Artykuły

Czego nie wiemy o Jerzym Jarockim?

- Nie miałem tak naprawdę okazji sprawdzić się w tym zawodzie. Parokrotnie zagrałem w telewizji, bo ktoś mnie tam obsadził w małej rólce, jednak byłem mocno zdegustowany sobą w tych występach. Szczególnie utkwił mi w pamięci jeden epizod. Pewnego razu grałem pastora na jakimś statku i w pewnym momencie przyłapałem się na tym, że przy widzach zacząłem udzielać uwag reżyserskich jednemu aktorowi, który akurat zapomniał tekstu. To było jeszcze w czasie studiów. I to spowodowało, że całkowicie zrezygnowałem z aktorstwa i zostałem reżyserem - mówi dziś Jarocki.

Sztuki w jego reżyserii odnosiły sukcesy na wielu światowych scenach. Nie wszyscy jednak wiedzą, że wykształcił całe pokolenia aktorów i reżyserów, wśród których znaleźli się m.in. Jerzy Stuhr, Jerzy Trela, Dorota Segda i Jerzy Radziwiłowicz.

Nawet najwybitniejszym aktorom do dziś drżą nogi na wspomnienie pracy z wybitnym reżyserem, który w środowisku uchodzi za niezwykle stanowczego i wymagającego. Jerzy Jarocki obchodzi właśnie 50-lecie pracy artystycznej, co zostało uczczone wydaniem książki pt. "Reżyser".

Taki jubileusz może być doskonałą okazją, żeby przypomnieć sobie debiut, który - o dziwo - nie był specjalnie dla wielkiego artysty przyjemny.

- Wspominam go niemiło. Uparłem się, że wystawię Brunona Jasieńskiego, który nie cieszył się zbytnim zainteresowaniem wśród dyrektorów teatrów. Dlatego nikt mi pomóc nie chciał. W końcu udałem się do Łodzi, a konkretnie do Teatru Nowego, którego dyrektorem był wówczas Kazimierz Dejmek. Na spotkanie z nim czekałem dwa dni, wreszcie reżyser mnie przyjął... i doradził, żebym zrobił kilka przedstawień gdzieś w Polsce i dopiero po tym się do niego zgłosił. Czułem się wtedy niewyraźnie - wyznaje reżyser.

Jarocki jednak postawił na swoim i zarówno "Bal manekinów" jak i wiele innych sztuk udało mu się wystawić nie tylko na deskach scen polskich, ale i w Niemczech, Francji, Włoszech, a nawet w Jugosławii. Nie każdy jednak wie, że jest on także z wykształcenia aktorem.

- Nie miałem tak naprawdę okazji sprawdzić się w tym zawodzie. Parokrotnie zagrałem w telewizji, bo ktoś mnie tam obsadził w małej rólce, jednak byłem mocno zdegustowany sobą w tych występach. Szczególnie utkwił mi w pamięci jeden epizod. Pewnego razu grałem pastora na jakimś statku i w pewnym momencie przyłapałem się na tym, że przy widzach zacząłem udzielać uwag reżyserskich jednemu aktorowi, który akurat zapomniał tekstu. To było jeszcze w czasie studiów. I to spowodowało, że całkowicie zrezygnowałem z aktorstwa i zostałem reżyserem - mówi dziś Jarocki.

Nie przeszkodziło mu to jednak uczyć sztuki aktorskiej innych, co robił przez wiele lat będąc pedagogiem krakowskiej PWST. To nikt inny, tylko Jerzy Jarocki wprowadzał w tajniki sztuki teatralnej m.in. Jerzego Stuhra. - Pamiętam, że kiedy męczyłem się z monologiem Henryka właśnie w "Ślubie" Gombrowicza, prof. Jarocki zaproponował, żebyśmy skreślili ten fragment tekstu, bo ja nigdy tego dobrze nie zagram. Wyczuł mnie, wiedział, że to mnie zmobilizuje. W końcu zagrałem tak, jak sobie tego życzył. Dzięki sukcesowi w tym spektaklu Jarocki przepisał mnie o rok wyżej - wspomina Stuhr. Jak to pointuje sam jubilat? - Od Stuhra lepszy w zapamiętywaniu tekstu był Radziwiłowicz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji