Artykuły

Tunio już więcej nie zażartuje

Śmierć zlitowała się nad nim tak, jak on litował się nad ludźmi teatru, recenzując ich poczynania pozytywnie, bądź nie robiąc tego wcale. Pozwalała mu się wymykać przez 96 lat, mimo iż na drodze życia stanął obóz jeniecki, następnie koncentracyjny, a po tych traumatycznych doznaniach nastąpiły stalinowskie represje - pożegnanie WOJCIECHA DZIEDUSZYCKIEGO.

2 maja zmarł we Wrocławiu najbardziej wszechstronny polski artysta - Wojciech Dzieduszycki. Dodawał kulturze blasku i koloru.

W szlacheckim rodzie Dzieduszyckich nie brakowało znakomitych humanistów - literatów, publicystów, historyków, filozofów. Wojciech Dzieduszycki był więc pod tym względem godnym jego synem. Realizował się w kabarecie, brał za bary z dziennikarstwem, śpiewał, dyrygował, zaś przy tym wszystkim znajdował jeszcze czas, by promować rodzimą kulturę.

- Wierzę, że dzięki temu ludzie stawali się lepsi - przyznał potem z charakterystycznym dla siebie optymizmem. Ten był zresztą uzasadniony - tak lubił ludzi, iż przez długi czas z trudem można było się doszukać jego wrogów.

Śmierć zlitowała się nad nim tak, jak on litował się nad ludźmi teatru, recenzując ich poczynania pozytywnie, bądź nie robiąc tego wcale. Pozwalała mu się wymykać przez 96 lat, mimo iż na drodze życia stanął obóz jeniecki, następnie koncentracyjny (od wyroku uchroniła go wówczas aktywność na polu opery), a po tych traumatycznych doznaniach nastąpiły stalinowskie represje związane z wykonywaniem lwowskiego repertuaru. Przyszła we śnie. Miał czas się do niej przygotować, jako że od miesięcy nie wychodził z domu, zaś jego stan zdrowia stopniowo się pogarszał. Po tym, jak w 2006 r. przyznał się do współpracy z SB i zrzekł się honorowego obywatelstwa Wrocławia, miasta, z którym był związany przez większą część życia, nie mógł dojść do siebie. Choć urodzony w Jezupolu, małym miasteczku znajdującym się obecnie na zachodzie Ukrainy, to właśnie na ulicach dolnośląskiej metropolii był kimś szczególnym. Rzadko kiedy mówiono do niego po nazwisku. Używano pieszczotliwego zdrobienia Tunio. Nic dziwnego, dzięki Tuniowi, tutejszemu arbitrowi elegancji, miasto miało swoją mąkę (bo na młynach znał się tak dobrze, jak na sztuce), ale też operetkę i filharmonię. Wychowywały się na nim kolejne pokolenia twórców. Dzięki niemu śmiały się tak często.

- Pamiętam pierwszy wrocławski kabaret, pn. "Dziura w płocie, który działał w 1946 roku. Prowadził go Tunio Dzieduszycki - wspominał satyryk Andrzej Waligórski. - W tym kabarecie usłyszałem pierwsze wrocławskie dowcipy - przyznaje.

W biografii Dzieduszyckiego arcyciekawych epizodów było znacznie więcej. Wystarczająco dużo, by obdzielić nimi kilku filmowych scenarzystów - dość powiedzieć, że był on gwiazdą opery we Lwowie i Florencji, dyrektorem Teatru Kameralnego TUR w Krakowie, jak również... kontrole

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji