Artykuły

Widzowie bronią przed lenistwem?

Nie wolno liczyć na niepamięć widza. Bo widz bardzo długo i bardzo nieraz szczegółowo pamięta to, co na niego przed laty zadziałało - genialny pomysł artystyczny - mówi Jerzy Stuhr w rozmowie z Marią Malatyńską w Polsce Gazecie Krakowskiej.

Lenistwo wiosenne opanowało naród. A czy twórca może być i czy bywa leniwy? Niekoniecznie na wiosnę, ale w ogóle. I niekoniecznie wtedy, gdy nic nie robi, bo mu brakuje weny. Czy taki termin w twórczości Istnieje?

- Oczywiście, a czemu ma nie istnieć? Wiele lat temu, gdy byłem jeszcze studentem, nasz rektor Fulde zwykł mawiać, że w każdym twórcy siedzi mniejszy lub większy leń. A leń najdobitniej objawia się wtedy, kiedy powtarzasz to, co ci już kiedyś przyniosło uznanie. Nie chce ci się pomyśleć, pokombinować, pogłówkować... i właśnie powtarzania siebie - grzmiał nasz rektor - trzeba unikać jak ognia! Byliśmy wtedy jeszcze studentami. Nikt z nas nie wiedział na pewno, czy w ogóle coś osiągnie, czego nie będzie mu wolno powtarzać, ale od czasu studiów pamiętam o tym najlepiej i zawsze się bardzo pilnuję. Różne rzeczy można o moich filmach powiedzieć, o ich niedoskonałościach itd., ale żaden się nie powtórzył. Choć wiem, że to mogłoby być nośne, gdybym jakieś kolejne cztery opowieści razem połączył, jak to było w "Historiach miłosnych". Albo gdybym poprowadził film od poniedziałku do niedzieli... jak w "Tygodniu z życia mężczyzny". Ale to byłoby skrajne lenistwo! Obsesyjnie dbam więc o ciągłe poszukiwanie czegoś nowego. Raz się uda lepiej, raz gorzej. Krok do przodu, dwa do tyłu, ale idziesz... idziesz... i coraz dobitniej wiesz, że przed tobą musi być coś, czego jeszcze nie próbowałeś. Oczywiście - powie ktoś - to jest głównie mądrość i czujność warsztatowa, to prawda. Ale "warsztat" i "forma" mają to do siebie, że nie istnieją samodzielnie, a bardzo mocno wpływają na sam tok i zakres opowiadania. Dlatego takie pojęcie lenistwa działa na moją wyobraźnię do dziś i całkowicie jestem przekonany, że chodzi tu o tok opowieści, który można usprawnić lub utrudnić.

Opowiem np. taką anegdotę o Giusseppe Tornatore. Bardzo lubię tego twórcę. To montażysta z zawodu, ale zdolny reżyser i bardzo miły człowiek. Zrobił on parę pięknych filmów, które mnie poruszyły, ale jeden jego obraz był szczególny, także dlatego, że powstał według pomysłu Felliniego. To nie pomyłka! Fellini, który wiedział, że już nie zdąży zrobić takiego filmu, podarował mu ten pomysł, jakby namaszczając go na swojego sukcesora. A pomysł Felliniego był taki, że oto jest katastrofa samolotu gdzieś w górach i kilku ludzi się ratuje. Ale są zagubieni. Nie bardzo wiedzą, gdzie i jak mają się poruszać, bo i teren jakby mało znany (niby Andy, niby Ameryka Południowa), i w ogóle o życie muszą walczyć (żywią się resztkami z cateringu, który wydobyli z rozbitego samolotu) - i nagle, w połowie filmu orientujesz się, że oni nie żyją i to cierpienie, ta walka, to jest czyściec. Oni są w czyśćcu! Taki był pomysł Felliniego i ten właśnie pomysł Tornatore otrzymał od mistrza. Ale obudował go podług własnych wyobrażeń. I powstała z tego "Czysta formalność". Pamiętamy ten fascynujący film, zachwycaliśmy się nim: kameralny, niepokojący, głęboki "koncert na dwie osoby", dziwne przesłuchanie, w którym grał nasz Roman Polański i Gerard Depardieau, gdzie po trzech czwartych filmu orientujemy się, że to nie jest komisariat i "normalne" przesłuchanie. To jest czyściec! A bohater nie żyje i zdaje sprawę ze swojego życia! I tam był zastosowany taki flash-backowy montaż, bo przecież Tornatore, jako montażysta, świetnie umiał to zrobić. Cała więc przeszłość tego "przesłuchiwanego", jakiś jego wypadek czy zbrodnia pojawiały się tylko w błyskach, jakby w fazach pamięci... Byłem zachwycony! To była osobna wartość tej opowieści. Piękna, sprawna i bardzo funkcjonalna. I upłynęło sporo lat i oto oglądam film "Nieznajoma". Znowu autorem jest Giuseppe Tornatore. Rzecz jest o imigrantce. Wszystko jest sprawne, dobrze grane, ale nagle widzisz, że znowu są tu flash-backi, znowu przeszłość bohaterki pojawia się w podobnych błyskach pamięci, co w tamtym filmie. I niby wszystko w porządku, a przeszkadza ci to, myślisz o tym, denerwuje cię, wreszcie robi ci się prawdziwie smutno. Dziś myślę, że tu zaistniał element niepewności siebie, albo nawet niewiary w to, że jest możliwe ciągłe poszukiwanie artystyczne, ciągłe odkrywanie nowych znaczeń... Nie odkrytych pól. Ale może było to przekonanie, że nikt już tamtego, genialnego pomysłu z "Czystej formalności" nie pamięta?

Otóż na taką niepamięć nie wolno liczyć. Bo widz bardzo długo i bardzo nieraz szczegółowo pamięta to, co na niego przed laty zadziałało. Czyli widz może twórców obronić przed lenistwem? To byłoby optymistyczne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji