Artykuły

Prywatne sceny czeka trudna walka o widza

Kibicuję teatrom prywatnym, gdyż ich pojawienie się na kulturalnej mapie stolicy może zaowocować większą różnorodnością artystycznych propozycji poszczególnych scen. Może też wpłynąć ożywczo na teatry instytucjonalne, zmusić je do bardziej aktywnego zaangażowania się w wyścigu o widza - pisze Barbara Bardadyn w Dzienniku.

We wrześniu ma zostać otwarty Teatr Praski - kameralna scena aktora Marcina Kwaśnego. Na kulturalnej mapie Warszawy przybywa prywatnych teatrów kierowanych przez aktorów. Wszystko zaczęło się ponad dwa lata temu od Polonii Krystyny Jandy, która stworzyła jeden z ciekawszych teatrów w stolicy ze znakomitym repertuarem. Wydawało się, że przez długie lata będzie jedyną odważną, którą zdecyduje się na skok do głębokiej wody. Okazuje się jednak, że za jej przykładem podążają następni. Prace remontowe trwają w kilku innych miejscach, które na własne teatry upatrzyli sobie aktorzy. Anna Gornostaj przygotowuje Scenę Capitol (w dawnym kinie Capitol [na zdjeciu]), Emilian Kamiński będzie szefem Teatru Kamienica przy al. Solidarności, a po wakacjach przy ul. Kępnej 6 ma ruszyć najnowsza prywatna scena - Teatr Praski, za którym to przedsięwzięciem stoi znany z filmu "Rezerwat" Marcin Kwaśny.

- Wszystko zaczęło się od tego, że znajoma aktorka namówiła mnie na wyreżyserowanie i zagranie w rosyjskiej klubokawiarni Skamiejka spektaklu "Niedźwiedź" według Czechowa - mówi Marcin Kwaśny. - Spektakl był bardzo dobrze przyjmowany, czasami graliśmy dwa razy z rzędu. Tak zrodził się pomysł na własne miejsce, na stworzenie grupy teatralnych pasjonatów. Pozostało tylko znalezienie odpowiedniego budynku, w czym pomocny okazał się wiceburmistrz Pragi-Północ Artur Buczyński - dodaje aktor. Teatr Praski będzie się mieścił w oficynie przy ul. Kępnej 6. Jak zaznacza Kwaśny, będzie to miejsce bardzo kameralne na 50, 60 osób. Czy zaispirowała go Janda? - Moim zamiarem nie było wzorowanie się na kimkolwiek, po prostu jest to wpisanie się w coraz bardziej powszechny nurt - wyjaśnia. - Jestem na etacie w Teatrze Kwadrat, gdzie przygotowywana jest jedna premiera rocznie, więc czuję się aktorem "niewygranym". Potrzeba matką wynalazku - podkreśla Kwaśny.

W Teatrze Praskim rocznie ma być pokazywanych sześć premierowych spektakli, głównie autorów współczesnych i tych związanych z prawobrzeżną Warszawą. Na ten rok zaplanowane są testy "Nienawidzę" Marka Kotarskiego (kontynuacja historii Adasia Miałczyńskiego), "Niedźwiedź" Antoniego Czechowa, "Sztuka po sztuce" Briana Friela i "Zaliczenie" Piotra Wojciechowskiego.

- Chciałbym, żeby Teatr Praski był miejscem konsolidującym różne środowiska twórcze. Nie tylko aktorów, ale też muzyków, plastyków i fotografów, miejscem, gdzie po zakończonym spektaklu widz nie ucieknie od razu do szatni, ale zostanie w kawiarni i z twórcami przy stole zamieni przynajmniej kilka słów przy herbacie - dodaje aktor. Jako pierwszy w Polsce Teatr Praski ma wprowadzić audiodyskrybcję, czyli narracje spektaklu dla niewidomych. Jeśli więc wszystko pójdzie zgodnie z planem, po wakacjach będziemy mieli trzy nowe teatry prywatne. Jak zapatruje się na swoich następców Krystyna Janda? Odpowiedziała krótko: im nas więcej, tym lepiej. Przedsięwzięcia aktorów spotykają się

z przychylnym nastawieniem ze strony kolegów po fachu. - To bardzo pozytywne zjawisko - ocenia Marcin Kołaczkowski, aktor, reżyser, prezes stowarzyszenia Muzyka bez granic, który też poszukuje miejsca na swoje spektakle. - Nie trzeba korzystać z zespołu etatowego, a taki teatr daje możliwość spotkania się osób, które wcześniej razem nie grały, co jest twórcze i świeże. Poza tym wielu moich kolegów-aktorów etatowych jest niezadowolonych ze spektakli, w których muszą grać. Nie są przekonani do swoich ról, choć nie jest to oczywiście sytuacja nagminna.

Prywatne sceny w stolicy czeka trudna walka o widza

Kibicuję teatrom prywatnym, gdyż ich pojawienie się na kulturalnej mapie stolicy może zaowocować większą różnorodnością artystycznych propozycji poszczególnych scen. Może też wpłynąć ożywczo na teatry instytucjonalne, zmusić je do bardziej aktywnego zaangażowania się w wyścigu o widza.

Jest oczywiste, że impulsem do zakładania tego rodzaju scen i jednocześnie zachętą dla ewentualnych kolejnych śmiałków jest sukces teatru Polonia Krystyny Jandy. I to w dodatku sukces komercyjny - bilety na większość przedstawień trzeba rezerwować wiele tygodni wcześniej, a publiczność zajmuje wolne miejsca na schodach i w przejściach - jak i artystyczny. Wiele przedstawień Polonii na czele z monodramem "Ucho, gardło, nóż" w wykonaniu samej aktorki oraz ostatnim spektaklem "Dowód" w reżyserii Andrzeja Seweryna zyskuje znakomite opinie krytyki. Nie oznacza to jednak, że kolejni właściciele prywatnych scen są skazani na sukces. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta - Janda w polskim filmie i teatrze jest jedna. Ona gwarantuje przychylność publiczności, zainteresowanie sponsorów oraz odzew recenzentów. Ona jest firmą. Dlatego życzę Annie Gornostaj, Emilianowi Kamińskiemu i Marcinowi Kwaśnemu sukcesów w nowej działalności. Przestrzegałbym jednak przed daleko idącym optymizmem. Nie będzie łatwo odebrać instytucjonalnym scenom ich publiczności. Walka o pieniądze też może pokrzyżować szyki. Poza tym nie ma się co oszukiwać - kilka prywatnych scen nie spowoduje rewolucji w życiu teatralnym stolicy. Nie zmieni się system finansowania teatrów instytucjonalnych, w związku z czym trudno się spodziewać, by którykolwiek z nich mógłby w najbliższym czasie przestać istnieć. Szefowie nowych teatrów wkraczają na bardzo grząski grunt Jeśli w krótkim czasie nie zdobędą przychylności widzów wyrażanej liczbą sprzedanych biletów, byt ich placówek może być zagrożony.

Prywatny teatr to zabawa dla bogatych

Osiemnaście lat temu w jednym ze swoich pierwszych tekstów przewidziałem powstanie takich scen - mówi Tomasz Mościcki, krytyk teatralny, odnoszący się do powstawania kolejnych prywatnych teatrów w Warszawie.

- Sądzę, że aktorskie inicjatywy świadczą o dwóch rzeczach. Po pierwsze Polska staje się zamożniejszym i normalniejszym krajem, a po drugie Polacy biorą sprawy, także te artystyczne, w swoje ręce. Uważam, że należy patrzeć na to z zainteresowaniem, bo to wzbogaca kulturalny pejzaż naszego kraju. Jest po prostu ciekawiej, publiczność otrzymuje szerszą ofertę, a i obserwatorzy teatralnego życia mają się czym żywić - dodaje Mościcki. - Ja bardzo im wierzę i podziwiam ich determinację -mówi z kolei Izabella Cywińska, reżyser, obecnie dyrektor artystyczny Teatru Ateneum. - Sądząc z tego co robi Krystyna Janda, jaka atmosfera panuje w jej teatrze, że wystawia Becketta, że reżyseruje u niej Andrzej Seweryn, chwała jej za to. Teraz czekam na następne inicjatywy, ale liczę, że kolejne teatry zrobią coś innego niż Janda - zaznacza Izabella Cywińska. - Marzy mi się też, żeby teatry utrzymywane były ze społecznych pieniędzy, w związku z działalnością teatrów prywatnych, były tym samym zwolnione z robienia sztuk o charakterze ściśle rozrywkowym - dodaje dyr. artystyczny Ateneum.

Czy zatem prywatne sceny mają świetlaną przyszłość? Tomasz Mościcki przestrzega jednak przed nadmiernym optymizmem.

- Teatr jest po prostu zabawą bardzo drogą - nie na naszą polską kieszeń. Zawsze będzie szukał wsparcia u mecenasów - także i tych publicznych. Zresztą dzisiejsze aktorskie przedsięwzięcia są także często po cichu częściowo dotowane z publicznych funduszy - dodaje Mościcki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji