Artykuły

Piekielna zabawa

To spektakl rozrywkowy i chyba nie ma co dorabiać do niego głębokiej interpretacji, bo to może jedynie zniekształcić odbiór - o spektaklu "Mistrz i Małgorzata" w reż. Waldemara Wolańskiego w Teatrze Groteska w Krakowie pisze Monika Kwaśniewska z Nowej Siły Krytycznej.

"Mistrz i Małgorzata" w Teatrze Groteska to spektakl rozrywkowy i chyba nie ma po co dorabiać do niego głębokiej interpretacji, bo to może jedynie zniekształcić odbiór. Z konieczności skrócona fabuła zacieśnia się głównie do wątku grupy Wolanda (Krzysztof Grygier) oraz związku tytułowych bohaterów. A wszystko to opowiedziane z perspektywy poety Bezdomnego (Franciszek Muła), dzięki czemu motyw jego opowieści ujmuje przedstawienie w zgrabną klamrę. Poeta jest też jedyną postacią z ziemskiego padołu graną przez aktora, a nie animowaną przez jedno z diablich wcieleń lalką. Jest to znak, że jedynie on nie poddał się piekielnym mocom i dlatego przejął misję Mistrza oraz mógł opowiedzieć jego historię - splecioną ze swoją własną.

Jednak nie ten motyw jest w spektaklu najważniejszy - wydaje się on jedynie wisienką na torcie zaserwowanym widzowi. Tort ten tworzą natomiast liczne, bardzo widowiskowe lub łatwo melodramatyczne sceny. Do pierwszej kategorii należą sekwencje z udziałem diabelskiej zgrai. Diabły, podobnie jak w powieści, stanowią przegląd najpopularniejszych wizerunków szatańskich: Woland w czarnej pelerynie, z mrocznym (ale nie dorównującym gwiazdom heavy metalu) makijażem na twarzy; Bohemot (Lech Walicki) w czarnym futerku; rudowłosa, skąpo odziana Hella (Iwona Olszewska); chudy Korowiow w kraciastej kamizelce i czapeczce z daszkiem (Bartosz Watemborski) oraz muskularny (choć mięśnie ma plastykowe, przymocowane do tułowia na koszulkę) prostak Azazello (Marek Karpowicz). Wszyscy grani są przez aktorów w żywym planie. To oni również animują pozostałe postaci, jakby w geście opętania. Ich sceny skrzą efekciarstwem - zazwyczaj w najbardziej sztampowym stylu. Począwszy od show w teatrze - rozegranego naturalnie przy zapalonych na widowni światłach, z udziałem zapraszanych na scenę "zwykłych widzów", czyli podstawionych aktorów. Przez scenę balu u Wolanda, w której zaproszeni zbrodniarze to groteskowe, papierowe figury wieszane z tyłu na tle krwisto czerwonych gotyckich łuków. Na deser rozmowa Wolanda z wysłanym przez Boga Mateuszem Lewitą - czyli z głosem dobywającym się wraz z dymem zza kolorowej, podświetlonej planszy niedookreślonych kształtów. Wszystkie te sceny upstrzone są spektakularną, głośną muzyką - dość standardowo dobraną (czyli - jeśli pojawia się diabeł, to musi być mrocznie, a najlepiej żeby jeszcze do tego zagrzmiało), błyskami, dymami, czy magicznymi sztuczkami (głównie podczas widowiska).

Natomiast wątek Mistrza (animacja Lech Walicki) i Małgorzaty (animacja Iwona Olszewska) jest wzorowo melodramatyczny. Oboje przyjmują postać ludzkich rozmiarów lalek. On jest lekko wychudzonym, przystojnym mężczyzną w za dużym garniturze - ona długowłosą, bladolicą, piękną kobietą w zwiewnej sukience. "Gniazdko" kochanków, czyli pracownię Mistrza, tworzy jedna z warstw wielofunkcyjnego biurka - z wyrzeźbionymi książkami i podświetlanymi lampkami. Ich sceny rozegrane są przy dźwiękach wzruszającej muzyki, której nie powstydziłby się żaden twórca łzawej telenoweli.

Uwagę zwracają elementy plastyczne przedstawienia. Bardzo pomysłowo ogrywane jest duże, drewniane biurko, przy którym poeta opowiada historię. Wciąż przekształcane i przebudowywane tworzy znaki przeróżnych przestrzeni (parku, pracowni mistrza, szpitala), w których rozgrywa się akcja, by na końcu wrócić do swego pierwotnego wyglądu z początku spektaklu - czyli zwykłego biurka z mnóstwem papierów i zapalaną lampką. Urzekają lalki tytułowych bohaterów, czy podobnie skonstruowanych postaci lekarza i pielęgniarki (zresztą ich scena - zabawna i groteskowa - jest jedną z najoryginalniejszych w spektaklu). Choć nie są one szczególnie nowatorskie - w pierwszym przypadku docenić należy ich delikatną urodę, w drugim zabawną groteskowość.

Materiał literacki został bardzo sprawnie okrojony, tak że wyselekcjonowane wątki powieści opowiedziane zostają w zgrabnej, logicznej formie. Choć fabuła wydaje się często pretekstem dla scenicznej formy, a całość rozegrana jest dość standardowo i efekciarsko - spektakl nie nuży, a, przeciwnie, cieszy widza takim nagromadzeniem fajerwerków. Czasem ich banalność oraz tandeta porażają i zaczynają drażnić (jak chociażby w opisanej powyżej scenie rozmowy z Mateuszem Lewitą) - wtedy jednak na pomoc przychodzi ironiczny humor prozy Michaiła Bułhakowa przekształcając zażenowanie w szczery śmiech. Wszystko to sprawia, że "Mistrz i Małgorzata" to czysta rozrywka - nieobciążona głęboką refleksją, ani nie owiana aurą tajemniczości, ale i tak na dość przyzwoitym poziomie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji