Artykuły

Gdzie te chłopy?

Tekst Gavrana to właściwie komedia posługująca się satyrą, ukazująca męski świat w ramach stereotypu, kąśliwa, ale ujmująca temat dobrodusznie i z prostotą - o spektaklu "Wszystko o mężczyznach" w reż. Tomasza Obary w Teatrze Ludowym w Krakowie pisze Iga Dzieciuchowicz z Nowej Siły Krytycznej.

Spektakl Tomasza Obary, oparty na dramacie Miro Gavrana, składa się z czterech przeplatających się historii wykonanych w formie skeczy, które wyjawiają może nie wszystko o mężczyznach (jak wskazuje tytuł), ale na pewno wiele, do tego z humorem i lekkością. Tekst Gavrana to właściwie komedia posługująca się satyrą, ukazująca męski świat w ramach stereotypu, kąśliwa, ale ujmująca temat dobrodusznie i z prostotą. Jedynym mankamentem wydaje się historia braci i ich umierającego ojca, która przypomina fragment scenariusza do kolejnego odcinka "Klanu" czy innego serialowego cuda i niestety tak właśnie została zagrana - w finale widzimy "misiaki", czyli pogodzonych ojca i syna padających sobie w ramiona i poklepujących się po plecach, wcześniej dzieje się niewiele, w porywach do nic.

W postaci mężczyzn, gejów, facetów i kolesi wcielili się Piotr Pilitowski, Krzysztof Górecki i Tomasz Obara. Scenografia to trzy krzesła i stół, czasem pojawia się jakiś ręcznik, papieros czy wino - więcej mężczyznom przecież nie trzeba. Pierwsza opowieść zaczyna się na siłowni, w której przy dźwiękach Santany siódme poty wyciskają trzej przyjaciele: Michał (Krzysztof Górecki), Paweł (Piotr Pilitowski) i Adam (Tomasz Obara). Paweł zachwyca się nową asystentką w swej kancelarii prawniczej, Adam jest kawalerem i taki stan chciałby zachować do śmierci, Michał ma żonę, która zapisała się na fitness, ambicja zmusiła go więc do intensywnej pracy nad ciałem. Adam i Paweł to zamożni prawnicy, tymczasem Michał-nieudacznik za marną pensyjkę pracuje w szkolnym sekretariacie. Konflikt zaczyna się w chwili, gdy wychodzi na jaw, że Adam ma romans z żoną Michała Tę historię postawiłabym na trzecim miejscu, choć przekonująco wypada Krzysztof Górski, który swego bohatera obdarzył subtelnością poczciwca, po uszy zakochanego w żonie i nazbyt ufnego - niemal do końca wierzy w zapewnienia przyjaciela, że ów romans to "obrzydliwe kłamstwo".

Na drugim miejscu umieszczam opowieść o kolesiach z półświatka, którzy prowadzą nocny klub, gdzie główną atrakcją jest męski striptiz przeznaczony dla kobiet. Jeden z gangsterów (Piotr Pilitowski) przyprowadza znajomego (Tomasz Obara), który właśnie potrzebuje gotówki - znajomy, natychmiast określony przez Szefa (Krzysztof Górski) jako Mały, miałby wykonać rozbierany numer zatytułowany "Wstydliwy Źrebak". Szef zgadza się niechętnie, bo Mały wygląda na tchórza, który nie ściągnie majtek. Mały wychodzi na scenę, wykonuje parę nieskoordynowanych ruchów, ściąga spodnie i koszulę, po czym ucieka w popłochu. By ratować dobre imię klubu kolejno tańczą gangster i szef, jednak obaj nie wytrzymują pełnych oczekiwania i niecierpliwości spojrzeń kobiet wycelowanych w jeden punkt - trzeba zwrócić pieniądze za bilety. Świetnie gra rolę niezbyt rozgarniętego, lokalnego gangstera Piotr Pilitowski - jego bohater, pewny siebie typ sukinsyna, który wygląda na takiego, co to mógłby mieć każdą, zdołał pokazać tylko gołe pośladki. Zresztą pozostali aktorzy - grający groteskowych, czasem trochę strasznych w swej prymitywności opryszków, również dotrzymują kroku.

Bardzo płynnie przebiega historia gejów - w tych fragmentach spektaklu trio Pilitowski, Górecki, Obara wydaje się najbardziej zgrane. A co najcenniejsze - aktorzy nie ujmują swych ról w kliszę, która każe grać geja z opadniętą łapką i mówiącego falsetem. Wbrew pozorom opowieść ta jest dość smutna - w związek wkrada się ten trzeci, który powrócił i sprawił, że dawne uczucia eks-kochanka odżyły. Niby wszystko kończy się happy endem, jednak role budowane na ledwo dostrzegalnych, drobnych gestach, jakby ukradkiem i wstydliwie nadają tej historii pewien tragiczny rys. To wielki atut, bo trudno osiągnąć taki efekt i nie osunąć się w parodię czy karykaturę.

Ostatnia część spektaklu - utrzymane w sitcomowej formie spotkanie trzech przyjaciół na ławeczce pod domem starców, którzy nawet nie pamiętają, jak mają na imię i kto czyją żonę zdradzał, choć zagrana z wyczuciem, trochę psuje całość. Wydaje się przylepioną na siłę sceną, którą akurat odrzucił reżyser filmu "Edi".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji