Artykuły

Otello, czyli świat zabawek dla chłopców

"Otello" w reż. Agnieszki Olsten w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Człowiek, czyli mężczyzna? W wielu środowiskach i społecznościach: oczywiście tak. Świat arabski, Bałkany, tereny opanowane przez wojnę. W takim świecie rozgrywa się akcja "Otella" Agnieszki Olsten i Bartosza Frąckowiaka.

O stosunkach między płciami w takim świecie chorwacka eseistka Dubravka Ugresic pisała w "Gazecie Świątecznej" ("Jugosławia, Toys for Boys"): " państwa to zabawki dla chłopców. Chłopcy i tak nie wiedzą, co począć z dziewczynkami - trochę ich się boją, dlatego mówią, że są głupie i brzydkie. Czasem wykorzystują je seksualnie albo odsprzedają innym chłopcom ( )".

"Otello" z Narodowego to właśnie Shakespeare czytany po wojnie w Jugosławii. Nie ma w nim karabinów i masowych sąsiedzkich mordów. Kobiety nie noszą czarnych chust, ale kuse, jaskrawe suknie z zachodnich magazynów mody. Nie ma aluzji politycznych, jest za to mizoginizm i freudowski lęk przed kobiecością, tak charakterystyczny dla chłopców, którzy zbyt długo bawili się razem w zabijanie. Tak pasujący do tego, co o sytuacji Serbek i Chorwatek wiadomo z reportaży.

Olsten pokazuje świat testosteronu, rywalizacji, hierarchii. Podobnie, jak w "Norze", wystawianej także na scenie Narodowego, reżyserka oskarża męską niedojrzałość. Tworzy sytuację laboratoryjną, w której emocje zostają zwielokrotnione. Przestrzeń zbudowana z ruchomych luster weneckich (czy dlatego, że Desdemona jest Wenecjanką?), soczystoniebieskiej mozaiki i kilku podstawowych sprzętów, przesiąknięta jest atmosferą zaniedbanej bazy wojskowej gdzieś na Cyprze.

Wypaleni, znużeni zwycięzcy wojny z Turkami, popijają uzo przy rachitycznym stoliczku. W ich kręgu nie ma miejsca dla Desdemony (Agnieszka Warchulska), która naga, drżąca, przychodzi zaprosić męża do łóżka. Nie ma miejsca dla Emilii (Beata Ścibakówna), wypindrzonej, ale ciągle jeszcze pięknej żony Jago, traktowanej przez ukochanego jak śmieć. Nie ma miejsca dla Bianki (Patrycja Soliman), nadwrażliwego dziecka-kurewki. Nikt tych kobiet nie pożąda, tylko psują chłopcom zabawę. Nie Maur-Otello (Jerzy Radziwiłowicz), ale one są "murzynami" tej rzeczywistości.

Jedną z rzeczy najbardziej zastanawiających w dramacie, oprócz zazdrości Otella i motywów Jago (Mariusz Bonaszewski), jest miłość Desdemony. Jak to się stało, że młodziutka arystokratka pokochała starego Maura? Shakepeare podpowiada: to miłość przez zasłuchanie. Dziewczyna zatraciła się w krwawych historiach o wojennych przygodach Otella. Zakochała się w odwadze, cierpieniu i okrucieństwie mężczyzny z opowieści. Olsten kładzie na tę dziwaczną narracyjną motywację ogromny nacisk. Wydaje się, że w niej właśnie tkwi przyczyna śmierci Desdmony, dziewczęcia w białej sukience, ufnego i radosnego jak pensjonarka. Panna zapragnęła wziąć udział w jego historii, i jako intruz została unicestwiona nie tyle przez zazdrosnego małżonka, ile przez system, któremu był on wierny. W którym czuł się bezpieczny.

Ewentualna zdrada nie ma tu znaczenia. Jak Otello miałby być zazdrosny o Kasja (Oskar Hamerski)? Kasjo, który popadł w niełaskę wodza nie z powodu zwykłej burdy (jak u Shakespeare'a), ale z powodu próby homoseksualnego gwałtu, jest raczej kiepskim kandydatem na uwodziciela młodych panien.

Jago to tylko strażnik męskiego porządku. Wojownik, który nie może pogodzić się z tym, że wojna skończona, a koledzy rozjadą się do domów. Olsten, usuwając pierwszy akt, odjęła mu sugerowane w sztuce motywy (Otello pominął go przy awansie i mianował swoim zastępcą Kasja). Zło Jago, jego intrygi i spiski, mogłyby się więc wydawać bezinteresowne, szatańskie. Rzeczywiście, Bonaszewski wije się, szamoce, pręży, jakby parodiował zagnieżdżonego w raju węża-kusiciela czy oprawcę Tinkera z "Oczyszczonych" Krzysztofa Warlikowskiego. W istocie jednak jest obrońcą męskiej niezależności. W niektórych scenach przypomina postać z "Linczu" Olsten, kochanka, który w przeszklonej szafie tańczy historię swojej utraconej miłości. Nie mści się na Otellu, ale chroni go przed słabością, jaką jest kobieta. Otello jest w jego rękach bezbronny, katatoniczny. Twarz bez wyrazu, niewidzące spojrzenie. Radziwiłowicz powrócił do swojej maniery mówienia, sprawiającej, że każde słowo brzmi w jego ustach nienaturalnie i obco. Gdy pod wpływem natrętnych podszeptów Jaga dostanie ataku (wylew? udar?), jego bełkot będzie tylko naturalną konsekwencją wcześniejszego "usztuczniania" języka.

Spektakl Olsten i Frąckowiaka jest precyzyjny i przemyślany. Spokojna muzyka braci Olesiów i śródziemnomorskie światło Wojciecha Pusia czynią z niego niezwykłą, piękną kompozycję. Nie ma tu narzucania interpretacji. W weneckich lustrach, jak w "Powiększeniu" Antonioniego, mnożą się sensy, ukrywają znaczenia. Nawet aktorzy znikają czasem, by pojawić się w kilku miejscach naraz. Lustra mogłyby przywodzić na myśl pisma Lacana, psychoanalityków, teorie tożsamości. Są jednak nie cytatem dla znawców, ale dyskretnymi towarzyszami akcji. Powolny, wyciszony, oniryczny spektakl to "Otello" Shakespeare'a. Ale z pewnością jedna z ciekawszych propozycji młodego teatru. Zrobiony bez intelektualnego zadęcia, z dużą wrażliwością.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji