Artykuły

Niebo piekielnie nudne

Spektaklowi brakuje dramaturgii, a widza bombarduje słowo - o "Diabełku Widełku" w reżyserii zespołu Olsztyńskiego Teatru Lalek pisze Ada Romanowska z Nowej Siły Krytycznej.

Bóg i diabeł są z jednej gliny - powiedział kiedyś Nikos Kazantzakis, grecki pisarz i dramaturg. Poniekąd można to stwierdzić oglądając "O diabełku Widełku", spektakl serwowanym dla najmłodszych przez Olsztyński Teatr Lalek.

W czym rzecz? Diabełek Widełek - syn rasowych diabełków - zakochuje się w anielicy Filutce. Uczucie to nie byłoby niczym złym, ale rodzice Widełka wymarzyli sobie, że ich syn będzie zły jak na diabła przystało. A tu klops - Widełek uczy się najlepiej w klasie, uwielbia chodzić do szkoły. Nie psoty mu w głowie, ale amory. I na dodatek chce ożenić się z Filutką. Diabla mama i diabli tata postanawiają więc sprowadzić syna na właściwą drogę i robią wszystko, by wytępić w nim miłość. Wtórują im oczywiście anielscy rodzice Filutki. Suma sumarum młodzi się pobierają. I gdzie żyją? W piekle? Niebie? Na ziemi! I tyle z treści.

Spektakl wyreżyserowany przez zespół aktorski olsztyńskiego teatru (w ramach Sceny Inicjatyw Aktorskich) na treści skupia się zbyt mało. Bo bohaterowie zamiast działać, opowiadają wszystko, co robią. Jedyne, co dzieje się na scenie, to wjazd i wyjazd diablego i anielskiego domu. Diabełki mieszkają w kuchni kaflowej, a aniołki w organach kościelnych. To dwie wielkie szafy, w których baraszkują bohaterowie. A to wystawiają głowę z jednej fajerki, a to z drugiej. I tyle ze scenicznej akcji. Bo słowo, słowo, słowo...

Tekst sztuki - mimo iż przegadany - jest czytelny dla dzieci. Jednak z "Diabełkiem Widełkiem" jest jak ze Shrekiem. Jedne dowcipy trafiają do najmłodszych, a inne z kolei do ich rodziców. Więc dwie pieczenie przy jednym ogniu? Może i by tak było, gdyby spektakl miał w sobie odrobinę dramaturgii. Gdyby coś się działo. By ta "zakazana miłość" miała w sobie smaczek przygody, a nie tylko opowiastki.

A słowo w przedstawieniu oparte jest na opowiadaniu "Dobry diabełek" i sztuce "Aksamitka córka diabła" Pierra Gripari. I tak jak pomysłodawcy spektaklu połączyli dwie opowieści, tak i niemożliwe do pogodzenia siły łączą się na scenie. To piękny morał dla najmłodszych. Jednak czy dzieci same mogą dojść do takiego wniosku? Zazwyczaj w bajkach zło jest brzydkie, a dobro piękne. W "O Diabełku Widełku" lalki - główna oręż spektaklu - nie zachwycają. Widełek jest sympatyczny dla oka, ale Filutka - boska anielica - niemal przeraża. Na pierwszy rzut oka przypomina Smerfetkę. Jednak ma żółte usta, które nie zachęcają do pocałunku. Ma też żółte włosy przypominające rozgotowany posklejany makaron. Aż dziw bierze - jak w takiej dziwnej istocie można się zakochać? Ale w "O Diabełku Widełku" dzieje się niemożliwe. Piekło łączy się z niebem, więc zło z dobrem.

I jeszcze jedno - rodzic podczas spektaklu jest potrzebny. Bo czy przedmioty pojawiające się na scenie są czytelne dla malucha? Nie pojawiają się komputery, komórki, telewizory. Taka kuchnia kaflowa to przecież "perły z lamusa". A klepsydra? W niczym nie przypomina współczesnego zegarka. Dzieciakom przydaje się więc suflowanie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji