i zapłata. Zdanie: "Nie musiałbyś tego pisać" wymaga uzupełnienia: "Pisać w tej chwili". Był to sondaż - propozycje współpracy ze strony Gowina pojawiały się już w poprzednich latach i zrealizował kilka scenariuszy w Lubuskim Teatrze i Nieboskiej Komedii. Z nagrywanej i nagłośnionej rozmowy i tak nic nie wynikło.

Dlaczego swoją propozycję przedstawia Pan, jak wynika z nagranej rozmowy, w tak zawikłany sposób? Jej sens tłumaczy Pan kilkakrotnie. Dlaczego nie powiedział Pan: mamy w teatrze taki pomysł, na taki to a taki konkretny spektakl, chcemy zamówić scenariusz? Z rozmowy wynika, że liczy się najbardziej kwota - 20 tys zł. Bo tyle kosztuje uregulowanie wzajemnych długów.

- Jest to skrót myślowy jakich wiele w tej potocznej rozmowie. Chodzi o to, by znaleźć wyjście w sytuacji powiększającego się długu. To znaczy - uruchomić lokal, otrzymać część pieniędzy, a w ślad za tym uzyskać wpływy z czynszu. Nie jest natomiast istotne, kto wynajmuje. Ważne, by wreszcie płacił.

Skoro w "Gazecie" mówi pan o "odpracowaniu długu", to jest to propozycja

pewnej pomocy dla literata. Skąd ta zmiana w stosunku do niego? Od dziewięciu miesięcy przecież Pan z nim się sądzi, pisze listy do Urzędu Miejskiego, by nie przyznawać mu letniego ogródka. Zamyka lokalowi dostęp do wody. W rezultacie restaurator w maju zamyka lokal. Jest Pan w permanentnym sporze z restauratorem. Skąd nagle pomysł z operacją "ze scenariuszem"?

- Nie mówimy o pomocy dla Gowina lecz o rozwiązaniu patowej sytuacji, w której najemca nie płaci, a co więcej - mimo posiadanych nakazów zapłaty - nie ma żadnych szans na ich egzekucję. Nie jest to konflikt Gowin-Buck, lecz Impress [firma Gowina - red.] - Teatr. Prowadzący sprawę radcy prawni ostrzegali mnie o niemożności egzekucji długów. W prasie pojawiały się przecież informacje o licytacjach komorniczych (np. domu) oraz o tym, że spółka ma więcej wierzycieli.

Kogo Pan się boi? Boi się pan władz województwa?

- Władzę szanuję, ale się jej nie boję. Szanuję władze naszego województwa, które pozwalają mi na samodzielne kierowanie Lubuskim Teatrem i podejmowanie decyzji w sprawach mniejszej wagi. Zarząd województwa jest na bieżąco informowany o wszelkich teatralnych problemach i często się zajmuje teatrem. Cyklicznie rozmawiamy, są stałe kontrole.

Co oznaczają słowa "chciałbym uciec od jakichś osób trzecich, które by nad tym dywagowały"? O kogo chodzi?

- Jest to sformułowanie ogólne. Chodzić może, np. o media, które nie wnikają w sedno sprawy, czyli fakt, iż Impress od 1999 r. ma kłopoty z płaceniem (na co są dokumenty), a teatr dochodzi swoich praw - na co również są dokumenty. Media zajmują się natomiast absurdalnym domniemaniem jakiegoś oszustwa. Jeśli ktoś jest niewypłacalny i nie ma egzekucji (a komornicy zgodnie z wyrokami nie egzekwują), to należało szukać ugody, która zawsze zawiera ustępstwa. Nikt niczego nie umarzał.

Z rozmowy wynika, że nie chce Pan, aby sytuacją w teatrze zajął się zarząd województwa? Wskazują na to fragmenty rozmowy: "Ale co np. Fedko zrobi? Czy nie będzie tam dyskutował, nie wiem". Mówi Pan o osobach przychylnych i tych, których nie jest Pan pewny. Także o tym, że wolałby Pan aby sprawy teatr - Gowin nie trafiały pod obrady zarządu? Dlaczego?

- Niepotrzebnie użyłem tych zdań. Jest to nietakt Przyznaję. Ale tak się często dzieje w rozmowie potocznej, tym bardziej że nie wiem tak naprawdę, kto jest przychylny, a kto nie. W finale Zarząd zawsze poznaje decyzje dyrektora. Jeszcze raz oświadczam, że szukałem drogi kompromisu i ugody, nakazanej przez sąd jedynie w ramach własnych kompetencji. Ale ostatecznie treść ugody zawsze poznaje Zarząd i Urząd Marszałkowski.

Sprawy, które Pan porusza, nie znalazły finału. Gdyby ugoda doszła do skutku, to w formie prawomocnej umowy dostępnej organom kontrolnym. Co chciał Pan ukryć albo czego nie powiedzieć swoim zwierzchnikom z Urzędu Marszałkowskiego?

- W teatrze nic się ukryć nie da - są kontrole, sprawozdania. Lubuski Teatr ma osobowość prawną i na etapie szukania rozwiązań nie uważam za stosowne zawracać głowy urzędowi, który i tak ma wiele spraw do załatwienia.

Co Pan czuje jako podsłuchiwany i nagrywany dyrektor? Czy nadal ufa pan pracownikom teatru?

- To pan poinformował, mnie że jestem podsłuchiwany przez pracowników. Ja nie mam na to żadnych dowodów. Podsłuchiwanie jest karalne i nieetyczne, zagraża interesom firmy. W gabinecie negocjujemy, a wynegocjowane fakty są zawsze do wglądu Urzędu Marszałkowskiego.

Czy Zarząd Województwa powinien panu ufać?

- Oczywiście, że Zarząd powinien mi ufać. Działam i pracuję dla dobra Lubuskiego Teatru i w jego interesie. Konflikt z Gowinem trwa już zbyt długo i nie jest najważniejszą sprawą w życiu teatru. Jest marginesem. Najważniejsza jest zbliżająca się premiera, Spotkania Teatralne i decyzje repertuarowe.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji